Pomiot Szatana

Już od dwóch lat jestem w związku

Z Tą Jedyną, Wymarzoną.

Żyje nam się bardzo świetnie,

Chociaż nie jest moją żoną.

 

Jej  staroświeccy rodzice

Nie bardzo mnie akceptują.

Bez ślubu nie będzie wnucząt –

Oni tak wierzą i czują.

 

Widząc to, że na niektórych

Małżeństwo działa jak lonża,

Dawno już ustaliliśmy,

Żeby się ślubem nie wiązać.

 

W zeszłym tygodniu poszliśmy

Do nich w odwiedziny z newsem,

Że spodziewamy się dziecka:

Już zaokrąglił się brzuszek!

 

Zaskoczenie przyszłych dziadków

Pełne, ale z pretensjami.

Czegoś innego po córce

Na starość oczekiwali.

 

Ojciec nagle zaczął płakać

I to wcale nie ze szczęścia,

A matka dostała spazmów,

Że aż wiła się w boleściach.

 

Dla rodziców mej dziewczyny

To był przeokropny dramat,

Że rodzona Córka wkrótce

Urodzi dziecko szatana!

W prawo

Przedwczoraj na skrzyżowaniu

Prawie zaliczyłem dzwona [1].

Młody, prawie łysy facet

Rozjechał by mnie nieomal.

 

Był przekonany, że to on

Miał pierwszeństwo, a ja jadąc

Chciałem je na nim wymusić

Skręcając pośpiesznie w prawo.

 

Według mnie było odwrotnie.

Ale kiedy to się stało,

Facet wyskoczył z kabiny

Jakby dostał atak szału!

 

Rzucał się i wykrzykiwał.

Ja też auto opuściłem,

Ale wcześniej gaz pieprzowy

Dla bezpieczeństwa chwyciłem.

 

Trzymałem go dość wysoko,

Żeby zobaczył go rywal.

Troszeczkę się uspokoił,

Ale nadal mnie wyzywał.

 

W pewnym momencie pęk kluczy

Wypadł mu z ręki tak dziwnie,

Że upadły z głośnym brzdękiem

Nie obok niego, lecz przy mnie.

 

Chciałem je podnieść i podać,

Lecz był szybszy. On je chwycił.

Myślał, że to moje klucze.

No i troszkę się przeliczył,

Gdy błyskawicznie je wrzucił

Do bliskiej kratki ściekowej

Śmiejąc się, że na te klucze

To będzie najlepszy schowek.

 

Zaczął się śmiać jak psychol

Krzycząc: „No i co, lamusie?

Teraz wiesz, gdzie się znajdują

Od twego autka „kluczusie”.

 

Ja wsiadłem do swego auta,

Bo swoje kluczyki miałem.

A on został z kwaśną gębą,

A ja sobie odjechałem.

 

Na „odjezdnym” mu krzyknąłem:

„To twe, lamusie, kluczyki”!

Na dość długo zapamiętam

Jego bezsilne podrygi.

 

 

 

[1]  Wg slangu miejskiego – wylecieć z drogi, mieć wypadek

Szyberdach

Zawiść ludzka nie zna granic.

Tak mawiał kiedyś mój dziadek.

Myślałem, że to przesada,

Lecz sam miałem ten przypadek.

 

Gdy dostałem awans w pracy,

To z nim też służbowe auto.

Długo w tej firmie pracuję,

Teraz wiem, że było warto.

 

Samochód jest paroletni,

Ale zagraniczny, modny.

Fajny „wózek” z szyberdachem.

Łatwy w obsłudze, wygodny

 

Mój sąsiad z parceli obok

Zdziwił się, gdy podjechałem

Wypasionym samochodem,

Bo… kredyt w banku spłacałem.

 

Powiedziałem zdziwionemu,

Że wóz firmowy, nie własny.

Skrytykował model, markę

A nawet kolor, że jasny.

 

Zacytowałem przysłowie:

„Darowanemu koniowi…”

I to go tak rozzłościło

Że nie zdołał już wyrobić.

Mocno napity, w nocy

Wlazł aż na dach samochodu,

Żeby się na nim… wypróżnić,

No i mnie „narobić smrodu”.

 

Ale szyberdach się zarwał.

On w nim utknął gołym zadkiem.

Nie mógł wyleźć. Rano mówił,

Że „znalazł się tam… przypadkiem”.

 

„Przypadki chodzą po ludziach”,

Ale ja to tak skwituję:

Nie ma przypadku, kiedy ktoś

Sam „zdarzenie” wywołuje.

