Jak się nie ma…

Nie lubię swego zajęcia,

Lecz popłatne, więc pracuję.

Jednakowoż coraz gorzej

W takim kieracie się czuję.

 

Ma to wpływ na moją pracę

I coraz gorsze wyniki.

Jestem ciągle rozdrażniony.

Mam zaburzenia psychiki?

 

Dzisiaj krótko przed fajrantem

Dostałem wypowiedzenie.

Za zaległy jeszcze urlop

Otrzymam wynagrodzenie.

Opuszczałem biuro wiedząc,

Że już nigdy tam nie wrócę.

Nie wiem czemu, ale nagle

Poczułem gdzieś w sobie smutek.

 

Natychmiast wziąłem się w karby.

Nie chcąc wyglądać jak gamoń

Dumnie ruszyłem do wyjścia

I… uszkodziłem kolano.

 

Teraz nie mam pracy, kasy;

Ale to dla mnie błahostki.

Lecz za to mam nogę w gipsie

Od biodra do same j kostki!

Stroboskop

Przed wykładem nasz profesor

Uwagę studentów przykuł

Informacją, że ten wykład

Nie jest dla epileptyków.

On do swojej prezentacji

Istotne fragmenty wplatał,

Które niestety u chorych

Mogą wywoływać atak.

 

Ja jestem epileptyczką.

Wyszłam więc natychmiast z sali.

Ale niestety niektórzy

Ten fakt zapamiętali.

 

Teraz kilku z mojej grupy

Puszcza z komórek refleksy

I cieszy się niebywale,

Kiedy „wyginam brekdensy”.

 

Podoba im się, ponieważ

„Za*ebiście” to wygląda.

Nikt nie „umi” tak się „trząchać”,

Nawet włączony „do pronda”!

 

Ja nie wierzę, że pułapem

Dopuszczających do studiów

Było osiemdziesiąt punktów

Dla każdego z tych łachudrów!

Wampir

Mój sąsiad ubzdurał sobie,

Że jestem ludzkim wampirem.

Wciąż wydzwania na policję

I grozi, że mnie zabije.

 

Systematycznie, co tydzień

Przyjeżdża policji patrol.

Mówią, że to dla spokoju,

Ale dla mnie to jest afront.

Bo ten sąsiad nadal, ciągle

„Przyozdabia” czosnkiem me drzwi

Nie patrząc, czy jest niedziela,

Czy też zwykły dzień powszedni.

 

Starałem się go zrozumieć,

Gdyż sąsiad ma chorą głowę.

Dziwiłem się jednak, czemu

Zaniedbuje tę chorobę.

Chociaż chłop jest  trochę dziwny,

Nikomu nie zrobił krzywdy…

 

Dziś w pogodny, letni ranek

Gdy wychodziłem do pracy,

Szajbus mnie zaatakował,

Kiedy tylko mnie zobaczył.

Nie nożem ani toporkiem,

Ale osikowym kołkiem!

Chcieć, to nie móc

Już zapomniałam jak długo,

Jestem chora na depresję.

Są okresy normalności

I nawrotów długie sesje.

 

Tą normalnością niestety

Nie mogłam się długo cieszyć.

Lądowałam w psychiatryku

Na dosyć długie okresy.

Każdy kolejny jej nawrót

To w  mej świadomości pustka.

Niby żyjesz, lecz nie czujesz.

Ta choroba to oszustka.

 

W tym czasie me koleżanki

Miały mężów, dzieci, pracę.

Ja, prawie czterdziestolatka,

Szanse na normalność tracę.

 

Kilka nieudanych związków.

Praca także niezbyt fajna,

A w niej mobbing, wyzywanie.

Atmosfera wręcz koszmarna.

 

Miotałam się nieustannie,

Co mam ze swym życiem. zrobić

Miałam szczęście. Przez dwa lata

Nie było wznowy choroby.

 

Poznałam fajnego pana.

Przypadkiem, tak jakoś wyszło.

Minął rok i zaczęliśmy

Układać plany na przyszłość.

Dostałam też pracę marzeń.

Szczęście złapałam za nogi.

Byłam pewna, że od losu

Już nic złego mi nie grozi.

 

Po jakimś czasie dość często

Zaczęła mnie boleć głowa.

Bóle wciąż się nasilały.

Nie zamierzałam chorować.

Poszłam zaraz do lekarza.

