Mamy rodzinną tradycję.
Gramy w „Lotka” tylko wtedy,
Gdy w puli jest pięć milionów.
Może je wygramy kiedyś?
Skreślamy te same liczby:
Datę mej żony urodzin
Oraz numer autobusu,
Który nas do domu wozi.
Z reguły żona wypełnia
Na kuponie jeden zakład.
Ostatnio to ja skreślałem,
Gdyż tak mi wypadło z nagła.
Zagrałem i zapomniałem.
Dotąd nigdy nie sprawdzałem,
Teraz też się wynikami
Nie zainteresowałem.
W piątek żona zadzwoniła,
Bym natychmiast wrócił z pracy.
Nie wyjaśniała przyczyny,
Słyszę coś jak krzyk rozpaczy!
Myślałem, że coś się stało.
Byłem w domu po kwadransie.
Wpadam nagle do mieszkania,
A ma żona w dziwnym transie
Czeka na mnie w dezabilu
Z szampanem i truskawkami.
Zrozumiałem, że dziś święto
Oczekiwane latami.
Żona w prasie wyczytała,
Że w czwartek wieczorem nasze
Numery wylosowano.
Stąd ten entuzjazm i… łaszek.
Radości nie było końca.
Cieszyliśmy się rozsądnie
Z tego, że dzięki wygranej
Spędzimy życie wygodnie.
Chcieliśmy żyć jak dotychczas.
Pracować, gdzie pracowaliśmy.
Nikomu, nawet rodzinie,
Sekretu nie zdradziliśmy.
Bez zwłoki do biura „Lotto”
Zgłaszamy naszą wygraną.
Jednak nasz wielki entuzjazm
Szybko utemperowano.
Otóż źle zapamiętałem
Dzień urodzin mojej żony
I w ten sposób kupon lotka
Został błędnie wypełniony.
Na pocieszenie mam „czwórkę”,
A w domu – znów awanturkę.