Na Kujawach powiadają,
Że tam duży posag dają.
Ja w tej sprawie nie mam zdania
Bo brak mi jest porównania.
Nie mówię, że nie dostałem,
Lecz jeno jedną kochałem.
Zawsze chciałem mieć synusia.
Marzyłem, by grać z nim w piłkę,
Bawić samochodzikami,
Zaszczepić wędkarską żyłkę.
Dwa razy żona rodziła –
Dwa razy bliźniacze córki.
Mamy już cztery dziewczynki.
Znów ciąża. Będą powtórki?
Bardzo o to się modliłem,
By Bóg mnie raczył wysłuchać.
Moja nadzieja na synka
Była bardzo, bardzo krucha.
Nareszcie spełnienie marzeń.
Nie będzie syn, lecz synowie.
Będę miał męskie czworaczki!
Tylko tyle dziś wam powiem…
Moja trzyletnia córeczka
Zachowuje się nieznośnie.
Często jestem przymuszony
Skarcić ją troszeczkę głośniej.
Dzisiaj także coś zbroiła,
Więc musiałem ją upomnieć.
Mała się naburmuszyła
I wprost wykrzyczała do mnie:
„Ja tak samo jak mamusia
Wolę drugiego tatusia!”
Cholernie rozbolał mnie brzuch.
Prosiłam męża, by mnie wiózł
Natychmiast na pogotowie.
Zirytowany peta zgniótł
I powiedział, żebym zaraz
Poszła sobie do WC-ta,
Bo zajęty i nie lubi,
Jak przeszkadza mu kobieta.
Nie przerwie gry na XBoxie,
Kiedy głupia histeryczka
Przewiduje swe nieszczęścia
Niczym Wyrocznia Delficka.
Ostatecznie mimo bólu
Musiałam się zawieźć sama.
W samą porę. Trochę później
Mógłby mi zdarzyć się dramat.
Byłam na „ostatniej prostej”,
Gdyż rozlał mi się wyrostek.
Był sobie on i ona
Podstarzali oboje.
Ona na nogi słaba,
A on w krzyżu miał bole.
Ją przewlekły kaszel dręczy,
Jego serce zniszczył zawał.
Ją także pikawka męczy,
A on zawroty dostawał.
Nie zawsze jednak tak było.
Lepiej im się powodziło,
Bo oboje na etatach
Meble kupowali w ratach.
Dostali w bloku mieszkanie,
Aż pięć lat czekali na nie.
Do spółdzielni należeli
Nie dlatego, że tak chcieli.
Ale to państwo zadbało,
By małżeństwo zamieszkało
W nowym, słonecznym bloku
Z piękną zielenią wokół.
Mieli „full” wyposażenie:
Ścieki, gaz i ciepłą wodę.
Kotłownia ich ogrzewała,
Bez pieców mieli wygodę.
Tutaj córki wychowali,
Które dzisiaj są w oddali.
Pracowite życie mieli.
Ale żyli tak jak chcieli.
Ona ponad lat czterdzieści
W jednej branży pracowała.
Jego serce stres zamęczył
I w tym jest przyczyna cała,
Że zwekslowany na rentę
Zawodowe skończył życie.
Tak to los życiową puentę
Zaczął zapisywać skrycie.
W końcu pozostali sami,
Wraz ze swymi chorobami.
Ona ma trochę nadwagi
Lecz on od niej więcej waży.
U niego są bruzdy na twarzy,
Jej cera koloru malagi.
Jemu wypadły kędziory
I widać mu kształt głowizny.
Jej zapas włosów dość spory.
I w dodatku bez siwizny.
Jemu za to w kościach strzyka,
Że gdy idzie, to aż słychać.
U niego stwierdzono cukrzycę.
Ona od lat ma dychawicę.
On skrzeczy starczym dyszkantem,
Ona mówi miłym altem.
Tak to żyli on i ona.
Zgodnie, cicho i spokojnie.
Ona przez niego chwalona
On ma dobre słowo od niej.
Brali świadczenia od ZUS-u.