Po badaniach jest diagnoza:

To guz mózgu, lecz niestety

Nie można go zoperować,

Bo nie przeżyję zabiegu.

Po miesiącu zmarł mi ojciec.

Starszy już był, chorowity.

Miał tętniaka na aorcie.

 

Zostałam sama na świecie

Znów pacjentka psychiatryka.

Narzeczony mnie zostawił,

Nie mógł udźwignąć ryzyka.

Z pracy też jestem zwolniona,

Bo z frekwencją nawalałam.

Doprawdy to nie jest życie,

Jakiego dla siebie chciałam.

Podgląd i podsłuch

Mimo, że śpię regularnie

Po osiem godzin na dobę,

Chodzę ciągle niewyspany.

Chyba mam jakąś chorobę!

 

Poszedłem więc do lekarza.

Po pierwszym badaniu  kazał,

Żebym nagrał przebieg nocy.

Trzeba sprawdzić, czy nie chrapię;

Czy budzę się i jak często;

A  może także się drapię…

 

Przed oddaniem doktorowi

Przejrzałem całe nagranie.

Rzeczywiście się nagrało

Niezbyt forsowne chrapanie.

 

Mimo, że sporą część nocy

Przesypiam dość niespokojnie,

Jeszcze szlocham i od tego

Nie tak szybko się uwolnię.

Niezbyt dawno się rozwiodłem.

Nie mam zbyt łatwego czasu.

Muszę iść do psychologa,

By mnie wyciągnął z impasu.

 

A swoją drogą jak można

Płakać głośno przez pół nocy

I nie pamiętać niczego.

Psychiatro, udziel pomocy!

Czopek

Kupiłam dzisiaj w aptece

Czopki przeciwbólowe.

Mój lekarz mi je przepisał

Na częste bóle mięśniowe.

 

Gdy mój chłopak się dowiedział,

Strzelił focha i zamilknął.

Przez dwa dni go nie słyszałam,

Wreszcie po kielichu ryknął:

„Seksu od tyłu to nie chcesz,

A te czopki sobie wkładasz.

Nie wierzę, że cię wstrzymuje

Jakaś wewnętrzna blokada”!

 

Wkurzył mnie niesamowicie.

Jak on może porównywać

Swoje męskie przyrodzenie

Z czopkiem, którego nie widać?

Wykrzyczałam mu to w oczy.

Troszkę się z początku speszył.

Potem wybiegł krzycząc do mnie:

„Teraz z czopkiem rób te rzeczy”!

Jak w bajce…

Studiuję weterynarię.

Właśnie odbywam praktykę.

Każdego dnia coś nowego

Widzę i pracuję przy tem.

Dziś przyszła babunia z suczką

Ubraną w psią sukienusię.

Jest czerwiec, trzydzieści stopni,

A suczka w takim „luksusie”!

To papillon, więc futerka

Dosyć dużo ma na grzbiecie.

Przez to wydaje się tęga.

 

Lekarz każe zdjąć sukienkę,

Żeby przebadać pacjentkę.

Babcia odmawia, bo suczka

Będzie się wstydziła przecież!

Poprosiła, żebym wyszła,

Wtedy będzie mała suczka

Troszeczkę mniej skrępowana

I pozwoli dotknąć brzuszka.

 

Badanie psa się odbyło.

Piesek cierpiał na niestrawność.

Był wyraźnie przekarmiony.

Widać, że biegał dość dawno.

 

Troszkę dziwna sytuacja,

Jednak zbyt długo nie trwała.

W końcu ekscentryczna babcia

Rzeczywiście oszalała

Wtedy, kiedy weterynarz

Usiłował jej tłumaczyć,

Że:               – w lecie jest zbyt gorąco,

By pieskowi „wkładać gacie”.

                              – Psom niepotrzebne ubranka,

Bo to dla nich bardzo groźne.

                          – Szczególnie zaś papillony

Trzeba traktować ostrożnie,

Bo w ich futerku insekty

Zalęgną się dużą chmarą.

Stąd choroby, uczulenia.

Piesek będzie ich ofiarą!

 

I to był początek kłótni.

Babcię poniosła ambicja.

Złapała suczkę za ciuszki

I szybciej nim weszła, wyszła.

 

Nazwała nas rzeźnikami

I oprawcami zwierzątek.

