Gość przed urodzinowy

Nasza najmłodsza córeczka

Ma obchodzić urodziny.

Razem z Nią, bo jest już „duża”,

Nad listą gości siedzimy.

 

Lista była prawie pełna,

Kiedy Młoda dodatkowo

Chciała, żebym dopisała

Jeszcze jedną panią. Młodą!

 

Bo kiedy mnie nie ma w domu,

Gdy wyjeżdżam gdzieś służbowo,

Ona bawi się z tatusiem…

Wtedy jest bardzo fajowo!

Dylemat ojca

Mieliśmy wtedy po szesnaście lat,

Lecz dalej nie było jak w piosence.

Wpadliśmy. No cóż, czasem się  zdarzy

Wpadka chłopakowi i panience.

 

Jej rodzice, katolicy,

Wyrzucili córkę z domu.

Moi, też nie zachwyceni,

Obiecali w biedzie pomóc.

 

Byli nam naprawdę wsparciem.

Mamy córeczkę, matury.

Poszliśmy razem studia…

Wtem niebo zasłały chmury!

 

Dziś się właśnie dowiedziałem,

Że Majeczka nie jest moja.

Nie tylko ze mną Jej mama

Spędzała czas na amorach.

Nie wiedziała, kto jest ojcem,

Bo to duża była szkoła…

 

Sześć latek ma już Córeczka.

Kocham Ją od dnia narodzin.

Nie mam pojęcia, co robić:

Być dalej dla Niej rodzicem,

Czy z Jej matką się rozwodzić?

Magnetyczny wuj

Jestem rekonwalescentką

Po przebytej operacji.

Naprawiono mi kręgosłup

Wszczepiając jakieś „zatrzaski”.

 

Wtedy, gdy byłam w szpitalu,

Mój brat pilnował me dzieci.

Różnie jednak reagują

Niefrasobliwi faceci.

Kiedy tylko się dowiedział,

Że mam wszczepione te „śrubki”,

Nakładł głupot w te malutkie,

Naiwne dziecięce główki.

Obiecał moim dzieciakom,

Że temu, co mi da radę

Przyczepić magnes do pleców,

Da w prezencie czekoladę!

 

Uwierzyły w obietnicę.

Teraz cała moja trójka

Usiłuje mi przyczepić

Te magnesiki od wujka!

 

Nie wiem jak ich mam przekonać,

Że wujek  je podle ołgał,

Bo tytan to nie żelazo

I magnesu nie przyciąga!

Mniejsze niż bonsai

Me dzieciaki, a mam trójkę,

Bardzo często i dość zgodnie

Bawią się w domek, przedszkole

Traktując wszystko dosłownie.

 

Dziś urządzały „dom na wsi” –

Taki malutki dla lalek.

Muszę przyznać, że to „dzieło”

Wypadło im „doskonale”.

 

By „posadzić” kilka drzewek

Przy ganeczku i przy bramie,

Pocięły… stuletnie bonsai –

Pamiątkę po mojej mamie!

Strach na…

Mam bardzo bladą cerę,

Choć nie jestem albinosem.

Przeszłam w  życiu masę badań.

Z nich wynika taki wniosek:

Jestem zdrowa. Krew w porządku.

Nie ma się czego obawiać.

Lecz nie  mogę na słoneczko

Swego liczka zbyt wystawiać.

Po prostu mam niedostatek

Enzymu, czyli tyrozyny.

To powód, że w organizmie

Brak pigmentu – melatoniny.

 

W zeszłym tygodniu, we czwartek

Poszłam z psem na długi spacer.

Pogoda była wiosenna.

Celem był pobliski lasek.

 

Po drodze spotkałam grupę

Rozbawionych przedszkolaków

Wesołych i świergolących

Jak stadko małych…  kurczaków.

Trzy opiekunki jak kwoki

Pilnowały swego stadka.

Raptem dzieci psa zoczyły,

Bo to dla nich fajna  gratka.

 

Podbiegły do niego wszystkie.

Otoczyły gwarnym kołem.

Zaczęły figlować z pieskiem

Rozbawione i wesołe.

 

Ja stałam obok. Patrzyłam

Jak dzieciaki z nim się bawią.

Ten widok dla mnie samotnej

Był wprost przesycony… magią!

 

Nagle jedna z dziewczyneczek

Patrząc się na mnie wrzasnęła:

„Wampir” i do opiekunek

Ile sił w nóżkach czmychnęła.

Z krzykiem wszystkie dzieciaki

 

Rozbiegły się na „wsie” strony.

Nie zazdroszczę opiekunkom

Tym popłochem przestraszonych.

Ciężki będzie koniec dnia.

Czy powodem jestem ja?

Diagnoza

We wtorek pierwszego kwietnia,

Dwa tysiące czternastego

Mój synek, gdy spadł ze schodów,

Złamał sobie nogę. Lewą.

