Wracałem skonany z pracy
I zasnąłem twardo w metrze.
Było lato, mocne słońce,
Nagrzane było powietrze.
Nawet ciemnych okularów
Nie zdjąłem, gdy zasypiałem.
Co dalej działo się ze mną,
Od innych się dowiedziałem:
Naprzeciwko siadła para.
On – karczek przypakowany,
Ona – różowy koszmarek
Cekinami lamowany.
Koksik stwierdził, że ja ciągle
Gapię się na jego „Donię”.
Wnerwiony zapytał, czy mam
Jakiekolwiek wąty do niej.
Spałem, nie odpowiedziałem,
Więc się wkurzył dodatkowo.
Przyłożył mi pięścią w szczękę.
Zasnąłem po tym na nowo…