Horrrror!

W ulubionej, taniej knajpie

Kilku kolegów popiło.

Długo trwało ich spotkanie,

Po północy się skończyło.

 

Był tam także inny zespół

Też coś tam oblewających.

Oni także dużo pili

I skończyli po północy.

 

Jak to bywa w tych przypadkach

Wzajem się… odprowadzali.

I dość często, nieświadomie,

Żegnali się lub… witali.

 

Marek bez kolegów poszedł,

Bowiem mieszkał za cmentarzem.

Kumplom nie było po drodze,

Toteż nie szedł nikt z nim razem.

 

Żeby szybciej dojść do domu,

Poszedł jak zwykle na skróty,

Czyli pomiędzy…. grobami.

A że był mocno zapruty,

To rutyna go zawiodła.

Wpadł do dołu grobowego

Na jutrzejszą ceremonię

Wcześniej przygotowanego.

 

Nie dał rady z niego wyleźć,

Więc musiał zostać w tym dole.

Rano grabarze tu przyjdą

I znajdą go, volens nolens[1].

 

Najważniejsze, że jest ciepło.

Zapas fajek miał w kieszeni.

Przekima się tu do rana,

Rankiem się wszystko odmieni.

 

Naraz do tej samej dziury

Zwalił się następny koleś.

Bez sprawdzenia, gdzie się znalazł,

Skakał tak jak mucha w smole.

 

Nie miał szans, więc nasz Mareczek

Odezwał się dosyć tubalnie:

„Sam z tej dziury nie wyleziesz”!

On przerażony totalnie,

W sekundzie był już… na górze.

Rwąc ze strachu bujne włosy

Uciekał ile sił w nogach krzycząc

„Boże ratuj”! – wniebogłosy.

 

[1] Z łac. „chcąc nie chcąc”

Szlaban

Kiedyś na jakiejś imprezie

Troszkę się za mocno spiłem.

Dostałem szlaban od ojca.

W domu chyba z nudów zgniję.

 

Zero kompa, Internetu.

Wyliczony czas na szkołę.

W domu ojciec mnie się ciągle

Czepia o byle pierdołę.

 

Pod koniec tygodnia z nudów,

Bez polecenia, sam z siebie…

Posprzątałem własny pokój.

Czy to dobrze? Tego nie wiem,

 

Bo… rodzice dorzucili

Mi jeszcze tydzień zakazów,

By zobaczyć, co dobrego

Może przynieść taki nadzór.

 

Skojarzona dieta cud

Przed miesiącem mój małżonek

Wrócił z miasta pijaniutki.

Był z kumplami w jakiejś knajpie.

Musiał wypić „morze wódki”.

 

Oczywiście pierwsze kroki

Skierował był do łazienki.

Wyszedł z niej wprost załamany,

Jakby doświadczył mordęgi.

 

Dotąd nigdy nie widziałam

Mego męża w takim stanie.

Z trudem wypowiedział do mnie

Jedno zrozumiałe zdanie:

 

„Ja od dzisiaj się odchudzam”.

I faktycznie od tej pory

Nie korzysta z alkoholu,

Do jedzenia też nieskory.

 

Codziennie chodzi na spacer.

Zaczął nawet troszkę biegać.

Dzisiaj powiedziałam Mu, że

Zmiany na lepsze dostrzegam.

 

Zadowolony z pochwały,

Ale w skupieniu, nieśmiało

Przyznał się, co go tak mocno

Do tych zmian zmotywowało:

 

Wtedy, kiedy po imprezie

Wrócił do domu pijany,

Zorientował się, że w moczu

Ma  niepokojące zmiany:

Bo wskutek złego jedzenia,

Choć nigdy dotąd nie poczuł,

Tłuszczyk ma nie tylko w brzuchu,

Ale także nawet w moczu!

 

Dziś na pewno Mu nie zdradzę,

Bo dobrze mu robi dietka,

Że wtedy zatkałam kibel

I nie mogłam go odetkać.

Wylałam tam stary rosół

Z resztkami mięsa i warzyw.

Na rosołku pływał tłuszczyk;

To on mu się źle skojarzył!

