Mam braciszka z „piekła rodem”.
Ciągle tylko by żartował.
Nie było chyba dnia, żeby
On czegoś tam nie przeskrobał.
Jest ode mnie o rok młodszy.
Dorastaliśmy w „symbiozie”.
Lubiłem jego wygłupy.
Doświadczałem ich na co dzień.
Kiedyś zupełnie poważnie,
A to sytuacja rzadka,
Stwierdził, że będzie sią żenił
I… poprosił mnie na świadka!
Co się stało, myślę sobie.
Czy zmieniła Go kobieta?
Czyżby mój zgrywny braciszek
Rozpoczynał nowy etap?
Znam przecież swego braciszka.
Nie wierzyłem, co się dzieje.
Ten człowiek, którego znałem,
Od dzisiaj już nie istnieje!
Zgodziłem się oczywiście,
Bo to braterskie zadanie,
A jednocześnie przyjemność
No i wyróżnienie dla mnie.
Ślub odbywał się w kościele
W pełnym majestacie chwili.
Mój brat był bardzo skupiony,
Goście też przejęci byli.
Gdy padło wreszcie pytanie
„Czy chcesz Ją za żonę pojąć”?
Odpowiedział: „A co mi tam,
Przecież i tak jest już moją.”
Świeżo „upieczona” żona
Natychmiast strzeliła focha,
Ale się uspokoiła.
Ona Go naprawdę… kocha!