Wstydliwi

Poprosiłem swego szefa

Żebym mógł wyjść z pracy wcześniej,

Bo zamówiłem dentystę,

Gdyż zęby mam dziś bolesne.

 

Zgodził się, choć z oporami.

Potwierdził, że mnie rozumie

I schorowanej osobie

Zgody odmówić nie umie.

 

Bo  niego jest podobnie:

U okulisty ma być dziś

I  dokładnie o czternastej

Na badanie oczu przyjść.

 

Po godzinie wyszło na jaw,

Że nas obu jedna droga

Prowadzi do okulisty

Oraz do… stomatologa.

 

Obaj na siebie wpadliśmy

W przychodni u… proktologa[1]!

Patrzcie ludzie! Różne „stołki”,

Ale ta sama choroba.

 

[1] Lekarz specj. chorób odbytu

Przez głupotę…

Moja bliska koleżanka

Pracuje w modnej drogerii,

W której także wydzielono

Kącik Małej Perfumerii.

 

Ona właśnie jest z zawodu

Senselierką, czyli znawcą

Zapachów perfum, pachnideł,

A dla klientów doradcą.

 

W czasie obecnej pandemii,

By zmniejszyć ryzyko chorób,

Przed południem dwie godziny

Przeznaczono dla seniorów.

 

We wtorek do niej podeszła

Starsza pani z dużym nosem

Wystającym spod maseczki

Prosząc ją donośnym głosem,

By pomogła wybrać zapach,

Bo sama, jak jakiś staruch,

Totalnie utraciła węch

I smak od jakiś dni paru.

 

A we czwartek koleżanka

Odebrała z sanepidu

Wynik wiadomego testu:

Jest nosicielem covidu!

 

Z dnia na dzień Ona się czuje

Coraz gorzej, coraz słabiej.

A ten stan zdrowia „zawdzięcza”

Nieodpowiedzialnej babie!

 

Dla Niej to wielka tragedia.

Może na zawsze utracić

Swe zdolności senselierskie.

Za czyjąś głupotę płaci…

 

Niekłamany zachwyt

Jestem optykiem i… widzę,

Jak reagują pacjenci

Mierząc nowe okulary –

Ten drobny, lecz wielki sprzęcik.

 

Szczególnie dzieciaczki mają

Nietypowe skojarzenia

Wynikające z innego

Na rzeczywistość… spojrzenia.

 

Zapamiętałem dziewczynkę

Z dużą obu oczek wadą,

Której nowe okulary

Sprawiły ogromną radość.

 

Reakcja Jej była tak prosta

I jednocześnie niezwykła,

Choć nie dla mnie, lecz dla innych

Mogłaby być troszkę przykra.

 

Poprawiłem Jej na nosku

Piękne, nowe opraweczki.

Oczki dziewczęcia zabłysły

Jak dwie świecące gwiazdeczki.

 

Powiedziała, że jej nigdzie

Nic nie ciśnie i nie drażni.

A szkła chyba widzą za Nią;

Wnet się z nimi… zaprzyjaźni.

 

Zachwyt słychać nawet było

W Jej zauroczonym głosie,

Gdy mówiła: „Widzę nawet

Wielki pryszcz na pana nosie”!

Czy może być?

Już dwa tygodnie się męczę

Z nieustępliwą biegunką.

Dziwne, bo rozwolnienia

Zwykle trwają dosyć krótko.

 

Co zjadam, to „lecę” oddać.

Teraz praktycznie nic nie jem,

Bo brzuch boli nieustannie.

Wiem, że dobrze ze mną nie jest.

 

Ale łykam witaminki,

Smectę, węgiel, probiotyki,

Żeby się nie wyjałowić,

No i nie ze**ać się przy kimś.

 

Osiągam stabilizację

I „hoduję” ten stan rzeczy.

A przecież nie jestem głupia,

Choć trudno temu zaprzeczyć.

 

Bo „sra**ka to nic miłego.

Kto ją miał, ten mi przytaknie.

Ale dla mnie to okazja

Na spełnienie moich… pragnień!

 

Dziwne? Nie. Bo jestem gruba.

Próbowałam wiele razy

Różnych diet i specyfików,

Ale „cud” mi się nie zdarzył.

 

„Schodziło” ze mnie trzy kilo

I koniec, nie „chciało” więcej.

Ćwiczenia nie pomagały,

Nawet te trudne, najcięższe.

 

Pracowałam też fizycznie

Przy transporcie, na budowach.

Ale to mi w żaden sposób

Nie dało wrócić do zdrowia.

 

I dlatego liczę na to,

Że biegunka mi pomoże

Uzyskać normalną wagę…

Czy może być jeszcze gorzej?

 

Do bani!

Straciłem nadzieję na to,

Że jedyny nasz syneczek

Przedłuży nazwisko rodowe,

On jedyny jest z „tym mieczem”.

 

Nie mam braci, tylko siostry.

Po nim tylko linia męska.

Dziś Go wzięli do… szpitala!

Przyczyna była błazeńska.

 

Po pijaku miał „fantazję”

Bardzo debilną i…chorą.

Wsadził na prącie sprężynkę

Czym wywołał… chyba krwiomocz.

 

Obyło się to bez szwanku.

On ma już dwadzieścia sześć lat.

Chyba ma kłopoty z seksem,

Mimo że wkoło… tyle bab!