 

Naleweczka

Bardzo często moja chrzestna

Odwiedzała mych rodziców.

Teraz wiem, że te wizyty

Odbywały się dla… picu!

 

Bardzo Ją lubiłam, bowiem

Prezenty mi przynosiła.

Zawsze fajnie czas nam mijał,

Kiedy… się ze mną bawiła.

 

Ale miała pewną wadę,

Zdaniem dziecka jakim byłam.

Zawsze miała naleweczkę.

Z  mamą i babcią ją piła.

 

Jedna buteleczka na trzy

Do obiadu, to niewiele,

Ale dla dziecka tragedia.

Odczucie nadzwyczaj szczere!

 

Zawsze się denerwowałam,

Gdy siadła z nimi przy stole.

Gadały i popijały.

Mnie samotność mogła boleć!

 

Chciałam ciocię mieć dla siebie,

Bo zawsze babcia i mama

Były przy mnie, a gdy piły

To siedziałam w kątku sama…

 

Widok butelki na stole

Z moją krzywdą się kojarzył.

Dusiłam ten uraz w sobie,

Nie umiałam go wyrazić.

 

Raz ciocia, gdy była u nas,

Zabrała mnie do marketu.

Nakupiła moc słodyczy

I też kilka innych bzdetów.

 

Kiedy byłyśmy przy kasie,

To się zorientowała,

Że kochanej naleweczki

Do koszyka nie zabrała.

 

Poprosiła więc kasjerkę,

By poczekała troszeczkę,

A ona szybko pobiegnie

Po tę jedną buteleczkę.

 

Gdy ja o tym usłyszałam,

Stanęłam obok Niej jak kat

I wydarłam się na ciotkę:

„No nie! Znowu będziecie chlać”!

 

 

Wybór

Na imprezie u kolegi

Była nieziemska dziewczyna.

Spełniała wszystkie toasty.

Dobrze się przy tym bawiła.

 

Gdy już całe towarzystwo

Wypiło po kilka  głębszych,

Zaczęliśmy grać w butelkę.

Los mi sprzyjał. Byłem pierwszym,

Którego Ona trafiła.

Miała wybór: wypić wodę,

Ale tę co z kibla była,

Lub… pocałować mnie w brodę.

 

Stwierdziła, że jeśli piła

Dziś alkohol tyle godzin,

To jej nawet woda z kibla

W żaden sposób nie zaszkodzi.

 

Na mnie nawet nie spojrzała,

Kiedy po szklankę sięgała.

Chyba jednak zgolę brodę,

Bo działa na moją szkodę.

Dowcip?

Mam braciszka kawalarza.

Uwielbia robić dowcipy.

Kiedy psota mu się uda,

To nawet nagrywa klipy.

 

Umyśliłem, że sam jemu

Także jakiś zrobię kawał.

Gdy będzie jakaś okazja,

To ja zasłużę na brawa!

 

Kiedyś zapił gdzieś z kumplami.

Był, a jakby go nie było.

Gorzelnią z ust mu „jechało”,

Naprawdę nie było miło.

 

Chciałem dać jemu nauczkę.

Kiedy rano weźmie prysznic

Spotka go sowita kara,

Za ciągłe dręczenie bliźnich.

 

Ukryłem w sitku prysznica

Kostkę rosołową z drobiu.

Mój dowcip nadspodziewanie,

Fantastycznie mi się powiódł.

 

Gdy rano odkręcił wodę,

To z prysznica rosół pociekł.

Spływał po nim tłusty, żółty

Po głowie, plecach i …nosie.

 

Przez cały dzień w naszym domu

Trwała nieskończona draka,

Bo brat nie znosi zapachu

Gotowanego kurczaka!

 

Pamiętam…

Tegorocznego „Sylwestra”

Spędziłam razem z chłopakiem

W domu przy telewizorze,

Bo z forsą było „na bakier”.

 

Było winko i ciasteczka,

Lecz „troszkę” straciłam umiar

I nawet nie wiem, kiedy to

Ległam bezwładnie jak mumia.

 

Pamiętam, że po północy

Płakałam z powodu tego,

Że nie mam tak białych zębów

Jak…  Michała Wiśniewskiego.

