Ze skrzydełkami

Nagle dopadła mnie grypa.

Miałam gorączkę i kaszel.

Nijak nie mogłam wyjść z domu,

Potrzebowałam… podpasek.

 

Zadzwoniłam do chłopaka,

Żeby razem z lekarstwami

Kupił mi, gdy będzie wracał,

Podpaski ze skrzydełkami.

 

Kupił. Przyniósł, nawet szybko.

Widać, że chłopak ma rozmach.

W torbie miał paczkę podpasek

No i  skrzydełek kilogram!

 

Aspiryna

Byłam lekko przeziębiona,

Ale zwolnienia nie miałam,

Gdyż jeszcze mogłam pracować,

Bo „tylko troszkę chrypiałam”.

 

W taki sposób mój stan zdrowia

Otaksowała lekarka:

Na razie nic się nie dzieje.

Mam przyjść, kiedy zacznę… charkać.

 

Już w nocy czułam ból gardła.

Że miałam niemieckie  „Isla”,

Zaczęłam ssać te tabletki

I mej lekarce „wymyślać”.

 

Przypomniałam sobie także

Dobre porady babcine,

Żeby zawsze mieć przy sobie

Musującą Aspirynę.

 

Rano jechałam do pracy

W drugim wagonie tramwaju.

Zawsze tak jeżdżę, bo luźniej.

Można rzec, że mam w zwyczaju.

 

Jednak tym razem doczepka

Była trochę zatłoczona.

Znalazłam luźniejsze miejsce,

Mogłam poruszać rękoma!

 

Chciałam na gardło wziąć „Islę”.

Po omacku z dużym trudem

Wydostałam z mej torebki

Lekarstwa niewielką grudę.

 

Wzięłam ją do ust i nagle

Poleciał z nich gejzer piany.

Pomyliłam pastyleczki!

Sąsiad obok ochlapany!

 

Ja się krztuszę. Ludzie obok

Sytuacją przerażeni

Zamiast próbować mi pomóc,

W panice się odsunęli.

 

Przestraszyła ich zapewne

Moja przerażona mina

I przypuszczenie, że piana

To niebezpieczna… toksyna.

 

Od tej pory śmiać mi się chce

Zawsze, kiedy to wspominam:

Na tłok najlepszym lekarstwem –

Musująca aspiryna!

 

 

Prawo wyboru

Jestem lekarzem rodzinnym.

Od lat w przychodni przyjmuję.

Gdy komuś nie mogę pomóc

Do szpitala go kieruję.

 

Niedawno miałem pacjentkę

Z bardzo silnym bólem serca.

Zawiozłem ją do szpitala,

Bo chodzenie ją zamęcza.

 

Następnego dnia ta pani

Znów czekała w poczekalni.

Pomyślałem, że w szpitalu

Ordynują „nienormalni”!

 

Czy została przebadana?,

Zapytałem dla porządku,

Bo wypis w takim złym stanie

To widoczny brak rozsądku.

 

Podała mi skierowanie,

Co  jej wcześniej wypisałem.

Na odwrocie była notka,

Której się nie spodziewałem:

 

„Wymienionej na odwrocie

Z Pańskiej przychodni pacjentce

Jak to wynika z wywiadu,

Nigdy nie bolało serce”.

 

Spytałem Ją o co chodzi.

Z trudem, mozolnie, pomału

Wydusiłem w końcu prawdę:

Bała się umrzeć w szpitalu…

Futerko

Jestem w ciąży pierwszy  trymestr.

W czasie jazdy autobusem

Zrobiło mi się słabo,

A więc będąc pod przymusem

Poprosiłam jakąś panią,

Która obok mnie siedziała,

By uchyliła wywietrznik,

Lecz nie zareagowała.

 

Odwróciła twarz do szyby

Patrząc z „zainteresowaniem”.

Że mam mdłości, dostrzegły też

Stojące obok mnie panie.

