Przykład

Przyszła do mnie zapłakana

Córeczka ze śliwką w dłoni.

Mówi, że śliweczka mokra

I tata zjeść ją zabronił.

 

Powiedziałam, że nie szkodzi,

Kiedy śliwka jest obślizgła.

By pokazać, że jeść można,

Kąsek śliweczki odgryzłam.

 

Mała wtedy wykrzyczała:

„Mamo nieeee! Ją trzeba umyć,

Bo ona się pomoczyła

W siuśkach Misi, naszej suni”.

Martynka

Mam córkę dwunastolatkę.

Serfuje po Internecie.

Nie zabraniałem jej tego

Przecież to już duże dziecię.

Czatuje z pewną dziewczynką,

Którą poznała niedawno.

Z jej słów wynika, że obie

Bardzo do siebie się garną.

 

Ostatnio dość żywiołowo

Opowiada mnie i mamie,

Że już widziała jej zdjęcia

Na jakimś tam Instagramie.

Ta Martyna jest w jej wieku.

Bardzo fajne ma tam zdjęcia.

Chciałaby wreszcie ją poznać.

Prosi, bym zgodzić się zechciał.

Nie mogłem na to pozwolić,

Gdyż nic nie wiem o Martynce.

– Mała jeszcze jesteś córciu. –

Tak tłumaczyłem dziewczynce.

 

Spokój był przez dwa tygodnie.

Znowu chciała się z nią spotkać.

Ledwie utrzymałem w domu

 Niecierpliwego podlotka.

Nie zgadzam się na ten sposób

Zawierania znajomości.

Z osobami, których nie znasz,

Trzeba się mieć na baczności.

 

Po dwóch miesiącach znów atak.

Teraz łzawymi oczyma

Szturmowała na tatusia

Zdesperowana dziewczyna.

Uległem, lecz pod warunkiem,

Że pojedziemy we trójkę.

Mama będzie w samochodzie,

Ja będę robił za „stójkę”.

 

Pojechaliśmy na miejsce

Umówione przez dziewczynki.

Wszyscy wypatrywaliśmy

Miłej, wesołej blondynki.

Podjechał biały samochód,

I z niego zamiast Martynki

Wysiadł Zbigniew, lat pięćdziesiąt.

W garniturku. Bez czuprynki.

Prawda w uszy

Podsłuchałem moich „starych”

Jak dyskutowali o tym,

Czy jak mnie zostawią w domu,

Nie napytam im zgryzoty.

Chcą wyjechać gdzieś na weekend,

A mnie zostawić samego.

Boją się, żebym nie zrobił

Czegoś nieodpowiedzialnego.

 

Po chwili jednak stwierdzili,

Że raczej w domu posiedzę,

Niż zechcę zorganizować

Jakąś zbyt grubą imprezę.

 

A ponadto według „starych”

Jestem mało urodziwy,

I z przymusu do tej pory

Na pewno jestem cnotliwy.

Nie ma więc niebezpieczeństwa,

Nawet gdyby było ciemno,

Że jakakolwiek dziewczyna

Chciałaby się przespać ze mną.

Na lodach

Byłem z synkiem na spacerze.

Malec ma już cztery latka.

Chłopczyk bardzo lubi lody.

Dla niego to super gratka.

 

Gdy weszliśmy lodziarni,

Zamówiłem dwa pucharki,

A w nich lody pistacjowe.

Dla każdego po dwie miarki!

Siedzieliśmy dosyć długo.

Mały zajęty lodami,

Siedział grzecznie przy stoliku

I, co dla mnie dziwne, zamilkł.

 

Lody były super smaczne.

Nic nie zostało w pucharku.

Wszystko to obserwowała

Miła kelnerka zza barku.

Kiedy przyniosła rachunek,

To pochwaliła malucha,

Że tak grzeczny, kulturalny.

Na pewno tatusia słucha.

 

Nim zdążyłem podziękować,

Zapłacić i się pożegnać

On ściągnął gacie i zagrał

Na pupie tak jak na bębnach…

Wzór

Robiłam zakupy spożywcze

W pobliskim supermarkecie.

Tam jest taniej niż gdzie indziej.

Łatwiej zmieścić się w budżecie.

Różnych ludzi tam spotykam.

Znam też tych, co mnie nie znają.

Często zdarzy mi się słyszeć,

O czym inni rozmawiają.

 

Dziś wychowawczyni synka

Narzekała na swą klasę,

Że łobuzują w niej chłopcy,

A szczególnie jakiś Jasiek.