 

Bełkot

Po nadprogramowej zmianie

Wieczorem zmęczony człapałem

Na przystanek autobusu.

Tam trafiłem na „typiarę”

Robiącą dobrze faciowi

Pijanemu tak jak ona.

Widać, że ich połączyła

Jakaś zwierzęca oskoma.

 

Jak się tylko pojawiłem,

Zaczęła na mnie wyzywać,

Że: „Nam potrzebna… prywatność,

Przecież jest to chyba widać!!!

Masz natychmiast wyp***dalać

I nie gapić się jak wałach

Chyba, że do nas dołączysz…”

 

Tak ta zdzira bełkotała…

Niespodzianka?

Wczoraj po fajnej imprezie

Wróciłem pieszo do domu.

Nie pamiętam tego, żebym

Miał odchylenia od pionu.

 

Rozebrałem się spokojnie

I stosownie do mych zasad

Nie przebrałem się w pidżamę,

Bo śpię tylko na golasa.

Jeszcze przykładnie zrobiłem

Siku we własnej łazience.

Potem do samego rana

Spałem słodko na kozetce.

 

Rano zdziwiony odkryłem

Że mój sedes jest zapchany

Podkoszulką, bokserkami

I… jakimiś skarpetkami!

A w dodatku kosz na pranie

(I to chyba jakieś drwiny)

Był wybrudzony doszczętnie

Przez śmierdzące rzygowiny!

Buractwo aroganta

Jestem młody, niepijący.

Trzy przyczyny tu przytaczam:

Rzygam i mam słabą głowę,

Poza tym cierpię na kaca.

Dla mnie piwo (trzy procenty)

Jest napojem nazbyt mocnym.

Dlatego ja jako trzeźwy

Kumplom mogę być pomocnym.

Najczęściej jestem kierowcą.

Zawsze działa ma wymówka:

Gdy zadzwonię kluczykami,

Wyjaśnia lepiej niż słówka.

 

Kiedyś razem z narzeczoną

Byłem na domówce, którą

Zorganizował kolega,

A skończyła się… ponuro.

 

Gospodarz, już podchmielony,

Wziął sobie za punkt honoru,

Żeby wypić ze mną „brudzia”

I wtedy doszło do sporu.

Wówczas on w pijackich nerwach

Ręką na mnie się zamierzył

Bełkocząc: „Napij się ze mną,

Albo sp***dalaj z imprezy”.

 

Nie zdążyłem się pożegnać.

Wyjątkowo ordynarnie

Zostałem stamtąd wypchnięty

I zwyzywany wulgarnie.

 

Narzeczona była przy mnie.

Chciała jakoś mnie obronić,

Ale jej usiłowania

Były tyle warte, co nic.

Bez pożegnania z kumplami

Wsiedliśmy do samochodu.

Do nikogo nie dzwoniłem.

Z braku chęci i powodu.

 

Rano stwierdziłem, że w nocy

Dzwonił do mnie wiele razy

Ktoś uparty, który chyba

Chciał pilnie ze mną „pogwarzyć”.

 

Jednak kiedy znów zadzwonił

Numer taki jak poprzednie,

Odebrałem. To gospodarz!

Chce mnie przeprosić najpewniej!

 

Lecz on wulgarnie wykrzyczał,

Że wczoraj wieczór przeze mnie

W oczach wszystkich swoich gości

Wyszedł na chama zupełnie!

Niektórzy nawet krzyczeli,

Że z niego kawał buraka,

Aroganta, prowincjusza,

Gbura, a nawet prostaka!

 

Za tę potwarz mam przeprosić

I oddać wszystkie złotówki,

Które musiał zwrócić gościom

Za zamawiane… taksówki,

Gdyż nie byli przy pieniążkach

Przyzwyczajeni przeze mnie,

Że ich zawsze odwoziłem

Darmo, bezpiecznie, uprzejmie.

Wczorajszym swym zachowaniem

Popsułem ludziom imprezę.

Takich rzeczy się nie robi

Takiemu jak on, koledze!

 

Właśnie przestał być kolegą.

Nie pozwolę sobie na to,

By utrzymywać znajomość

Z takim jak on psychopatą!