Pierwsze zdanie

Mamy prześliczną córeczkę.

Gaworzyła bardzo wcześnie.

Nawet w nocy słyszeliśmy,

Jak robi to nawet we śnie.

 

Roczek miała, kiedy pierwsze

Słowa swe wypowiadała:

Coraz wyraźniej i składniej:

Mama, tata, baba, mama…

 

My też do Niej mówiliśmy

Pracując nad każdym słowem.

Patrzyła nam prosto w oczy,

Jakby rozumiała mowę!

 

Wreszcie, gdy miała dwa latka,

Powiedziała pierwsze zdanie.

Właśnie gotowałam kaszkę

Na drugie śniadanko dla Niej.

 

Żeby jej się nie nudziło

Włączyłam płytkę Natalki

Z piosenkami, gdzie są pieski,

Misie, pajacyki, lalki…

 

Nie zauważyłam nawet,

Jak sama śpiewać zaczęłam.

Wtedy córeczka podeszła

Za kolana mnie objęła

I patrząc od dołu na mnie

Powiedziała swoje pierwsze

W swoim życiu pełne zdanie,

Bardzo króciutkie jeszcze,

Które od wtedy przestrzegam:

„Mama, mama nie śpiewaj”.

Szybki oddech

Po sprzeczce z nami syneczek,

Który skończył już pięć latek,

Zaczął zbyt szybko oddychać.

Ten widok zmroził mnie strachem!

 

 – Co się dzieje? zapytałam

Przestraszona, że małemu

Coś się stało niedobrego

Zupełnie nie wiedzieć czemu.

 

On ze złością w głosie krzyknął,

Że wciąga całe powietrze,

Bym nie miała czym oddychać

I musiała zaraz… zemrzeć!

Gość przed urodzinowy

Nasza najmłodsza córeczka

Ma obchodzić urodziny.

Razem z Nią, bo jest już „duża”,

Nad listą gości siedzimy.

 

Lista była prawie pełna,

Kiedy Młoda dodatkowo

Chciała, żebym dopisała

Jeszcze jedną panią. Młodą!

 

Bo kiedy mnie nie ma w domu,

Gdy wyjeżdżam gdzieś służbowo,

Ona bawi się z tatusiem…

Wtedy jest bardzo fajowo!

Dylemat ojca

Mieliśmy wtedy po szesnaście lat,

Lecz dalej nie było jak w piosence.

Wpadliśmy. No cóż, czasem się  zdarzy

Wpadka chłopakowi i panience.

 

Jej rodzice, katolicy,

Wyrzucili córkę z domu.

Moi, też nie zachwyceni,

Obiecali w biedzie pomóc.

 

Byli nam naprawdę wsparciem.

Mamy córeczkę, matury.

Poszliśmy razem studia…

Wtem niebo zasłały chmury!

 

Dziś się właśnie dowiedziałem,

Że Majeczka nie jest moja.

Nie tylko ze mną Jej mama

Spędzała czas na amorach.

Nie wiedziała, kto jest ojcem,

Bo to duża była szkoła…

 

Sześć latek ma już Córeczka.

Kocham Ją od dnia narodzin.

Nie mam pojęcia, co robić:

Być dalej dla Niej rodzicem,

Czy z Jej matką się rozwodzić?

Magnetyczny wuj

Jestem rekonwalescentką

Po przebytej operacji.

Naprawiono mi kręgosłup

Wszczepiając jakieś „zatrzaski”.

 

Wtedy, gdy byłam w szpitalu,

Mój brat pilnował me dzieci.

Różnie jednak reagują

Niefrasobliwi faceci.

Kiedy tylko się dowiedział,

Że mam wszczepione te „śrubki”,

Nakładł głupot w te malutkie,

Naiwne dziecięce główki.

Obiecał moim dzieciakom,

Że temu, co mi da radę

Przyczepić magnes do pleców,

Da w prezencie czekoladę!

 

Uwierzyły w obietnicę.

Teraz cała moja trójka

Usiłuje mi przyczepić

Te magnesiki od wujka!

 

Nie wiem jak ich mam przekonać,

Że wujek  je podle ołgał,

Bo tytan to nie żelazo

I magnesu nie przyciąga!

Mniejsze niż bonsai

Me dzieciaki, a mam trójkę,

Bardzo często i dość zgodnie

Bawią się w domek, przedszkole

Traktując wszystko dosłownie.

 

Dziś urządzały „dom na wsi” –

Taki malutki dla lalek.

Muszę przyznać, że to „dzieło”

Wypadło im „doskonale”.

 

By „posadzić” kilka drzewek

Przy ganeczku i przy bramie,

Pocięły… stuletnie bonsai –

Pamiątkę po mojej mamie!

Strach na…

Mam bardzo bladą cerę,

Choć nie jestem albinosem.

Przeszłam w  życiu masę badań.