 

One próbowały pomóc,

Ale ta pani „od okna”

Zawołała, że jej zimno,

Bo dziś „zimnica okropna”!

 

Choć miała na sobie futro

I berecik moherowy,

Jej zdaniem „w zimny jak dziś dzień

O wietrzeniu… nie ma mowy”!

 

Lecz natura zadziałała

Tak, jak u wszystkich ciężarnych.

Po prostu zwymiotowałam.

Stan jej futra bardzo marny…

 

Pamiątka

Tato pracował w Holandii,

Gdy ja byłam nastolatką.

Widywałam Go na Skypie,

Lecz w naturze bardzo rzadko.

 

Tęskniłam za Nim, więc Mama

Wymyśliła, żebym Tatę

Odwiedziła w czas wakacji

Nie zimowych, ale latem.

A żeby było najtaniej

Pojechałam  autokarem

Z dostępnymi wygodami.

Był tam wucet oraz barek!

 

Jak był komplet pasażerów,

Ruszyliśmy w długą drogę.

Rozejrzałam się wokoło-

Młodych namierzyć nie mogę!

Pojazd zapełnili ludzie

Powracający do pracy,

Którzy gościli w Ojczyźnie,

By z rodziną się zobaczyć.

 

Chyba  minęła już północ.

Stanęliśmy na parkingu,

Żeby kilku pasażerów

„Złapało oddech” po drinku.

W dodatku chodziło o to,

Że w podróży się nie pali.

Więc panowie bardzo mocno

Na ten postój naciskali.

 

Ja też z ochotą wysiadłam.

Znudził mnie sąsiad-gawędziarz

I w fotelu było ciasno.

Mnie rozpierała energia!

 

I zaraz też, gdy wysiadłam,

Obiegałam pojazd wokół.

A kiedy wszyscy znów wsiedli,

Zrobiłam kilka podskoków

I za nimi chciałam wskoczyć

Przez otwarte drzwi do środka.

Nagle ktoś zatrzasnął drzwiczki,

Mnie zatrzymała… wywrotka!

 

Leżąc na bruku parkingu

Ledwo na oczy patrzyłam.

Chyba miałam lekki nokaut.

Nie wiedziałam, gdzie ja byłam!

 

Postój się znacznie przedłużył.

Ocucił mnie nasz kierowca.

Założył mi opatrunek

Ze znawstwem godnym fachowca.

 

Reszty drogi nie pamiętam.

Siedziałam otumaniona.

Świadomość mi powróciła,

Gdy… tatko wziął mnie w ramiona.

 

 

Opowiadam o tym dzisiaj,

Bo sortując stare foty

Przypomniały mi się właśnie

Dawne za ojcem tęsknoty.

 

Oprócz tego jest ponadto

Powód, choć zupełnie inny:

Pięknie wygląda mój siniak

Na fotosach wakacyjnych.

 

Twardziel

Mój, na szczęście były już mąż,

Gdy zdarzało mi się płakać,

Wychodził zawsze z pokoju

Bez słowa i bez… buziaka.

 

Za każdym razem, gdy sama

Płacząca w łóżku zostałam,

Podwójnie było mi smutno

I jeszcze głośniej… płakałam.

 

Zwykle płacz mnie bardzo męczył,

Łzy usypiały zmęczoną.

Kiedy ich już nie starczyło,

Przestałam być jego żoną.

 

Niedawno się spotkaliśmy.

To był zupełny przypadek.

Spytał mnie, czy teraz może

Nie mam już „łzawych huśtawek”.

 

Dzisiaj już by tak nie zrobił,

Ale wówczas – według niego –

Pozostawianie mnie samej

Nie uważał za coś złego.

 

To była jego metoda,

By nie słyszeć tych lamentów.

Bo z żoną trzeba być twardym

Beż nadmiaru sentymentów.

 

Prosił bym mu wybaczyła,

Bo chciał być mocny jak ojciec,

Który jego tak traktował

Wtedy, gdy był jeszcze chłopcem.

