Opiekun

Musiałam wyjść z domu wcześniej.

Mąż został więc sam z chłopcami,

Żeby ich cieplutko ubrać

Oraz przed wyjściem nakarmić.

Jeszcze potem dwóch urwisów

Do przedszkola zaprowadzić.

Mówił, bym była spokojna,

Na pewno sobie poradzi.

 

Odbierałam ich z przedszkola.

Starszy syn z wielkim wyrzutem

Wyskoczył do mnie znienacka

Wymachując swoim butem.

„Tata nie ubrał mi majtek”!

Na co młodszy się pochwalił:

„A ja mam ciepło, bo tata

Założył mi aż dwie pary”!

Bilet na… wyjście

W Święta zabrałam kuzynka

Na nieszpory do kościoła.

Gdy Młodemu się znudziło,

Zaczął gapić się dokoła.

Ciągle zagadywał do mnie.

Wiercił się, jakby miał świąd.

Chciałam, by się uspokoił

Póki nie wyjdziemy stąd.

 

Na razie mu pozwoliłam

Przejść się wzdłuż ławek samemu.

Myślałam, że tym sposobem

Pomogę przetrwać Młodemu.

 

Wtedy on zobaczył księdza,

Jak między ławkami z tacą

Chodził mówiąc „…zaapłać, … zaapłać…”

A ludzie po prostu… płacą!

 

Naraz krzyknął w moją stronę,

Co było bardzo niegrzeczne:

„Marysia!… Jak zapłacimy,

To będzie można wyjść wcześniej”?!

Szczerość po latach

Jak byłem jeszcze dzieciakiem,

Miałem kochanego pieska,

Który wraz z naszą rodziną

W rodzicielskim domu mieszkał.

 

 Kiedyś piesek zniknął nagle.

Co się stało, nie wiedziałem.

Rodzice mi wyjaśnili,

Że poszedł wraz z Mikołajem.

Musiał z nim iść, by pomóc

Rozdawać dzieciom prezenty.

A  dzieci jest bardzo dużo,

Musi być bardzo zajęty.

Kiedy dorosłem, to w myślach

Często Burka wspominałem.

Nie wierzyłem w Mikołaja,

Więc tak sobie pomyślałem,

Że po prostu mama z ojcem

Tego mi nie powiedzieli,

Że piesek zginął w wypadku.

Pewno chronić dziecko chcieli.

Dzisiaj ojciec trochę „wlany”

Powiedział mi prosto z mostu,

Że pies trafił do schroniska,

Bo był… paskudny. Po prostu!

Liczmanka

Nasza sześcioletnia córcia

Pasjami uwielbia… liczyć.

Gdziekolwiek i w każdym czasie

Rachowanie ciągle ćwiczy.

 

Czasami, jak jej się nudzi,

To mówimy do Krystynki,

Żeby poszła do pokoju

I policzyła… motylki.

 

Ona w swoim pokoiku

Ma w takie wzorki tapetkę.

Liczyła je wciąż się myląc,

Kiedy przekraczała… setkę.

 

Dzisiaj się trochę nudziła,

Gdy z wizytą przyszedł dziadek.

Wysłałem ją „na motylki”,

By w spokoju wypić kawę.

 

Po jakimś czasie wróciła

Podając wynik liczenia.

Żadna wątpliwość z mej strony

Jej stanowiska nie zmienia.

 

Doliczyła się motylków

W liczbie stu czterdziestu czterech.

Na pytanie „Skąd ta pewność”?

Rzekła: „Skreślałam markerem”!

Jak to mężczyzna

Nasz dwu i pół letni synek

Załatwiał się jak panienka.

Siusiał siedząc na nocniczku.

Do sedesu nie dosięgał.

 

Właśnie  nauczył się sikać

Na stojąco, tak jak chłopak.

Chciał się przede mną pochwalić,

Ale wyszła… katastrofa!

 

Gdy ucięłam sobie drzemkę,

Mały nasikał wprost na mnie.

Zrobił to niespodziewanie

Oraz nadzwyczaj… starannie!

 

Zawsze, kiedy ja się zdrzemnę,

Mój mąż pilnuje malucha.

Bawią się, a synek często

Wesołym śmiechem wybucha.

 

Dziś zbudził mnie śmiech… mężusia,

Który bardzo rozbawiony

Dopingował swego synka

Trzymając… kamerkę w dłoni!

Mikołajkowa prośba

Poproszono mnie w tym roku

Żebym się dobrze postarał

I przebrał przekonująco

W strój Świętego Mikołaja.

 

Wystąpiłem jako Święty

W imprezie „Mikołajkowej”

Przybrany w biskupie szaty

I długachną, białą brodę.

 

Nikt z dzieci o tym nie wiedział.

Bałem się zdemaskowania,

Bo mój Józio, jak na swój wiek,

To niespotykany cwaniak.

 

Jednak dzisiaj był przejęty.

Nie miał szans, by mnie rozpoznać.

Wyglądałem i mówiłem

Jak święta osoba duchowna.

 

Wszystkie dzieci podchodziły.

Każde z uśmiechniętą buzią

Odbierało swe prezenty.

Podszedł do mnie także Józio.

Wdrapał mi się na kolana

Gniotąc mą biskupią szatę

I szepnął cicho do ucha:

„Chciałbym mieć… nowego tatę”!

