Mieszkam na obrzeżach miasta
Razem z Żoną i Córeczką.
Lokalizację wybrałem
Głównie ze względu na dziecko.
Mamy „podręczny” ogródek
A w nim same nowalijki.
Własne marchewki, pietruszki
No i… najwcześniejsze pyrki.
Mieszkańcy naszego miasta
Dostrzegli miejsca uroki
I tłumnie tu przyjeżdżają
Zadeptując nasze łąki.
Dojechać można li tylko
Własnym „środkiem transportowym”.
Brak szaletu, a więc problem
Stary jak ludzkość… „gdzie zrobić?
Rzecz jasna idą do lasu,
A z nimi ich ulubieńcy.
Tam załatwią „potrzeby”
Cichuteńko, bez pieniędzy.
Problem w tym, że są przypadki
Kiedy to właściciel zaraz
Po przyjeździe na nasz parking
Na wszystko pieskom pozwala.
I nasz osiedlowy trawnik
Brudzi seria psich odchodów.
Tam często bawią się dzieci,
Sprzątanie? Nie ma powodu.
Mój ojciec tego nie zdzierżył
I pewnej paniusi zwrócił
To, co jej piesek narobił…
Do kabiny jej to wrzucił!
Szkoda tylko, że w tej złości
Nie poznał… nowej Sąsiadki.
Nie wyszło Mu powitanie…
To przypadek nader rzadki…