„La cosa nostra”

Większość z nas miała w swym życiu

Do czynienia z „kozą z nosa”.

To „endemiczny” gatunek

O nazwie „La cosa Nostra”.

 

Na kartach „Nonsensopedii”

Znaleźć można troszkę „wiedzy”

O pochodzeniu, rozwoju

I miejscach, gdzie koza siedzi.

Tam też poinformowano,

Że istnieją jej odmiany

Zwane gilami, glutami

Lub popularnie – smarkami.

 

Niektórzy twierdzą, że koza

Ma też smakowe walory.

Ale to już wyjątkowy

I specyficzny koloryt.

 

Wydłubane z nosa kozy

Przerabiane są palcami

Na kuleczki, które potem

Radują swymi smakami.

 

Kierowcy tkwiący w zatorze,

Znudzeni dłubią w nosiskach.

Bardzo często to widziałem

Stojąc w korku, a więc z bliska.

 

Tych kóz ludzie też szukają

Podczas wykładów czy lekcji.

Nuda sprzyja tym czynnościom

I procesowi percepcji,

Który właśnie uaktywnia

Zmysł dotyku, smaku, wzroku.

Jest bardzo intymny, tajny –

Ma ponoć cechy nałogu!

 

Fajnie sformowaną kulkę

Można „wystrzelić” do kogoś.

Dużo jest zadowolenia,

Gdy „pstryki” celnie ugodzą!

 

Ja nie jestem wyjątkowy.

Także kiedyś „kozowałem”,

Ale pod wpływem dziewczyny

Procederu zaniechałem.

 

Tym „brzydliwym” jeszcze dodam,

Że już dawno pewien docent

Odkrył, że dłubiących w nosie

Jest nas dziewięćdziesiąt procent!

 

Cenimy bardzo przysłowia.

Od pokoleń przyjęła się

Wciąż aktualna sentencja:

„Wykonać coś z palcem w nosie”!

 

A więc wszyscy dłubmy w nosach

I zjadajmy „wydłubiny”.

Będziemy bardziej odporni.

Koza dodaje nam siły!

„Swatka”

Jak możesz zniszczyć małżeństwo

Nie koleżanki, lecz swoje.

Tutaj znajdziesz kilka porad;

To taki anty-amorek.

 

Kilka punktów tu przytoczę,

Które już wypróbowałam.

Dosyć długo jednak trwało,

Nim się singielką znów się stałam.

 

Bądź podatna na pieszczoty.

Mów o tym, jak ci przyjemnie.

Potem odwróć się i zaśnij,

A ranem śmiej się promiennie

I przymilnie spytaj męża,

Dlaczego jest zdruzgotany

Tym, że zasnęłam szybciutko

Zwrócona twarzą do ściany.

 

Powtarzaj to przez lat kilka.

Potem udawaj niewinną

I skrzywdzoną że twój mężuś

Właśnie znalazł sobie inną.

 

Wiadomość

Miałem nową sekretarkę.

Już pierwszego dnia jej pracy

Wparowała mi do kibla

Z moją komórką na… tacy.

 

Podała mi ją akurat,

Gdy przy pisuarze stałem

I po prostu, tak jak każdy,

Spokojnie sobie… sikałem.

 

Miała jedno tłumaczenie,

Że to bardzo ważna sprawa.

To dzwonił  telemarketer,

Że  „Biedronka” daje … rabat!

 

Wersja „fit”

Czwarte urodziny córci

Wyprawialiśmy w ogrodzie.

Chciałem zrobić dzieciom frajdę,

Jakiej nie mają na co dzień.

Zamówiłem także pana,

Co „kręci” watę cukrową.

Dzieciaki ją uwielbiają.

Ma być słodko i… morowo!

 

Przyszła grupka małych dzieci,

Oczywiście z rodzicami.

Wodzirej wszystkie zabawiał

Bajeczkami, piosenkami.

 

Kiedy przyszedł pan „od waty”,

Dzieciaki go osaczyły

I na wyrywki o „motki”

Bardzo głośno go prosiły.

 

W pewnej chwili do mnie przyszła

Mama jednego chłopczyka

Skarżąc się, że doświadczyła

Od „cukierniczyny” szykan.

 

„On jest chamski, bo mnie wyśmiał,

Kiedy poprosiłam grzecznie

O wersję  fit” dla syneczka,

Gdyż cukry są niebezpieczne”!

