Błyski

Częstokroć się spieraliśmy

Z żoną moją ukochaną,

Które z nas ma zgasić światło

I wymamrotać „dobranoc”.

 

Śpimy w małym pokoiku

Zagraconym bardzo mocno.

Nie ma w nim miejsca, by zmieścić

Szafkę pod lampeczkę nocną.

 

Te nasze przekomarzania

Z czasem tradycją się stały.

Coraz bardziej uciążliwą,

Bo mnie z łóżka wyganiały.

 

Żeby ten problem rozwiązać

Zamówiłem w Internecie

Wyłącznik do światła, który

Reaguje na klaśnięcie.

Zamontowałem i z dumą

Zademonstrowałem miłej

Jak on działa. Byłem dumny,

Że takie cacko kupiłem.

 

Duma minęła wieczorem

Gdy przyszedł czas na „zabawy”.

Odgłosy naszych zachowań

Spowodowały… objawy

Stroboskopowości światła.

To znaczy, że lampa błyskała

W takim samym rytmie, w jakim

„Klaskały” nasze zgodne ciała.

 

Mnie to bardzo rozbawiło,

Lecz wnet się zamieniło w strach,

Bo się trzęsła tak, że aż żal

Mi bardzo było biedaczki.

Potem się okazało, że

To nagły atak… padaczki!

 

Nie przypuszczałem, że ona

Jest wrażliwa na te błyski.

Wywaliłem ten wyłącznik.

Wróciliśmy do tradycji.

Klient

Pracuję w sklepie meblowym.

Szefowa mi zagroziła,

Że gdy będą na mnie skargi

To nie będzie dla mnie miła.

Będę musiał szukać pracy

Za najmniejsze przewinienie.

Mam „rozpieszczać” swych klientów,

Bo „klienci dziś są w cenie”!

 

W zeszłym tygodniu widziała

Jak pewien klient się na mnie

Wydzierał głośno, wulgarnie.

Moim zdaniem bezpodstawnie.

Nie zadała sobie trudu,

By mnie spytać o szczegóły

Całej tamtej sytuacji.

Wiedziała a priori, z góry!

 

A ten klient miał problemy

Bardzo poważne, psychiczne.

On uciekł opiekunowi.

Postępował nielogicznie.

Ubzdurał sobie, że nasz sklep

To salonik w jego domu,

A ja przestawiłem meble.

Nie mógł znaleźć swoich… komód!

 

Dla szefowej nieistotne,

Co jej wtedy przekazałem.

Moja wina, że w jej sklepie

Na te krzyki pozwalałem!

Moja Mama

Przyznam, że nie mieszkam w Polsce.

Byłam dzieckiem chorowitym.

Lekarze byli bezradni.

Nie pomógł nawet krucyfiks!

 

Ciągłe problemy ze zdrowiem

Doprowadziły do tego,

Że w rodzinie się mówiło:

„Ta Mała jest do niczego!

Wszystko za nią robi mama,

Bo Ona się nie nadaje”.

W sumie to mówili prawdę,

Sama to dzisiaj przyznaję.

 

Wciąż mnie w domu wyręczano,

Kiedy ja nie miałam siły.

Tęsknie patrzyłam przez okno

Na dzieci, gdy gdzieś pędziły.

Całe miesiące spędzałam

W sanatoriach i szpitalach.

Starałam się być pogodną

I na nic się nie użalać.

 

Teraz już jestem dorosła.

Z mężem chcemy mieć dzieciaczka.

Poszłam do ginekologa,

Nie mogę wiecznie się cackać.

 

Dowiedziałam się, że wskutek

Przebytych chorób nie mogę

Zajść w ciążę w sposób normalny-

Taką dostałam przestrogę.

Nawet gdy się „cudem” uda,

To tej ciąży nie donoszę,

Choćbym przez cały ten okres

Była „schowana pod kloszem”.

 

Gdy mama się dowiedziała,

Zawołała klaszcząc w dłonie:

„Ja zostanę surogatką!

Wnuczka mego nie poronię”!

Pomyłka

Nigdy dotąd w moim życiu

Nie bolała mnie tak głowa

Jak wczoraj, gdy rano wstałam,

By do pracy się szykować.

 

Ból był naprawdę potworny,

A myśl o pójściu do pracy

Też pogarszała sprawę, bo

Mogłam przez to wiele stracić.

 

Musiałam być w pełni sprawna,

Wzięłam więc etopirynę,

Ale ból nie ustępował.

Czułam, że zaraz… odpłynę!

 

Robiłam się coraz słabsza,

Lecz zdążyłam zauważyć,

Że będąc w sennym amoku

Coś innego mogłam zażyć.

 

Leżały tam rozsypane

Męża tabletki nasenne.

On leczy się na bezsenność

I zażywa je codziennie.

 

Choć przezwyciężyłam słabość,

To czułam się tak jak swój cień.

Spóźniłam się w końcu do pracy;

Nie był to dla mnie łatwy dzień.

Przez sen

Jest nas dwóch braci w rodzinie.

Młodszy o dwa lata Zbyszek

Jako dziecko mówił przez sen.

Do dziś Jego gadki słyszę.

 

Teraz jest już nastolatkiem

I rozwinął swe „zdolności”.

