Obrońca skóry

W mieście Łodzi, na Bałutach

Żyła pani Staromiejska.

Jej adres: ulica Zgierska,

Poddasze, izdebka mała.

Sama jedna, nawet wnuka

Nasza staruszka nie miała.

 

Starsza pani razem z pieskiem

Żyli tam bardzo spokojnie.

Pies ochraniał ją przed giezkiem,

Walczył z natrętem jak żołnierz.

Piesek mały, bo szczeniaczek.

Nie pudelek, nie ratlerek,

Tylko zwykły rotwajlerek,

Co poszczeka i poskacze.

 

Kilka lat szybko minęło.

Pani S. zdrowia odjęło

A pieskowi sił przybyło.

Było spokojnie i miło.

 

Przyszedł dzień, gdy pani zmogła.

Siedzieć i chodzić nie mogła.

Nim przytomność utraciła,

Pogotowie wykręciła.

 

Jedzie „erka” na sygnale.

Nie spieszy się jednak wcale,

Bo sanitariusze wiedzą,

Że przez telefon powiedzą

Komu trzeba i gdzie trzeba,

Że komuś spieszno do nieba.

 

W końcu jednak dojechali.

Na poddasze się wdrapali,

A tu zawód na nich czeka.

Groźny pies warczy i szczeka!

 

Oni nie są rakarzami,

Więc nie wiedzą jak psa podejść.

Tylko wiedzą, jak pavulon

Zmienić na forsę za „skórę”.

 

Muszą więc od jej drzwi odejść,

Bo pies groźny jak tsunami,

Nie da podejść do swojej pani.

Wierny pani aż do końca.

 

A pani psu nie umarła,

Bo to tylko był ból gardła.

Piesek panią uratował,

Bo… nie wpuścił pogotowia!!!

Dodaj komentarz