Cholerny los

Zwykle psy boją się huków,

A mój ciemności się boi.

Jeśli nie zapalę lampki,

Nie mogę go uspokoić.

 

Wyje i drapie podłogę.

Gania po pokoju dziko.

Boję się, że coś się stanie,

Kiedy tak biega donikąd.

 

Dlatego przez wszystkie noce

Koło psiego legowiska

Świeci malutka lampeczka,

A tuż  obok niej tkwi  miska.

 

Niedawno zdiagnozowano

U niego nowe kłopoty.

Zaczął chorować na jaskrę.

To wyrok pełnej ślepoty.

 

Płakać mi się chce, gdy myślę,

Że gdy straci wzrok zupełnie,

Będzie musiał żyć w ciemności,

Której boi się cholernie…

Windą do nieba?

Utknąłem w zepsutej windzie

Z mamą i jej bliźniakami.

Przez  męczące dwie godziny

Tkwiliśmy między piętrami.

 

Każdy myślałby, że dzieci

Zachowały się nieznośnie.

One spały cały ten czas

Słodko, doprawdy rozkosznie.

 

To matka dała popalić!

Chyba miała klaustrofobię,

Bo przez cały czas płakała;

Myślałem, że nie wyrobię!

 

W przerwach pomiędzy spazmami

Nawijała na okrągło,

Żeby „koniecznie się modlić,

Aby Bóstwo nam pomogło.

Nie mamy znikąd pomocy.

Wołać do Boga musimy,

Bo zabraknie nam powietrza

I wszyscy się podusimy”!

 

Wcześniej już wezwałem pomoc

Poprzez numer ratunkowy.

Ludzie nam przyszli z pomocą.

O Bogu nie było mowy…

 

Bakcyl

Tydzień temu zamieniłem

Mieszkanie na większe w bloku.

Trzy dni przeprowadzka trwała.

W ostatni dzień aż do zmroku!

 

Żeby kaskę zaoszczędzić

Tylko taxi zamówiłem.

Ona meble przewoziła,

A sam na piętro taszczyłem.

 

Musiałem złapać bakcyla,

Bo mam straszne przeziębienie.

Męczy mnie gardłowy kaszel.

Tylko piję, a nic nie jem.

Najgorsze napady kaszlu

Dopadają mnie wśród nocy.

Krew wypluwam do ręcznika.

Rano pełno w nim wybroczyn.

 

Dzisiaj rano na tablicy

Zawieszonej na parterze

Przeczytałem ostrzeżenie

Jeszcze całkowicie świeże.

 

Na nim tylko napisano,

Żeby „nie kaszleć nocami

Od dziewiętnastej trzydzieści

Wieczorem, do ósmej rano,

Bo małe dziecko się budzi

I nie może potem zasnąć”.

 

No cóż. Gdybym się udusił,

To z pewnością by przyklasnął!

 

Mikstura

Pamiętam, że moja Babcia

Miała swoje receptury

Na leczenie różnych chorób.

Wszystkie to dary… natury!

 

Kiedyś, gdy leżałem chory,

Przyniosła w szklance gorącą

Jakąś domową miksturę,

Jeszcze mocno parującą.

 

Skład poznałem znacznie później.

Był w niej ocet, ale winny,

Sok z cytryny, miód, cebula.

A smak? Naprawdę ohydny!

 

Mimo tego całą szklankę

Wypiłem bez zwłoki, duszkiem.

Pustą szklankę odstawiłem

Na szafeczkę tuż za łóżkiem.

 

Gdy po chwili przyszła babcia,

Widząc, że szklanka jest pusta,

Roześmiała się serdecznie

Dłonią przysłaniając usta.

 

W końcu powiedziała tylko

Dziwne wtedy dla mnie słowa:

„Parą z gorącej mikstury

Ty miałeś się inhalować”!