Mam na pierwsze imię Tomasz.
Dla mnie to jest obciążenie,
Bo to symbol… niewierności
A ja wierność bardzo… cenię.
Moi Rodzice od dawna
Do tego mnie namawiali,
Że chętnie by jakąś pannę
W naszym domu powitali.
Jestem ostrożny w tych sprawach.
Kilkukrotnie się „naciąłem”.
Dlatego „dmucham na zimne”,
Bliskość buduję z mozołem.
Od miesiąca w tajemnicy
Spotykamy się z dziewczyną.
Powoli się przekonuję,
Że staje się Tą… Jedyną!
Mama ciągle się pytała,
Czy staram się o dziewczynę.
Nie potwierdzałem
Wymigiwałem się… splinem.[1]
Wreszcie nadeszła ta pora,
By Rodzicom Ją przedstawić.
Zrobiłem to z zaskoczenia,
Bezpośrednio, tak vis a vis.
To miało być zaskoczenie.
I było, lecz tylko dla mnie.
Przy drzwiach stała moja mama
Ubrana niezbyt starannie
I zamiast się z Nią przywitać,
Krzyknęła do wnętrza domu:
„Ojciec! Chodź no tutaj szybko!
Nareszcie znalazł się Tomuś.
I w dodatku sam już nie jest.
Ona naprawdę istnieje”!!!
[1] Splin – inaczej chandra, apatia, przygnębienie