 

Karetka nie przyjechała,

Bo wówczas  była gdzieś w drodze.

Do szpitala go zawiozłam,

By był zbadany na SOR-ze.

 

Lekarz synkowi powiedział

Że trzeba mu uciąć nogę,

Czym u mego czterolatka

Wzbudził histeryczną trwogę.

 

Nie mogłam go uspokoić.

Godzinę żałośnie kwilił.

Lekarz nie poczuł się winnym:

„Przecież był Prima Aprilis”!

Moja Mama

Przyznam, że nie mieszkam w Polsce.

Byłam dzieckiem chorowitym.

Lekarze byli bezradni.

Nie pomógł nawet krucyfiks!

 

Ciągłe problemy ze zdrowiem

Doprowadziły do tego,

Że w rodzinie się mówiło:

„Ta Mała jest do niczego!

Wszystko za nią robi mama,

Bo Ona się nie nadaje”.

W sumie to mówili prawdę,

Sama to dzisiaj przyznaję.

 

Wciąż mnie w domu wyręczano,

Kiedy ja nie miałam siły.

Tęsknie patrzyłam przez okno

Na dzieci, gdy gdzieś pędziły.

Całe miesiące spędzałam

W sanatoriach i szpitalach.

Starałam się być pogodną

I na nic się nie użalać.

 

Teraz już jestem dorosła.

Z mężem chcemy mieć dzieciaczka.

Poszłam do ginekologa,

Nie mogę wiecznie się cackać.

 

Dowiedziałam się, że wskutek

Przebytych chorób nie mogę

Zajść w ciążę w sposób normalny-

Taką dostałam przestrogę.

Nawet gdy się „cudem” uda,

To tej ciąży nie donoszę,

Choćbym przez cały ten okres

Była „schowana pod kloszem”.

 

Gdy mama się dowiedziała,

Zawołała klaszcząc w dłonie:

„Ja zostanę surogatką!

Wnuczka mego nie poronię”!

Mikołaje do lamusa

Są „różniści” kominiarze:

Jedni chodzą z życzeniami,

A ci drudzy, ci prawdziwi,

Zajmują się… kominami.

Oni częściej niż ci pierwsi

Odwiedzają wszystkie domy,

Żeby sprawdzić nasze piece

No i oczywiście komin.

 

Przyszli kiedyś ci „prawdziwi”

We dwóch,  jeszcze przed wieczorem.

Synek się zaciekawił ich

Narzędziami i… ubiorem.

Wyjaśnili mu, że oni

Wchodzą na dach po drabinie

Sprawdzić, czy Święty Mikołaj…

Nie utknie w naszym kominie.

 

Synek prychnął i powiedział:

„Nie ma szans, przecież mój tata

Jest za gruby, żeby chodzić

Z prezencikami po dachach”.

 

Kominiarzom się udało

Przy nim utrzymać powagę,

Lecz gdy byli na drabinie

To… gubili  równowagę

Nie mogąc stłumić chichotu

Na wspomnienie słyszanego

Przed małą chwilką bon-motu.

 

Ja nie będę się odchudzał,

Ani poszerzał komina.

Że nie wierzy w Mikołaja,

To nie jest już moja wina!

Strapiony

Mój ojciec miał imieniny.

Było w domu wielu gości.

Atmosfera taka miła,

Że tylko Mu pozazdrościć.

Ja też tam się dobrze czułam,

Chociaż mamie pomagałam,

Bo skarżyła się na zdrowie,

Gdyż noga Ją rozbolała.

 

Był także stryjek, mój chrzestny.

Mieszka od lat za granicą.

Jest starszym bliźniakiem taty.

Pomaga moim rodzicom.

Nie ma swoich dzieci, więc ja

Jestem Jego oczkiem w głowie.

Nie wiem, czy na całym świecie

Żyją gdzieś Tacy Stryjkowie.

 

Przypadkowo usłyszałam

W ich rozmowie dziwną frazę,

Gdy tata martwił się, czy ja

W przyszłości sobie poradzę.

 

Trapił się o moją przyszłość.

Powoli traci nadzieję,

Co ja z sobą biedna pocznę,

Kiedy on się zestarzeje.

Bo ja mam po nim urodę,

A błyskotliwość po mamie.

A w założeniu było, że…

Właśnie odwrotnie się stanie.

Dlaczego?

Mój czteroletni synulek

Zagaił mnie dość niewinnie

W trakcie jedzenia obiadu

Na dużej bibce rodzinnej:

 

„Faceci to mają wąsy,

A kobiety piersi, prawda?”

Przytaknęłam, bo tym przecież

Płcie się różnią już od dawna!

To jest wszakże oczywistość

Jak najbardziej oczywista.

Ale tych różnic jest więcej,

Jest ich przecież cała lista!

 

A synuś kontynuował:

„To powiedz kochana mamusiu,

Dlaczego ciocia Marysia

Ma wąsy, a nie ma cycusiów”?