Szmatka

Dzisiaj zobaczyłam mamę,

Jak wyciera kurze szmatką

W jej sypialni na podłodze

Pod wiszącą nocną szafką.

 

„Skąd masz taką ładną szmatkę”?

Zapytałam Ją  wieczorem,

Gdyż poznałam na gałganku

Dobrze mi już znany wzorek.

 

Na to machnęła rękami

I powiedziała niepewnie:

Że „to ze starej bluzeczki

Dzisiaj już jej niepotrzebnej.

Od lat  walała się w szafie

Razem z kilkoma innymi”…

 

Tę bluzkę to ja jej dałam

Przed rokiem na urodziny.

Natręctwo

Przeszło trzy tygodnie temu

Nałóg palenia rzuciłem,

Lecz wciąż mam nerwicę natręctw,

Co przecież nie jest zbyt miłe.

 

Ciągle coś robię rękami:

Miętolę, drapię lub skubię.

Żona grozi mi co chwilę:

„Chyba Tworki[1] ci zamówię”.

 

Wczoraj na mych imieninach

Siedziałem na sofie z ciotką.

Rozmowę poświęciliśmy

Przeważnie rodzinnym plotkom.

 

Bezwiednie gładziłem dłonią

Mięciutkie obicie sofy.

(Wszystkie meble w naszym domu

Pokrywają piękne „floki”[2]).

 

Po dłuższej chwili cioteczka

Spytała, czy mogę przestać,

Bo czuje się skrępowana,

Gdyż już nie jest „jak trzydziestka”.

 

I wtedy do mnie dotarło,

Że nie muskałem kanapy,

Tylko po udzie cioteczki

Wędrowały moje łapy!

 

 

[1] Tworki – potocznie o szpitalu psychiatrycznym, dzielnica miasta Pruszków

[2] Flok – tkanina obiciowa

Bądź gotowy

Moja dziewczyna ostatnio

Daje mi dużo wskazówek

Jak odnosić się do dziewcząt.

Troszkę czułem w tym obłudę.

 

Miałem nadzieję, że miłej

Chodziło o to, by z nami

Nie było tak, jak z innymi

Nieudanymi związkami.

 

Ale przecież ja ją kocham.

Etap flirtu mamy „zdany”.

Teraz chciałem grunt szykować

Pod nasze małżeńskie plany.

 

Zapytałem ją, dlaczego

Właśnie o tym przypomina.

Przecież  my z sobą już od lat

Żyjemy tak jak rodzina.

 

Powiedziała, że chciałaby

Mnie nauczyć flirtowania,

Na wypadek gdyby doszło

Między nami do rozstania.

Słyszeć

Moi sąsiedzi zza ściany

Są namiętnie hałaśliwi.

Młodzi są, więc mnie „starego”

Nic nie może już zadziwić.

 

Jednak kiedyś przesadzili.

W trakcie ich łóżkowych zabaw

Usłyszałem takie jęki,

Jakby on jej śmierć zadawał.

 

Żeby nie słyszeć jęczenia

Podkręciłem gałkę radia.

Spokój miałem, ale chyba

Tylko przez niecały kwadrans.

 

Sąsiad do mych drzwi łomotał,

Ubrany w ręcznik miast slipek,

Bo… „już nie może wytrzymać

Słysząc tak głośną muzykę”!

Po znajomości

By podreperować budżet

Po pracy dużo maluję.

Sprzedaję potem obrazki.

Dzięki temu egzystuję.

 

Moje prace wykonuję

Przeróżnymi technikami.

Akwarelą, tuszem, gwaszem,

A najczęściej pastelami.

 

Maluję  martwe natury,

Pejzaże i inne bzdety.

Na specjalne zamówienie

Wykonuję też portrety.

 

Udostępniam je przez Facebook,

Żeby mieć dość duży zasięg.

Nie płacę więc za reklamę,

Oszczędzam także na czasie.

 

Niektórzy z moich znajomych

Chcą mieć z obrazków daniny,

Gdyż „im należy się darmo”,

Bo… są „mymi znajomymi”.

 

Kiedy im piszę, że obraz

Mogą na allegro kupić,

Obrażają się, bo ponoć

Nie są aż tak bardzo… głupi.

 

Dwa w jednym?

Rano jechałem do pracy.

