Bardzo lubię jazdę konną,
Ale to trochę kosztuje.
Dlatego w czasie wakacji
Gdy tylko mogę, pracuję.
Udało mi się w tym roku
Znaleźć pracę dorożkarza.
Woziłam tylko turystów,
Tak właściciel konia kazał.
Pewnego dnia, gdy wracałam
Do stajni późnym wieczorem,
Uderzył w dorożkę motor.
Konsekwencje były spore.
Koń przeżył, a „wrak” dorożki
Leżał w rowie obok drogi,
A ja „tylko” spadłam z kozła
I złamałam obie nogi.
Teraz po półrocznej przerwie
Mogę chodzić samodzielnie
Bez żadnych usztywnień, ale
Z kulami czuję się pewniej.
One muszą mnie odciążać
W czasie chodzenia lub stania,
Gdyż już po kilku minutach
Mam ból nie do opisania.
Jeżdżę na wykłady tylko
Autobusem lub tramwajem,
Bowiem wsiąść do „osobówki”
Jeszcze mi się nie udaje.
Ale jeżdżę mimo tego,
Że wciąż słyszę takie głosy:
– „Ale cwana, kulę wzięła
I w tramwaju się panoszy”.
– „Chorą udaje, a nawet
Nie ma gipsu ani szyny.
– Tylko by dupę sadzała
Bez należytej przyczyny”.
– „Każdy może zabrać kule
I udawać kalekiego”…
Tak przygadują kobiety.
Żadnego głosu męskiego!