Nie mamy nic miłosierdzia

Dla tych małych niebożątek!

 

Umieściła swoją psinę

W „przedpotopowym” wózeczku,

Który przed wieloma laty

Służył niejednemu dziecku.

 

Tak jak się u nas zjawiła,

Bardzo szybko odjechała.

Czy może w innej lecznicy

Pomocy będzie szukała?

Pod prysznicem

Graliśmy z kumplami w kosza,

Gdy poczułem zew natury.

Żołądkowa rewolucja

Rozpoczęła swe tortury.

Lada chwila chce wystrzelić

I to mocno, z „grubej rury”!

Pomógł mi jeden z kolegów

Widząc me dziwne figury.

„Biegnij do moich rodziców.

Znają cię, to ci pomogą.

Przecież wiesz, gdzie ich mieszkanie.

Trafisz prościutko tą drogą …”

 

To dość dziwna sytuacja.

Innym razem bym odmówił.

Teraz rządził mój żołądek

I ten … przezywany „grubym”.

 

Dobiegłem do drzwi frontowych

Prowadzących do budynku.

Pokonałem szybko schody

Jak na najszybszym joggingu.

Krzyknąłem „Dzień dobry Państwu”

Otwierając drzwi mieszkania.

Wparowałem do łazienki.

Nie było czasu się kłaniać…

 

Zdążyłem! Nareszcie ulga!

Seria poszła prosto w sedes!

Szczęście, że się wyrobiłem.

Zanosiło się na biedę…

Podszedłem do umywalki,

Żeby chociaż umyć ręce.

Rozejrzałem się zdumiony,

Że inaczej jest w łazience:

Nowa muszla, duże lustro,

Nowa glazura na ścianach.

Tam gdzie stała wanna, natrysk;

Pogubiłem się w tych zmianach…

 

Wyszedłem wreszcie z łazienki

By przeprosić gospodarzy.

Patrzę, a na mnie spogląda

Dwójka zalęknionych twarzy.

To nie rodzice kolegi –

Zdziwiony przecieram oko.

Okazało się, że… wbiegłem

O dwa piętra za wysoko!

Wózek

Mój niepełnosprawny kuzyn

Do śmierci jeździł na wózku.

Współczułem straty wujkowi

Tak normalnie, tak po ludzku.

 

Wujek ma szlachetne serce.

Wózek, którym jeździł kuzyn

W tej kategorii pojazdów

Zaliczyłbym do limuzyn.

Wart był dwadzieścia tysięcy,

Ale wujek chciał go sprzedać

Za ćwierć wartości rynkowej –

Pięciu „paczek” się spodziewał.

 

Na allegro go wystawił.

Od razu zgłosił się chłopak,

Który potrzebował wózka –

Cierpiał na niedowład w stopach.

Miał tylko połowę ceny

I żadnych szans na coś więcej.

Wujek znowu spuścił z ceny,

Bo przecież ma dobre serce.

 

Po czterech dniach na allegro

Zobaczyłem ten sam wózek.

Nie przypuszczałem, że chłopak

Jest oszustem i łobuzem.

Dziesięć tysięcy na wejściu

Zażądał ten drań i zdzierca.

Choć miał zdrowe obie stopy,

To brakowało mu… serca.

 

Kształcony, a debil

Mój syn trafił do szpitala

Z poparzeniami przełyku,

Jako skutkiem niemądrego

I sztubackiego wybryku.

 

Wypił płyn do odgrzybiania

Ścian, podłóg i jeszcze czegoś.

Zapytałem go o powód,

Bo byłem ciekaw. Dlaczego?

Myślałem, że chciał się otruć

Z powodu jakiejś dziewczyny.

Dlatego, choć bardzo cierpiał,

Pytałem go o przyczyny.

 

Kiedy było już z nim lepiej,

Napisał mi na karteczce,

Że złapał „jakiegoś syfa”

Na weekendowej wycieczce.

Nie chciał chodzić do lekarza,

Więc w Internecie wyczytał,

Że na naloty i grzybki

Najskuteczniej działa „Tytan”.

 

Jak był mały, to mu babcia

Syrop z cebuli dawała.

Uważał, że nowy środek

Jeszcze skuteczniej zadziała.

 

Choć syn ma dwadzieścia pięć lat,

To zdarzają mu się chwile

Że zachowuje się jak dziecko,

Lub po prostu jest debilem!