Z nich wynika taki wniosek:

Jestem zdrowa. Krew w porządku.

Nie ma się czego obawiać.

Lecz nie  mogę na słoneczko

Swego liczka zbyt wystawiać.

Po prostu mam niedostatek

Enzymu, czyli tyrozyny.

To powód, że w organizmie

Brak pigmentu – melatoniny.

 

W zeszłym tygodniu, we czwartek

Poszłam z psem na długi spacer.

Pogoda była wiosenna.

Celem był pobliski lasek.

 

Po drodze spotkałam grupę

Rozbawionych przedszkolaków

Wesołych i świergolących

Jak stadko małych…  kurczaków.

Trzy opiekunki jak kwoki

Pilnowały swego stadka.

Raptem dzieci psa zoczyły,

Bo to dla nich fajna  gratka.

 

Podbiegły do niego wszystkie.

Otoczyły gwarnym kołem.

Zaczęły figlować z pieskiem

Rozbawione i wesołe.

 

Ja stałam obok. Patrzyłam

Jak dzieciaki z nim się bawią.

Ten widok dla mnie samotnej

Był wprost przesycony… magią!

 

Nagle jedna z dziewczyneczek

Patrząc się na mnie wrzasnęła:

„Wampir” i do opiekunek

Ile sił w nóżkach czmychnęła.

Z krzykiem wszystkie dzieciaki

 

Rozbiegły się na „wsie” strony.

Nie zazdroszczę opiekunkom

Tym popłochem przestraszonych.

Ciężki będzie koniec dnia.

Czy powodem jestem ja?

Diagnoza

We wtorek pierwszego kwietnia,

Dwa tysiące czternastego

Mój synek, gdy spadł ze schodów,

Złamał sobie nogę. Lewą.

 

Karetka nie przyjechała,

Bo wówczas  była gdzieś w drodze.

Do szpitala go zawiozłam,

By był zbadany na SOR-ze.

 

Lekarz synkowi powiedział

Że trzeba mu uciąć nogę,

Czym u mego czterolatka

Wzbudził histeryczną trwogę.

 

Nie mogłam go uspokoić.

Godzinę żałośnie kwilił.

Lekarz nie poczuł się winnym:

„Przecież był Prima Aprilis”!

Moja Mama

Przyznam, że nie mieszkam w Polsce.

Byłam dzieckiem chorowitym.

Lekarze byli bezradni.

Nie pomógł nawet krucyfiks!

 

Ciągłe problemy ze zdrowiem

Doprowadziły do tego,

Że w rodzinie się mówiło:

„Ta Mała jest do niczego!

Wszystko za nią robi mama,

Bo Ona się nie nadaje”.

W sumie to mówili prawdę,

Sama to dzisiaj przyznaję.

 

Wciąż mnie w domu wyręczano,

Kiedy ja nie miałam siły.

Tęsknie patrzyłam przez okno

Na dzieci, gdy gdzieś pędziły.

Całe miesiące spędzałam

W sanatoriach i szpitalach.

Starałam się być pogodną

I na nic się nie użalać.

 

Teraz już jestem dorosła.

Z mężem chcemy mieć dzieciaczka.

Poszłam do ginekologa,

Nie mogę wiecznie się cackać.

 

Dowiedziałam się, że wskutek

Przebytych chorób nie mogę

Zajść w ciążę w sposób normalny-

Taką dostałam przestrogę.

Nawet gdy się „cudem” uda,

To tej ciąży nie donoszę,

Choćbym przez cały ten okres

Była „schowana pod kloszem”.

 

Gdy mama się dowiedziała,

Zawołała klaszcząc w dłonie:

„Ja zostanę surogatką!

Wnuczka mego nie poronię”!

Mikołaje do lamusa

Są „różniści” kominiarze:

Jedni chodzą z życzeniami,

A ci drudzy, ci prawdziwi,

Zajmują się… kominami.

Oni częściej niż ci pierwsi

Odwiedzają wszystkie domy,

Żeby sprawdzić nasze piece

No i oczywiście komin.

 

Przyszli kiedyś ci „prawdziwi”

We dwóch,  jeszcze przed wieczorem.

Synek się zaciekawił ich

Narzędziami i… ubiorem.

Wyjaśnili mu, że oni

Wchodzą na dach po drabinie

Sprawdzić, czy Święty Mikołaj…

Nie utknie w naszym kominie.

 

Synek prychnął i powiedział:

„Nie ma szans, przecież mój tata

Jest za gruby, żeby chodzić

Z prezencikami po dachach”.

 

Kominiarzom się udało

Przy nim utrzymać powagę,

Lecz gdy byli na drabinie

To… gubili  równowagę

Nie mogąc stłumić chichotu

Na wspomnienie słyszanego

Przed małą chwilką bon-motu.

 

Ja nie będę się odchudzał,

Ani poszerzał komina.

Że nie wierzy w Mikołaja,

To nie jest już moja wina!