Często we śnie spaceruje.

Nie krępują go ciemności.

 

W tym tygodniu zarwał nockę,

Bo z kimś jakiś mecz „rozgrywał”.

Do szkoły szedł nieprzytomny

Widać męczący był rywal.

Na matematyce zasnął

I zbudził się… przy tablicy.

Gryzmolił kredą… owieczki

I każdą kolejno… liczył.

Dziadunio

Przyjechał do nas dziadunio

Aż z drugiego krańca Polski.

Skończył już dziewięćdziesiątkę,

Lecz „kozak” z Niego niewąski.

 

Fizycznie trzyma się świetnie,

Lecz psychika już Mu siada.

Robił przy nas takie rzeczy,

Że aż szkoda o nich gadać.

 

Dwa dni temu zobaczyłem,

Jak sikał rano na kotka.

Miał z tego taką  radochę,

Jak niepełnoletnia Trzpiotka.

 

Powiedziałem o tym ojcu.

By zwrócił Jemu uwagę,

Żeby rzucił tę niegodną

Dla „siwej głowy” zabawę.

 

W nocy zbudził mnie krzyk matki.

Widziała dziadka jak sikał,

Ale tym razem na… pieska

Zamiast „pryskać” do nocnika.

Usta – usta

Byłam ze swoim chłopakiem

Na zakupach przedświątecznych.

Ten okres przed Nowym Rokiem

Jest dla nas zawsze bajeczny.

 

Co rok czekam, kiedy wreszcie

Grudzień nastąpi, bo zawsze

Dni przedświąteczne są dla nas

W całym roku najwspanialsze!

 

Ale jednak nie dla wszystkich,

Bo wczoraj uczestniczyłam

W sytuacji, która nigdy

Dotąd mi się nie zdarzyła:

Zasłabł na ulicy chłopak.

Leżał bezwładnie na ziemi.

Nikt nie kwapił się mu pomóc.

Wszyscy ślepi, głusi, niemi!

 

Ku mojemu przerażeniu

Stwierdziłam, że nie oddycha.

Pilnie potrzebny ratunek,

Ale daleko jest szpital…

 

Zaczęłam reanimację:

Masaż serca, bo rytm ustał

Oraz sztuczne oddychanie

To najprostsze:  usta-usta.

 

Po chwil zjawił się lekarz

I przejął akcję ode mnie.

Chłopak zaczął oddychać.

Starania nie były daremne!

 

Nie wiem, co robił mój chłopak,

Gdy ratowałam chorego.

Kiedy było już po wszystkim,

Wtedy podeszłam do niego.

 

Patrzył na mnie rozdrażniony.

Krzyknął tylko: „Z nami koniec!

Całowanie się z obcymi

Nie przystoi przyszłej żonie!”

Bezsenność alarmuje

Mam kłopoty z bezsennością.

O sen walczę już dość długo.

Wczoraj też się obudziłem.

Najcichsze szmery mnie budzą.

Stwierdziłem, że już nie zasnę,

Więc nie będę trzy godziny

Leżał w łóżku. Pomyślałem,

Że pójdę do pracy właśnie

I dziś będę przed wszystkimi!

 

Pracuję w tej firmie od lat.

Ona jest mym drugim domem.

Zakład znam jak własną kieszeń.

Wszystko jest mi tu znajome.

 

Ale… właśnie zapomniałem

Kodu, co wyłącza alarm.

Zaczął nagle wyć potwornie,

A boss po prostu.. oszalał.

On mieszka na pierwszym piętrze

Domu, gdzie mieści się firma.

Hałas obudził szefostwo.

Na nogach cała rodzina!

Zbiegł na dół w samym szlafroku,

A za nim reszta rodziny.

 

Znał hasło, wyłączył alarm.

Nie miał zachwyconej miny…

 

Schowek

Jechałam dziś na uczelnię

Autobusem linii „dziewięć”.

Było zimno, więc włożyłam

Bluzę z kapturem na siebie.

 

Za mną siedział jakiś facet.

Ciągle z tyłu było słychać,

Kiedy on jak „z grubej rury”

Kichał, kichał i… znów kichał.

 

Zasłaniałam twarz, jak mogłam,

By nie skaził mnie wirusem.

Już nie raz złapałam katar

Podczas jazdy autobusem.

 

Od kumpeli na uczelni

Dowiedziałam się, że chyba

W kapturze mam coś schowane,

Bo jak idę, to się „kiwa”.

 

Zdjęłam bluzę, a z kaptura

Wyciągnęłam w kulki zbite

Białe chusteczki do nosa

Higieniczne i… zużyte.

Bez guza

Dziś w domu spadłem ze schodów

I miałem wstrząśnienie mózgu.

Z początku tylko myślałem,

Że to skończy się na… guzku.

Jednak lekarze orzekli,

Że to poważniejsza sprawa.

Stracę pamięć krótkotrwałą

A to zasadna obawa.

 

Wczoraj właśnie mój braciszek,

Od zabezpieczeń fachura,

Przekonał mnie, żebym zmienił

Wczorajszego dnia  akurat

Hasła, PIN-y, kody wszystkich

Kart płatniczych i komórek.

Dziś niczego nie pamiętam.

Po prostu mam w głowie… dziurę!.