 

 

Mandat

Odwieźliśmy moją mamę

Do Jej domu po imprezie.

Ja usiadłam z tyłu z mamą,

A mąż, jak zwykle, nas wiezie.

 

Mama zawsze, kiedy jedzie,

Czepia się mojego męża,

Że agresywnie prowadzi,

Innych wnerwia i… popędza!

 

Pech chciał, że to dzisiaj właśnie

Zatrzymał nasz wóz policjant.

„Dokąd kierowca się spieszy,

Przecież jezdnia dzisiaj śliska?”?

 

Mąż, żeby mu odpowiedzieć,

Musiał przekrzykiwać mamę,

Bo nie mogła się powstrzymać,

Takie głośne ma „gadane”.

 

Przez cały czas nadawała

Swoje zgryźliwe uwagi.

Policjant słuchał, nie przerwał.

Czy zabrakło mu odwagi?

 

Mąż w końcu zdołał wyjaśnić:

„Odwozimy mą teściową”.

Policjant z ubolewaniem

Leciutko pokiwał głową.

 

Jedno tylko słowo: „Jasne”

Mruknął bawiąc się „lizakiem”.

Nawet męża nie pouczył…

To naprawdę dziwy jakieś!

 

Już miał nas wypuścić, kiedy

Spojrzał jeszcze raz na mamę

I… dał jej mandat karny za

„Zapiętych pasów niemanie”.

 

 

„…nie ma sensu…”

Zabrałam wnuczka na spacer.

Pięciolatek mnie naciągał

Na lody, lecz odmówiłam,

Gdyż kasłał i noskiem pociągał.

 

Poza tym troszeczkę wcześniej

Miał „na koncie” kilka dropsów.

Nie chciałam, żeby przeze mnie

Ząbki słodyczami popsuł.

 

Widać było, że się wkurzył,

Ale po chwili pod nosem:

„To nie ma sensu” – zamruczał

Troszkę rozdrażnionym głosem.

 

On zawsze był uparciuchem

I się o wszystko handryczył,

Więc bardzo mnie tym zaskoczył,

Że spokojny i nie krzyczy.

 

Później chciał oglądać bajki,

Lecz również się nie zgodziłam.

Tu już nie poszło tak łatwo.

Sytuacja się zmieniła.

 

Płakał, krzyczał, tupał nóżką.

Na koniec głosem skrzekliwym

„To nie ma sensu” zawołał

I tak zakończył sprzeciwy.

 

Zapytałam, o co chodzi

I zaraz pożałowałam.

Tego się nie spodziewałam,

Co od Niego usłyszałam:

 

„Po naszej ostatniej sprzeczce

Tata mi wytłumaczył,

Że nie ma sensu się kłócić,

I Babci trzeba… wybaczyć.

Bo i tak już lada moment,

I to sprawa dosyć pewna,

Ty, kochana Babciu, z nami

I z tym światem się pożegnasz”.

Zakład

Mam bardzo dużą rodzinę.

Dziś na urodzinach dziadka

Zamiast dla Niego, to dla mnie

Zerwały się gromkie brawka,

Kiedy poinformowałam,

Że facet, z którym tu jestem

Oświadczył mi się o rękę,

Ale ślub będzie… niespiesznie.

 

Ta wiadomość wszystkim gościom

Dała asumpt do zabawy,

A mój kochany braciszek

Zaczął przyjmować zakłady!

Bo „niespiesznie” to przymiotnik

Wysoce nieokreślony,

A przyszłość może pozmieniać

Zamierzenia z jego strony…

 

Brat przedstawił mi swą tezę:

„Czuję w nim jakąś przecherę.

Coś mu się nagle odwidzi

I zostawi Cię w cholerę”!

 

Wpisowe to „tylko” stówka.

Wielu podjęło ryzyko.

Dzwonił też do nieobecnych

Żeby zagrali „za friko”.

 

Jak usłyszał to mój Miły

To zaczął się „z ciekawości”

Wypytywać, czy on także

Należy do „grona” Gości.

Wykombinował, że zawsze,

Czy się ożeni, czy też nie,

Nie ma żadnej możliwości,

Że on te zakłady przerżnie!

 

Brat nazbierał dużą pulę.

Suma jest nie byle jaka,

A narzeczony chciał stawiać

Pięć tysięcy „na pewniaka”!

 

Brat odrzucił Jego zakład,

Bo przeczuwał, co zamierza.

Odgadł jego cne zamiary

I nie był to plan rycerza.

 

Nie doczekałam wesela.