 

Właściwie, to już straciłem

Nadzieję, że jakaś pani

Stworzy z mym synem rodzinę.

Moje życie jest do… bani!

Iniekcja

Moja dziewczyna panicznie

Bardzo zastrzyków się boi.

Od dzieciństwa aż do teraz

Na iniekcję nie pozwoli.

 

Właśnie znów jest bardzo chora,

Więc koniecznie zrobić musi

Kompletną analizę krwi.

Przemyślałem, jak Ją skusić.

 

Wiem, że malutkie dzieciaczki

Są przymusowo szczepione.

Ciekaw byłem, w jaki sposób

Przed ukłuciem są chronione.

 

I znalazłem. Dla dzieciaków

Wrażliwych na kłucie igłą

Są plastry znieczulające

Albo specjalne mazidło.

 

Ten krem nazywa się „Emla”.

Koszt niewielki – parę złotych.

Wypróbowałem i… działa!

Wyczuwa się tylko dotyk!

 

Dziewczyna też tak odczuła,

Kiedy spróbowała sama.

Ta próba Jej pozwoliła

Poprzedni opór przełamać.

 

Zgodziła się pójść, lecz przedtem

Jeszcze raz użyła kremu.

Zadziałało. Od tej chwili

Nie powinno być problemów.

 

Ale młoda pielęgniarka

Nie mogła trafić do żyły.

Czyżby pod wpływem kremu

Aż tak bardzo się skurczyły?

 

W tej sytuacji musiała

Wyrzucić brudną igiełkę

I powiedziała dziewczynie:

„No to podaj drugą rękę…”

 

 

„Obżartuch”

Córka najbliższych sąsiadów

Naszej córce się zwierzyła,

Że jest chora na bulimię.

Jej pierwszej o tym mówiła.

 

Trzymała to w tajemnicy,

Ale czuje, że bez wsparcia

Nie da sobie dłużej rady

Ze swym pociągiem do żarcia.

 

Razem Ją przekonaliśmy,

By rodzicom powiedziała,

Że na tę straszną chorobę

Już od roku chorowała.

 

Od tamtej pory słyszymy

Awantury, że nie po to

Kupują tyle jedzenia,

Żeby je „wyrzucać w błoto”.

 

Że wciąż marnuje jedzenie,

Za które grosza nie płaci.

Tyle co Ona nie zjada

Nawet dwóch Jej starszych braci!

 

Sąsiadów bardziej dotknęły

„Straty” drogiego jedzenia

Niż problemy własnej córki

I skutki jej nieleczenia.

Halo, pomyłka…

Nie wiem z jakiej to przyczyny,

Aż przez trzy doby cierpiałam

Na biegunkę bakteryjną.

W życiu tak nie chorowałam!

 

Nie był to pierwszy mój rozstrój,

Więc sama wzięłam  lekarstwa.

Przedtem brzuch mnie czasem bolał,

Ale na skutek… „obżarstwa”.

 

Teraz nic nie pomagało.

Czułam się wciąż coraz gorzej.

Musiałam szukać pomocy.

Ale gdzie? O nocnej porze?

 

Teraz „lekarstwem” na wszystko

Jest kontakt telefoniczny.

Siostra dała mi swój numer

Do lekarza specjalisty.

 

Zadzwoniłam i bez wstępu

Omówiłam co mnie boli.

On chwilę cierpliwie słuchał,

Wreszcie wybuchnął chocholim

Śmiechem, że aż mną zatrzęsło.

Potem usłyszałam wreszcie:

Współczuję, że cię spotkało

Dość krępujące nieszczęście.

Lecz ma specjalność to… pralki.

A w tym przypadku, tak czuję,

Że przez telefon uszczelki

W twym „spuście” nie zamontuję”.

 

Doceniam refleks rozmówcy,

Gdyż to ja tu „dałam ciała”.

Po prostu zdenerwowana

Zły numer wtedy wybrałam.

 

 

Wredny?

Moi Dziadkowie od mamy

Nie najlepiej już się czują.

Są w swej starości samotni.

W dodatku często chorują.

 

Stwierdziłem to przypadkowo,

Kiedy tam wpadłem przejazdem.

Nie wiedziałem, że źle z Nimi.

Ale, gdy poznałem prawdę,

Postanowiłem, że odtąd

Zawsze chętnie Im pomogę.

Od tej pory Dziadkom w weekend

Zaopatrzenie dowożę.

 

Nie mam blisko, bo mieszkają

Sto kilometrów ode mnie.

Dlatego jeżdżę co tydzień,

Choć chciałbym nawet codziennie.

 

Zastanawiałem się czemu

Inni im pomóc nie chcieli.

Czy są zbyt zajęci sobą,

A może „troszkę schamieli”?

 

Po raz czwarty przyjechałem

Z zakupami pod dom dziadków.

Podjazd łańcuchem zamknęli.

Wyzywali od „gagatków”,

Wygrażając mi piąstkami

Zgodnym duetem stwierdzili,

Że ja „przez swoje natręctwo

Jestem… zakałą rodziny.

Przez to, że mam nudne życie,

Zerowy u mnie… dorobek,

Sam nie mając swojego stadła,

Zawracam rodzinie głowę!”

 

Dopiero wtedy pojąłem,

Dlaczego reszta mych krewnych

Nie pomaga swym seniorom.

Czy naprawdę jestem wredny?