Ale potem pochwaliła

Mego synka najmłodszego,

Że jest grzeczny, a więc inni

Powinni brać przykład z niego.

 

Tak bardzo się ucieszyłam,

Aż poczułam się szczęśliwa.

Taki dzień jak ten dzisiejszy

Rzadko mym udziałem bywa.

 

Jednak na koniec dodała,

Iż trudno jest w to uwierzyć,

Że ten kochany chłopaczek

Ze strasznym życiem się mierzy.

Ona słyszała w parafii,

Że jego rodzina liczna

Nie uznaje Pana Boga,

A więc jest… patologiczna!

Jak to dziecko…

Kilka dni temu mój synek

Kupił sobie nowe buty.

Cały czas w nich paraduje,

Choć jeden jest już nadpruty.

Zawsze chodzi w nich do sklepu,

Do kościoła, na spacery.

W domu także ich nie ściąga,

Czy to nie dziwne maniery?

Bardzo cieszy się z nabytku,

Jak robi to wiele dzieci.

Bo to wyjątkowe buty:

Przy chodzeniu każdy świeci!

 

Aaa, i jeszcze jedno

Powiem, choć powinnam szemrać:

Mój synek niedawno skończył

Tylko… dwadzieścia i pięć lat!

Nie rób scen

Wieczorem przed moim domem

Pijany w trupa przechodzień

Miał pretensję do latarni,

Że stanęła mu na drodze

I trzyma go w swym uścisku

Zamiast chociaż trochę pomóc,

Żeby on mógł bez trudności

Nareszcie trafić do domu.

 

Sąsiadów to bardzo bawiło.

Ja ze wstydem patrzę na to,

Bo główny aktor tej scenki

To mój ukochany tato.

Wspomnienie

Scenkę z mojego dzieciństwa

Chciałbym tutaj wam przedstawić.

Wtedy byłem przestraszony,

Lecz dziś mnie to bardzo bawi.

 

W niedzielę całą rodzinką

Zasiedliśmy do śniadania.

Tata był w samych bokserkach,

Ja u taty na kolanach.

Dzieckiem byłem. Nie słuchałem,

O czym dorośli mówili.

Mnie co innego bawiło,

Więc zlazłem z kolan po chwili.

 

Pod stołem było ciekawiej.

Zacząłem przyglądać się tacie.

Wyglądał nie tak, jak zawsze.

Podwinęły mu się gacie.

Wtedy „to” zauważyłem.

Złapałem ojca za „coś tam”

I nie wiedząc o co chodzi,

Zacząłem „tym czymś” potrząsać.

 

Jedno mi przyszło do główki:

Przerażony nie na żarty

Krzyczałem ile sił w płucach:

„Tata zrobił kupę w majty”!

Rozrabiaka

Ławkę obok mnie w kościele

Zajmował ojciec wraz z synkiem.

Małemu się bardzo nudziło,

Nie usiadł nawet na chwilkę.

Był niegrzeczny, wciąż się wiercił.

Cały czas pod nosem gadał.

Potem wyciągnął cukierki

I z apetytem zajadał.

Ojciec w końcu miał go dosyć.

Myśląc, że się uspokoi

Wypuścił go, by pochodził,

Lecz on znowu zaczął broić.

Szybko podbiegł do ołtarza.

Kwiatki mu się spodobały,

Więc zaczął ściągać na ziemię

Te, które dość nisko stały.

Ksiądz zajęty był celebrą,

Więc nie reagował wcale.

Jednak ojciec nie mógł patrzeć

Na to, co wyczyniał malec.

Szybko podszedł do ołtarza.

Wziął rozrabiakę na ręce,

Żeby wynieść go z kościoła,

Gdyż nie mógł zrobić nic więcej.

Dzieciaczek wierzgał nóżkami

Wrzeszcząc przy tym nieustannie.

Zrozumiałem, co on krzyczał:

„Ludzie! Pomódlcie się za mnie”!

Orzeczenie

Po przeprowadzce robiłam

Porządek w starych papierach.

Dużo ich było szufladzie.

Niektóre poznałam teraz.

Odkryłam karty medyczne

Z dzieciństwa, z których wynika,

Że przeszłam dość dużo badań

W renomowanych klinikach.

Szukano przyczyn zniekształceń

Mojej twarzy, bo rodzice

Na widok mnie – noworodka

Byli w ogromnej panice.

 

Mądre konsylium orzekło,

Że nie byłam inwalidką

Tylko normalną dziewczynką

Z buzią wyjątkowo… brzydką.