Nie będzie męża i żony.

On chciał tylko się przekonać,

Jak to jest… być narzeczonym.

 

 

Zadra

Narzeczona lubi robić

Wszystkim oraz sobie zdjęcia,

Ale nigdzie ich nie zgrywa,

Bo nie ma o tym pojęcia.

 

Kupiłem Jej w tajemnicy

Na foty cyfrową ramkę,

Żeby miała w Dzień Urodzin

Przydatną Jej niespodziankę.

 

Potem skonfigurowałem

Tę ramkę z Jej telefonem

I za pośrednictwem „chmury”

Zdjęcia będą „utrwalone”.

 

Będzie do nich miała dostęp

Bez obciążania pamięci

Komórki lub komputera

Dosłownie w jeden momencik.

 

Układ działał, ale Ona

Zupełnie nie wiedząc o tym,

Na imprezach psiapsiółkami

Nagrała filmy i foty.

 

Miałem podgląd bezpośredni

I wszystkie je oglądałem

Z narzeczoną w roli głównej.

Tego się nie spodziewałem.

 

Moja kochana kobieta

Po kątach się obściskuje

W kilku kolejnych knajpach

Z jakimś umięśnionym gburem!

 

Jej psiapsiółki też nie lepsze.

Używały co się zowie.

Te numery nigdy przedtem

Nie zalęgły mi się w głowie!

 

Odżałowałem wydatków,

Bo poznałem wreszcie prawdę.

Ta ramka mnie wyzwoliła,

Ale zostawiła zadrę.

 

I po krzyku…

Zatrąbiłem na parkingu

Na babkę, gdy wyjeżdżała.

Otworzyła swoje okno

I głośno mi nakrzyczała,

Żeby jej „nie poganiać, bo

Nic mi do tego, jak ona

Wyjeżdża z miejsca postoju”.

Była wyraźnie wk….ona.

 

Nie dała mi dojść do słowa,

A więc ugryzłem się w język

I nie ostrzegłem tej głupiej

I zarozumiałej jędzy,

Że ma siatkę z zakupami

Na dachu samochodziku.

Tylko patrzeć, jak ją zgubi…

 

No i było dużo krzyku…

 

Lakierowanie

Moja dziewczyna kupiła

Na „pchlim targu” mały stolik.

Tym „zabytkiem” chce upiększyć

Nasz dosyć skromny pokoik.

 

Przyrzekłem, że go odświeżę,

Niech tylko kupi gdzieś lakier,

Choć lepszą jest politura

Zwana potoczni szelakiem.

 

Nie powiedziałem Jej tego,

Że nabędzie politurę.

Tylko w sklepie dla artystów;

Mają ją tylko niektóre…

 

Kupiła lakier bezbarwny,

Ale taki do… paznokci.

Żeby go mi nie zabrakło

Nabyła w dużej ilości!

 

Trzydzieści pięć opakowań,

Czyli słoiczków z pędzelkiem,

W kilku sklepach kupowała –

W każdym ilości niewielkie.

 

Oczy wylazły mi z orbit,

Gdy zobaczyłem zakupy.

Musiałem mieć na mej twarzy

Wyraz niepomiernie… głupi.

 

Lecz zaraz Ją pocieszyłem:

„Twoja wiedza była błędna.

Oprócz takich do paznokci

Są też lakiery do… drewna”.

 

Wskazówka

Byłem przypadkowym świadkiem,

Jak młody, szykowny facet

Wykrzykiwał na ulicy:

„Partaczu! Za co ci płacę”!!!

 

Miał pretensję i oskarżał

Zegarmistrza, że mu zniszczył

Bardzo drogi zegareczek,

A teraz jeszcze mu pyszczy!

 

Oskarżał o to, że właśnie

Urwał tę mniejszą wskazówkę.

A to zegarek kosztowny,

Nie kupisz za byle stówkę.

 

Starszy pan stojąc spokojnie

Ze stoicką miną czekał,

Aż młody się uspokoi.

Nawet troszkę się uśmiechał.

 

Wreszcie powiedział te słowa:

„Jest pięć minut po trzynastej.

Obie wskazówki zegarka

Są dla oka jednym pasmem.

Ta dłuższa przysłania krótszą.

Niech pan poczeka troszeczkę,

A za chwilę pan zobaczy

Tę zniszczoną wskazóweczkę”.

 

Awanturnik spojrzał dziko,

Aż się troszkę zapowietrzył.

Uciekł, nawet nie przeprosił.

Czy nie mógł być ciut grzeczniejszy?