Windą do nieba?

Utknąłem w zepsutej windzie

Z mamą i jej bliźniakami.

Przez  męczące dwie godziny

Tkwiliśmy między piętrami.

 

Każdy myślałby, że dzieci

Zachowały się nieznośnie.

One spały cały ten czas

Słodko, doprawdy rozkosznie.

 

To matka dała popalić!

Chyba miała klaustrofobię,

Bo przez cały czas płakała;

Myślałem, że nie wyrobię!

 

W przerwach pomiędzy spazmami

Nawijała na okrągło,

Żeby „koniecznie się modlić,

Aby Bóstwo nam pomogło.

Nie mamy znikąd pomocy.

Wołać do Boga musimy,

Bo zabraknie nam powietrza

I wszyscy się podusimy”!

 

Wcześniej już wezwałem pomoc

Poprzez numer ratunkowy.

Ludzie nam przyszli z pomocą.

O Bogu nie było mowy…

 

Bakcyl

Tydzień temu zamieniłem

Mieszkanie na większe w bloku.

Trzy dni przeprowadzka trwała.

W ostatni dzień aż do zmroku!

 

Żeby kaskę zaoszczędzić

Tylko taxi zamówiłem.

Ona meble przewoziła,

A sam na piętro taszczyłem.

 

Musiałem złapać bakcyla,

Bo mam straszne przeziębienie.

Męczy mnie gardłowy kaszel.

Tylko piję, a nic nie jem.

Najgorsze napady kaszlu

Dopadają mnie wśród nocy.

Krew wypluwam do ręcznika.

Rano pełno w nim wybroczyn.

 

Dzisiaj rano na tablicy

Zawieszonej na parterze

Przeczytałem ostrzeżenie

Jeszcze całkowicie świeże.

 

Na nim tylko napisano,

Żeby „nie kaszleć nocami

Od dziewiętnastej trzydzieści

Wieczorem, do ósmej rano,

Bo małe dziecko się budzi

I nie może potem zasnąć”.

 

No cóż. Gdybym się udusił,

To z pewnością by przyklasnął!

 

Mikstura

Pamiętam, że moja Babcia

Miała swoje receptury

Na leczenie różnych chorób.

Wszystkie to dary… natury!

 

Kiedyś, gdy leżałem chory,

Przyniosła w szklance gorącą

Jakąś domową miksturę,

Jeszcze mocno parującą.

 

Skład poznałem znacznie później.

Był w niej ocet, ale winny,

Sok z cytryny, miód, cebula.

A smak? Naprawdę ohydny!

 

Mimo tego całą szklankę

Wypiłem bez zwłoki, duszkiem.

Pustą szklankę odstawiłem

Na szafeczkę tuż za łóżkiem.

 

Gdy po chwili przyszła babcia,

Widząc, że szklanka jest pusta,

Roześmiała się serdecznie

Dłonią przysłaniając usta.

 

W końcu powiedziała tylko

Dziwne wtedy dla mnie słowa:

„Parą z gorącej mikstury

Ty miałeś się inhalować”!

Igiełka

Gdy byłam na sali u chorych,

To wtedy się dowiedziałam,

Że mam pobrać krew pacjenta,

Który już czeka od rana.

 

Kiedy wróciłam do dyżurki,

Nagle się zorientowałam,

Że nie mam już czystych igieł;

Cały zapas wyczerpałam.

 

Był na półce w magazynku

Cały zestaw nowych igieł.

Sama byłam na dyżurze,

Musiałam je przynieść migiem.

 

Poprosiłam, żeby pacjent

Nie zwiał, bo wrócę do niego

I pobiorę „krwawą próbkę”,

A to przecież nic wielkiego.

 

Chory spokojnie poczekał.

Teraz mogłam mu krew pobrać.

Jak tylko zobaczył igłę,

Jakoś dziwnie naraz pobladł.

