Kiedy ktoś mnie na ulicy
Prosi o „chociaż złotówkę”,
Odpowiadam, że mu kupię
Bułkę i nawet parówkę.
Na alkohol nic nie daję,
Bo to wielce niemoralne.
Jest też trudne, bo te „prośby”
Są zwykle bardzo nachalne.
Wieczorem podeszła do mnie
Cyganka z dwójką maluchów.
Nie ufam zbytnio Cyganom,
Lecz w zwykłym, ludzkim odruchu
Zaproponowałam pójście
Do bliskiego spożywczaka.
Przypuszczałam, że odmówi,
A ona zaczęła… płakać!
Z radością na to przystała.
Wybrała chleb, jajka, bekon
I czekoladę dla dzieci,
Potem jeszcze wzięła mleko.
Kiedy za to zapłaciłam
I dałam jej te zakupy,
Przy wszystkich mi dziękowała
Tak, że kamień by się wzruszył.
Była ogromnie wzruszona,
A mnie kołatało serce,
Kiedy mi powiedziała coś
O bożym błogosławieństwie.
Ona poszła w swoją stronę,
Ja do kiosku po gazety.
Nie kupiłam jednak prasy,
Z braku portfela, niestety!
Nie odnalazłam też perfum
I komórki marki Sony,
A zakupy znaleziono
Tam, gdzie sklep składa… kartony.
Wszystko było w dobrym stanie.
Cyganka miała zasady.
Choć niezupełnie, bo brakło
Mleka oraz czekolady.