 

„Na czym wersja fit polega”?

Spytałem troskliwą mamę.

„Wata miała być bez cukru,

Więc prosiłam o zamianę”!

Dziura w ziemi

To „wojskowa” anegdotka

Z moich dawnych lat studenckich

Z czasów, kiedy żołnierz jeszcze

Uczył się strzelać z „pepeszki”.

 

Chyba przy każdej uczelni

Działało Studium Wojskowe.

Każdy student chciał, czy nie chciał,

Przeżywał w „wojsku” przygodę.

Kadrę „dydaktyczną” Studium

Tworzyli oficerowie,

Którzy w czasie Drugiej Wojny

Nabyli „szlify frontowe”.

 

Były też letnie obozy.

Tam kadrę uzupełniali

Żołnierze ze służby czynnej

Przeważnie w stopniach kaprali.

 

Wśród normalnych, zwykłych ludzi

Zdarzali się jednak tacy,

Których  wojsku nazywają

Z pogardą mianem „zupacy”.

I jeden z nich się nam trafił

Na letnim obozie w Drawsku.

Był dowódcą mej drużyny

Więc szkolił nas „po kapralsku”.

 

Jeden przykład tu przytoczę.

Dzięki niemu rozpoznacie,

Jak bardzo był błyskotliwy

Szkolący studentów facet.

 

Kiedyś on właśnie przyłapał

Trzech studentów „na fajeczce”.

„Za karę, oświadczył „wojsku”,

Popracujecie troszeczkę.

Trzech was jest, a więc przypada

Po trzy metry dla każdego.

Nie musicie się zbyt spieszyć.

To przecie jest nic pilnego.

Wykopiecie w ziemi dziurę

Na trzy metry głębokości

I tej samej – jak mówiłem –

Długości i szerokości”.

 

Ogrom pracy. Dnia nie starczy,

Więc jeden kolega mówi:

„Obywatelu kapralu,

Wiemy, że kapral nas lubi,

Więc zgodzi się, że mogą być

Trzy doły, każdy po metrze.

Nikt nikomu nie przeszkodzi,

A wykopy będą… lepsze”!

 

Myślał i po chwili rozsądził:

„Tak, będzie więcej dziur na… czołgi”!

 

 

Sknera

Choć nieźle nam się powodzi,

Mąż jest nadzwyczaj oszczędny.

Czasem nadmiernie przesadza

Posuwając się do bredni.

 

Na przykład sprzątanie domu:

Uważa, że okurzanie

To jest marnotrawstwo prądu.

Oszczędne jest… zamiatanie.

 

A więc zamiata parkiety

W calutkim mieszkaniu naszym.

Dopiero na samym końcu

Zmiotki wciąga odkurzaczem.

 

Spytałam kiedyś, dlaczego

Elektroluksa używa

Tylko do sprzątnięcia śmieci,

A zamiata nawet dywan?

 

Spojrzał na mnie litościwie

Mówiąc: „Wiesz przecież najlepiej,

Że dywany są najczystsze

Wtedy, kiedy je wytrzepiesz”!

 

Przeterminowany

Mój warsztat samochodowy

Ogrzewamy w zimę „kozą”.

Ten piecyk daje  nam ciepło,

Kiedy mrozy zimnem  grożą.

 

Gdy zimno, trzeba napalić.

Ja to robię wcześnie rano,

By chłopakom było ciepło,

Kiedy do roboty staną.

 

Wczoraj, jeszcze przed południem,

Zimno przyszło, i to tęgie.

Zmarzliśmy troszkę w warsztacie.

Pilnie zamówiłem węgiel.

 

Dzisiaj rankiem napaliłem.

Było ciepło nim ktoś przyszedł.

Lecz „koza” węgiel spaliła

I ciepełko było liche.

 

Dosypałem zaraz węgla.

Zanim dobrze się rozpalił,

To dym zamiast do komina

Przez drzwiczki na warsztat walił.

 

W tym czasie przyszli chłopacy.

Warsztat zadymiony, czarny.

„Szefie! – jeden z nich zawołał

Z akcentem dosyć figlarnym –

Szefa pewnie oszukali.

Ten węgiel jest jakiś… stary,!

Nam wczoraj chyba przywieźli

Jakiś przeterminowany”!!!

