Odkurzałam dziś mieszkanie,
A na kanapie w tym czasie
Leżał odłogiem mój facet
W pełnej, supermęskiej „krasie”.
Nie miałam mu tego za złe,
Bo choruje na podagrę.
Ma przecież już swoje lata
I przyzwyczajenia dawne:
Lubi dobrą wołowinkę,
Nie odmawia alkoholu.
Woli siedzieć, niż się ruszać.
Nie dziwota, że wielkolud!
Nic nie robi, by się leczyć,
Tylko siedzi, leży, tyje.
Zrobił się bardzo złośliwy.
Coraz trudniej się z nim żyje.
Gdy skończyłam odkurzanie,
Przyniosłam kubeł i mopa,
Żeby jeszcze zmyć podłogę
Wokół leżącego chłopa.
Wtedy on zwlókł się z kanapy
Wyjął „siurka” i… nasikał
Na podłogę, bo akurat
Nie podałam mu nocnika!
Uznał, że nic się nie stało;
Przecież ma bolącą nogę
I nie poszedł do wucetu,
Bo „i tak zmyjesz podłogę”.
Więcej już tego nie zrobi.
Nie ma już jego walizek.
Pięć minut po tym zdarzeniu
Leżały pięć pięter niżej!