 

Potem się lekko uśmiechnął,

Westchnął i wskazał mi ręką

Na wózek, na którym siedział.

Nie było mi z tym zbyt lekko.

 

Co mam zrobić nie wiedziałam.

On był sparaliżowany

Od pasa po same stopy.

„Pan wybaczy”, powiedziałam…

 

 

Pomyłka

Od kiedy tylko pamiętam

Cierpię na arachnofobię.

Pająk, nawet ten najmniejszy,

Wzbudza panikę w mej głowie.

 

Często korzystam z komórki,

Nie swej, lecz starszego brata.

Jego Internet jest szybszy,

Stąd był o to ciągły zatarg.

 

Nie robię tego od czasu,

Gdy zbiłem mu przednią szybkę,

Bo wstawił jako tapetę

Tarantulę „przez pomyłkę”.

Powtórka?

Mój nowy facet się przyznał,

Że go nadzwyczajnie kręcą

Duże kobiety, gdy jedzą,

Bo wyglądają… kobieco!

 

Dlatego cieszy się bardzo,

Że nie jestem „chudą szkapą”,

Bo on nie mógłby się związać

Z jakąś tam „chudą szantrapą”.

 

Zaczęłam się z nim spotykać

Po zrzuceniu „ćwierć kwintala”.

Byłam dumna, że zwaliłam

Ten naprawdę duży balast.

 

Uważałam, że akurat

Osiągnęłam swój ideał,

A on twierdzi, żem jest „duża”.

Odchudzać się mam jeszcze raz?

Dziadunio

Mój ukochany dziadunio

Cierpi na bóle w kolanach.

Lekarz kazał odpoczywać

I to natychmiast, od zaraz!

 

Problem w tym, że Dziadek także

Hemoroidy ma od lata.

Lekarz zalecił chodzenie,

Bo siedząc, to je ugniata.

 

Teraz już na te schorzenia

Ma dwa zalecenia sprzeczne.

Czy istnieje choć cień szansy,

By mógł leczyć się skutecznie?

 

Biedny jest ten mój Dziadunio.

Bo lecząc pierwszą chorobę

Jednocześnie miałby z drugą

Bolesne problemy nowe.

 

Sytuacja jest bez wyjścia,

Lekarze się z tym zgadzają,

Że co by dziadek nie zrobił,

Zawsze Go będzie bolało!

Obowiązek

Po raz kolejny w mym życiu

Byłem właśnie u lekarza.

Taka wizyta co roku

Konsekwentnie się powtarza.

 

On znowu mnie potraktował

Tak jak hipochondryka.

Mimo tego co rok muszę

W przychodni z nim się spotykać,

By usłyszeć dwa pytania:

„No co, przyszedłeś tu znowu?

Za młodyś, żeby chorować!

Czy przyniosłeś jakiś dowód?

 

Muszę zawsze tam zanosić

Dwie przygotowane próbki:

Jeden pojemnik z sikami,

A drugi z kawałkiem… kupki.

 

W tej samej sprawie przychodzą

Ludzie zdrowi i „zdechlacy”

Na badania, które robi

Lekarz Medycyny Pracy

Na piechotę

Często po lekcjach zostaję

Na boisku z kolegami.

Tam dla własnej przyjemności

Mecze w „nogę” rozgrywamy.

 

Dzisiaj naciągnąłem sobie

Jakiś mięsień w prawej nodze.

Zawsze dotąd po masażu

Ból ustępował po drodze.

 

Nie mogłem nawet się ruszyć.

Nie zrobiłem nawet kroku.

Nigdy mnie tak nie bolało.

Byłem po raz pierwszy w szoku!

 

Zadzwoniłem do matuli,

Żeby po mnie przyjechała,

Bo troszkę nie mogę chodzić.

O więcej się nie pytała,

Tylko widząc, że pogoda

Jest dziś ładna, więc nie spiesząc

Zamiast jechać po mnie autem

Wybrała spacerek… pieszo!