Nasi byli…

Dziesięć lat już jest po ślubie,

A jeszcze nie mamy dzieci.

To już najwyższy czas dla mnie,

Bo roczek za roczkiem leci…

Oboje jesteśmy zdrowi.

Możemy być rodzicami.

Robimy wszystko, co trzeba.

Jak dotąd wszystko do… bani!

 

Lekarze każą próbować.

A w kościele mój spowiednik

Radził, żeby się pomodlić

I „wykorzystywać te dni”.

 

Tydzień temu mój małżonek

Skończył czterdziesty rok życia.

To jest okrągła rocznica,

Dobry powód do wypicia.

Zaprosiliśmy przyjaciół

Do knajpy na urodziny.

Jak mężczyźni się popili

To… rozpoczęły się kpiny:

                                                                                                           Że:

                                                                                                          – nie umie zrobić dziecka;

– Strzela tylko ślepakami;

   – Pudłuje za każdym razem;

      – Co on ma miedzy nogami?…

 

W pewnej chwili mąż się wkurzył,

Zaklął i wrócił do domu.

Chwilę po tym ja taksówką

Pojechałam, by mu pomóc.

Ale zamknął się w pokoju.

Siedział tam sam i butelka.

Płakał po raz pierwszy w życiu.

Targała nim rozpacz wielka.

 

Tydzień trwa ta sytuacja.

Zaczyna być groźnie, bo on

Bardzo źle znosi alkohol

I leczył się na to; ponoć.

Myślę, że on już jest w ciągu.

A skutki będą tragiczne.

Goście nie widzą problemu

Wyrażając się cynicznie,

Że przesadza z tą boleścią,

Nic im nie można zarzucić,

Bo to były tylko żarty,

Że z niego „lichy kogucik”.

On tę sprawę wyolbrzymił.

W życiu rozczarowań wiele…

 

Dzięki wielkie, nasi byli

Koledzy i przyjaciele…

Bez szczegółów

Mam młodszego kuzyneczka.

Gdy jest wyspany, to chłopak

Że do rany Go przyłożyć.

Gdy senny, to wręcz na opak!

Wiem to, że wujostwo pilnie

Przestrzegają, by był w formie.

Po obiedzie zawsze drzemie,

To Mu pomaga. Bezspornie!

Dziś ominął swoją drzemkę.

Powód? To moja wizyta.

Nagle zrobił się nieznośny.

Powód znam, a więc nie pytam,

Tylko chłopca położyłam,

Żeby na godzinkę zasnął.

Ale miał kłopot z zaśnięciem

Bo w pokoju było… jasno.

Poradziłam: „Zamknij oczki

I wyobrażaj owieczki,

Które idą po kolei,

Kąpać się do małej rzeczki.

Musisz je wszystkie policzyć

Kolejno, jedną po drugiej.

Ich jest dużo, więc uważaj,

Bo liczenie będzie długie”.

Zamknął oczy i skupiony

Liczył, liczył… Nagle cicho

Spytał: „Czy też liczyć… krowy”?

Czym wprawił mnie taki chichot,

Że o spaniu nie ma mowy.

Przez resztę dnia mój kuzynek

Dał mi się nieźle we znaki.

Jednak szczegóły pominę.

 

Zakupy

Byłam z synkiem na zakupach.

Brzdąc jak zwykle siedział w wózku

Tym drucianym, na zakupy.

W nim brak oparć i podnóżków.

Ale to mu nie przeszkadza.

Zawsze siada w głębi kosza.

Dziś był bardzo rozbrykany,

A zakupy z nim to koszmar.

 

W pewnej chwili zaczął wstawać

I upadł buzią na druty.

Nabił siniaka pod okiem

Resztę „obroniły” ciuchy.

Afera na cały market,

Jednak z wózka nie chciał wysiąść

I siedział naburmuszony,

Wykrzywiając na mnie pysio.

 

Tuż przy kasie znów chciał wstawać,

Więc upomniałam dzieciaczka:

„Siedź tu, bo pod drugim oczkiem

Będziesz miał także siniaczka”.

 

Ludzie w kolejce słyszeli,

Ale źle mnie zrozumieli.

Aż mną coś wewnątrz zatrzęsło!

Nigdy jeszcze tyle osób

W tak zdecydowany sposób

Nie przyglądało mi się

Z taką wielką agresją.

 

Pęcherzyk

Nasz dziewięcioletni synek

Oświadczył zdecydowanie,

Że jest na tyle dorosły,

Że nosić stanik jest w stanie!

 

Nie wiedzieliśmy co robić

Na takie dictum acerbum.

To nam dało do myślenia,

Nie mogłem powstrzymać nerwów.

Czyżby już w tak młodym wieku

On czuł się hermafrodytą?

Czy już wie, jaki natura

Przypisała Mu uniform?

 

Po niewielkim dochodzeniu

Odkryliśmy, że to sprawka

Naszego starszego syna,

Już osiemnastolatka.

Starszy syn już od miesiąca

Wkręcał młodszego braciszka,

Że każdy w tym wieku chłopiec

W staniczek swe „piersi” wciska.

 

Nie mamy pojęcia jak to

Stało się, że mu uwierzył.

Przecież chłopczyk nic tam nie ma.

No, może jakiś pęcherzyk…