Stojąc już wewnątrz  tramwaju

Chciałem posłuchać muzyki,

Jak to zwykle mam w zwyczaju.

 

Ale moje słuchaweczki

Nie zagrały nawet chwilę,

Tylko blokowały ucho.

Nie było to nazbyt miłe…

 

Dwie starsze panie spod okna

Patrzyły na mnie zdziwione.

Jedna z nich nawet zrobiła

Fotkę swoim telefonem!

 

I… pokazała na zdjęciu,

Że ja w uszach miałem… sznurek

Od mojej, od Adidasa,

Nowiutkiej bluzy z kapturem!

Reakcja

Podobał mi się kolega,

Którego widuję w pracy.

Taki zwykły, ale fajny,

Nie żaden filmowy narcyz.

Do pracy przyjeżdżał autem.

Pod płotem zawsze  parkował.

Nie był to ekstra samochód.

Chyba specjalnie go chował.

 

Miałam zamiar go zapoznać,

Ale nie chciałabym, żeby

Odtrącił mnie, albo wyśmiał,

Gdyby coś miałoby nie wyjść.

 

Dlatego zdecydowałam

Za wycieraczkę zahaczyć

Mały miłosny liścik, by

Jego reakcję zobaczyć.

Gdyby była pozytywna,

To bym się zastanowiła

I być może już niebawem

Imiona z Nim wymieniła.

 

Tak bardzo byłam przejęta,

By mnie nie spostrzegł nikt z biura

Na podkładaniu liściku,

Że nie widziałam akurat

Adresata tego listu,

Jak migdalił się z dziewczyną

Na tylnym siedzeniu auta…

 

Nie będzie wymiany imion!

Ucieczka

Znam to tylko z opowieści.

Opowiedział mi ją Kostek.

Zapewniam Was, że tej gadki

Nie zaliczam do śmiesznostek.

 

Na naszej klatce schodowej

Ręcznie światło zapalamy.

Tam, gdzie mieszczą się kontakty

Czerwone światełka mamy.

 

Kiedyś, gdy było już ciemno,

Kostek światło włączyć chciał.

Nacisnął czerwony punkcik,

Lecz pożałował, że pchał.

 

Momentalnie dał się słyszeć

Dziki ryk. Się okazało,

Że tam siedział z petem w gębie

Jakiś żul pod samą ścianą.

 

I on właśnie tego peta

Wdusił mu palcem do gardła.

Kostek uciekał po schodach,

Jakby przyuważył diabła!!!

W groszki

Czekałem na mego brata.

Spóźniał się, a mnie cisnęło.

Wreszcie usiadłem na klopie.

Poczułem się jak Jagiełło!

 

Lecz nie miałem czasu rządzić.

Bo wnet zdzwonił domofon.

Wstałem, choć było mi „trudno”,

Podszedłem do drzwi mimo to.

 

Zaraz też go zbeształem:

„Czy ty zawsze musisz dzwonić

Akurat wtedy, gdy człowiek

Na tronie coś musi zrobić”?

 

Otworzyłem, a listonosz

Podał mi list polecony

Śmiejąc się i oglądając

Me groszkowe kalesony.

 

Igiełka

Gdy byłam na sali u chorych,

To wtedy się dowiedziałam,

Że mam pobrać krew pacjenta,

Który już czeka od rana.

 

Kiedy wróciłam do dyżurki,

Nagle się zorientowałam,

Że nie mam już czystych igieł;

Cały zapas wyczerpałam.

 

Był na półce w magazynku

Cały zestaw nowych igieł.

Sama byłam na dyżurze,

Musiałam je przynieść migiem.

 

Poprosiłam, żeby pacjent

Nie zwiał, bo wrócę do niego

I pobiorę „krwawą próbkę”,

A to przecież nic wielkiego.

 

Chory spokojnie poczekał.

Teraz mogłam mu krew pobrać.

Jak tylko zobaczył igłę,

Jakoś dziwnie naraz pobladł.

 

Potem się lekko uśmiechnął,

Westchnął i wskazał mi ręką

Na wózek, na którym siedział.

Nie było mi z tym zbyt lekko.

 

Co mam zrobić nie wiedziałam.

On był sparaliżowany

Od pasa po same stopy.

„Pan wybaczy”, powiedziałam…