Trzy domy obok mojego
Mieszkała dziewczyna, którą
Kiedyś nazywałem siostrą,
Choć nie jest mych starych córą.
Nie posiadamy rodzeństwa,
Znamy się od zawsze chyba.
Razem „sz**aliśmy do piachu”;
Nikt nas przy tym nie przydybał!
Ja nocowałem w jej domu,
Gdy rodzice wyjeżdżali.
Gdy jej rodziców nie było,
Ona zostawała z nami.
Była ode mnie rok młodsza,
Więc wcześniej kończyłem szkołę.
Z czasem sam się przekonałem,
Że coś więcej czuję do Niej.
Nie dałem poznać po sobie,
Bo wiedziałem, żem jest dla Niej
Prawie bratem, przyjaciółką;
Zniszczyłbym to tym przyznaniem.
Ona zawsze mi mówiła
O swoich dziewczęcych sprawach,
A gdy „gdzieś tam” wychodziła,
Potrzebna jej była rada
Co do kiecki czy bucika.
Potrafiła przy mnie zmienić
Bluzkę, czy nawet sukienkę.
Było to tak naturalne,
Swobodne, zwyczajne, piękne!
Długo się zastanawiałem,
Czy i jak to Jej powiedzieć.
Wreszcie jednak wymyśliłem
Jaką mam przyjąć strategię.
Zbliżał się termin studniówki.
Było dla mnie oczywiste,
Że tylko Ją tam zaproszę.
Z Nią będzie wręcz zarąbiście!
Kiedy tylko poruszyłem
Tematykę studniówkową,
Natychmiast wpadła mi w pierwsze
Wypowiedziane słowo.
Pochwaliła się, że wczoraj
Chłopak, co jej się podoba,
Poprosił, żeby z nim poszła.
Musiałem więc przyhamować.
Nikogo nie zaprosiłem,
Ale razem jechaliśmy.
Ojciec mój nas tam zawiózł,
Chociaż parą nie byliśmy.
Wieczór jakoś przetrzymałem.
Nawet tańczyliśmy razem.
Nie bawiłem się zbyt dobrze
I nie był to bal mych marzeń!
Ona bawiła się świetnie.
W pewnej chwili do mnie przyszła
I poprosiła dyskretnie
O bardzo drobną przysługę.
Zapytałem o co chodzi.
Lecz tłumaczenie zbyt długie,
Później mi to wyjaśni.
Tajemnica? Wciąż się łudzę…
Gdy zeszliśmy do piwnicy,
Weszła w jakieś drzwi otwarte
Prosząc, żebym przez czas jakiś
Osobiście pełnił wartę.
Gdyby ktoś tutaj się zjawił,
Miałem dyskretnie zapukać,
A potem zacząć udawać,
Że coś zgubiłem i… szukam.
Tam gdzie weszła, było ciemno.
Naraz sobie przypomniałem,
Że Ona i Jej fordanser
Przed kilkoma minutami
Pomagali koleżance,
(A byli z nią tylko sami),
Opuścić ukradkiem salę,
Bo „się zmęczyła” na pewno.
Przypuszczałem, że ją tutaj
Trzymali mając nadzieję,
Że nim się skończy studniówka,
Ona wreszcie wytrzeźwieje.
Stałem tak chyba przez kwadrans,
Kiedy drzwi się otworzyły
I wyszła rozglądając się,
Czy nie ma nowoprzybyłych.
Powiedziałem, że nikogo
Nie ma i jest, tak jak było.
Popatrzyła na mnie wdzięcznie,
Aż mi się zrobiło miło.
Zwróciła twarz w moją stronę.
Myślałem, że będzie całus,
A Ona tylko szepnęła:
– Zrobiłam to, a Ty żałuj!
– Co? zapytałem zdziwiony.
– Ten mój pierwszy raz… i wtedy
Zobaczyłem jej faceta,
Wyniosłego jak carewicz.
Wziął Ją za rękę i poszli
Ona i ten Jej pyszałek.
A ja jakby skamieniały
Stałem, i stałem, i stałem…