Mniej, czy więcej?

Narzeczony mi zarzucił

Że za dużo mnie kosztują

Wydatki na kosmetyki.

„Masz oszczędzać”; tak to ujął.

 

Podliczyłam zaraz wszystko

I wyszło mi, że miesięcznie

Nie przekraczałam stu złotych

Na te najbardziej konieczne.

 

Nie uwierzył i zarzucił,

Że na pewno oszukałam,

Bo kwota płatna w drogerii

Nie może być aż tak mała!

 

Zabronił mi arbitralnie

„Tracenia forsy na bzdury”.

Byłam zła, lecz posłuchałam,

Choć to zakaz bardzo durny.

 

Ale umyśliłam sobie,

Że poświęcę się dla „sprawy”

I pokażę mu kobietę

Bez kosmetycznej „oprawy”.

 

Po około trzech miesiącach,

Tuszu mi najpierw zabrakło.

Oczko, dotąd filuterne,

Nagle tak jakoś… przyblakło.

 

Brwi, kiedy zużyłam kredkę,

Zniknęły tak jak  kamfora,

A gołe czoło bez włosków

Upodabnia do upiora.

 

Potem, gdy skończył się szampon,

Stan włosów stał się żałosny,

A do tego widać było

Jeszcze zbyt duże odrosty.

 

Ratowałam się peruką,

Ale nie trwało to długo,

Bo jej włosy bez szamponu

Także szybciutko się brudzą.

 

Gdy skończył się mój krem do rąk,

Dłonie mi się wysuszyły.

Skóra bardzo popękała,

Nawet widać było… żyły!

 

Na twarzy zwiotczała skórka

Od czasu, gdy zbrakło kremu.

Antyperspirant się skończył,

Więc cuchnę. Nie wiedzieć czemu?!

 

Mogłabym jeszcze wymieniać

Zmiany, które mnie dopadły.

Ogólnie mogę powiedzieć,

Że ząbek czasu mnie nadgryzł.

 

Wyglądam wręcz przeokropnie.

Każdy, gdy mnie spotka, pyta

Czy czasem nie jestem chora

Na to, co najgorsze: hiv-a?

 

Wreszcie narzeczony przejrzał.

Widzi, że warto dać stówkę,

Żeby mieć znowu przy sobie

Młodą, kochaną Osóbkę.

 

Nigdy mu nie wymawiałam,

Że ja więcej zarabiałam

I dałam mu moją zgodę

Na wydawanie dwóch stówek

Na… gierki komputerowe.

 

Prezent

Do moich urodzin było

Chyba sześć miesięcy jeszcze,

Kiedy ciotka mi przyniosła

Spodnie dwa numery mniejsze.

 

Myślałam, że starsza pani

Nie pamiętała mej daty

I pomyliła z kimś innym

Rozmiar mojej „dolnej szaty”.

 

Napomknęłam o tym ciotce

Że termin troszkę za wczesny,

A ten mały rozmiar spodni

To pomysł całkiem nieśmieszny.

 

Ciotka wyznała, że chciała

Za poradą mojej mamy

Zachęcić, bym przez pół roku

Zgubiła… nadkilogramy.

Bakcyl

Tydzień temu zamieniłem

Mieszkanie na większe w bloku.

Trzy dni przeprowadzka trwała.

W ostatni dzień aż do zmroku!

 

Żeby kaskę zaoszczędzić

Tylko taxi zamówiłem.

Ona meble przewoziła,

A sam na piętro taszczyłem.

 

Musiałem złapać bakcyla,

Bo mam straszne przeziębienie.

Męczy mnie gardłowy kaszel.

Tylko piję, a nic nie jem.

Najgorsze napady kaszlu

Dopadają mnie wśród nocy.

Krew wypluwam do ręcznika.

Rano pełno w nim wybroczyn.

 

Dzisiaj rano na tablicy

Zawieszonej na parterze

Przeczytałem ostrzeżenie

Jeszcze całkowicie świeże.

 

Na nim tylko napisano,

Żeby „nie kaszleć nocami

Od dziewiętnastej trzydzieści

Wieczorem, do ósmej rano,

Bo małe dziecko się budzi

I nie może potem zasnąć”.

 

No cóż. Gdybym się udusił,

To z pewnością by przyklasnął!