Z tego się utrzymywali
I ziemskiego exodusu
W „spokojności” dożywali
Swobodnie i bez nacisków,
Bez strat, ale też bez zysków.
Testamentu też nie mieli,
Bo go spisać nie musieli,
Cały ich stan majątkowy
Był skromniejszy niż zerowy.
Komornika sądowego
Jednak interesowała
Emerytura, nie cała.
Tylko w ćwierci ją zajmował
Na spłatę należnych świadczeń,
Będących ujemnym zyskiem
Działalności gospodarczej.
Oni odwiedzali córki.
Córki do nich przyjeżdżały.
A wnuczka i wnuczek mały
To ich starości podpórki.
Tak mijały długie lata
A oni nadal, wytrwale
Żyją spokojniutko dalej,
Choć wiek do ziemi przygniata.
Dziwowali się znajomi,
Że choć starzy, schorowani
Wbrew zasadom anatomii
Żyją. Czyżby zmutowani?
Czy nie wiedzą, że w tym wieku
Staruszkowie, mimo leków,
Muszą terminowo umrzeć,
Aby uratować budżet?
Czy śmierć o nich zapomniała,
Sama przecież starowinka?
O nie! Ona warowała
Pod ich drzwiami jak ta psinka.
Choć pukała mocno kosą,
Stojąc na posadzce boso,
Oni tego nie słyszeli,
Słuchawki na uszach mieli.
Nie otworzyli kostusze
Nieświadomie, lecz skutecznie.
Ona się denerwowała,
Bo nie mogła czekać wiecznie.
Kiedyś w takiej sytuacji
To przez komin wlazła niecnie.
Czy to nie jest jakaś kpina,
Że ten blok nie ma komina?
I właśnie w ten oto sposób
Kilku milionów osób
Mieszkających w blokach Gierka
Nie może kostucha spotkać.
Ona chodzi, na dach zerka
Zamiast komina – maskotka:
Wąski wylot wentylacji.
Chociaż trochę pokręcony,
Okapnikiem zadaszony
Pasuje do elewacji.
Jak ma przejść stara kostucha
Przez tak wąski kanaliczek?
Przecież kosa się nie zmieści,
Ani nawet jej buciczek!
To przyczyną, że obecnie
Ludzie żyją sobie dłużej.
Państwo płaci im świadczenia,
A to kwoty bardzo duże
Dziurawiące państwa budżet.
To jest zmorą kilku rządów
Jak wyrównać brak gotówki
Jest na to wiele poglądów,
Cały czas pracują główki,
Jak tenże problem uściślić,
Jaką reformę wymyślić.
A czas jak szalony leci
Rodzą się wciąż nowe dzieci
A starzy nie umierają,
Dalej kasę pobierają.
Potwierdza to statystyka,
Z której rubryk też wynika,
Że we współczesnej nam Polsce
Życie ludzkie coraz dłuższe.
Tylko powód trochę inny
Niż ciąg „GUSowskich” przypuszczeń
Na cały świat donosimy,
Że ludzkie życie chronimy.
Dlaczego je tak bronimy?
Bo… wyburzamy kominy!
2012.10
Jestem na “ostatnich nogach”.
Za tydzień może urodzę.
Już teraz miewam kłopoty
Wtedy, gdy z wanny wychodzę.
Mąż, widząc jak się gramolę,
Zaśpiewał a propos tego:
„Zostawcie Titanica,
Nie wyciągajcie go…”.
Innym razem go prosiłam,
Żeby mi założył buty.
Muszę ciepło się ubierać,
Bo jest zima, luty luty.
Nogi w ciąży bardzo puchną.
Bardzo też przeszkadza brzuszek.
On siłując się z kozaczkiem
Ciepluteńkim jak kożuszek
Skomentował: „Jaka bajka,
Taki bucik i Kopciuszek”
Dostaliśmy niespodzianie
Zaproszenie dla wybrańców,
Żeby koniecznie wziąć udział
W karnawale przebierańców.
Ja blondyna, a mąż łysy.
Mamy tam być cyganami.
Konieczne będą peruki.
Później zajmę się strojami.
Kupiłam sobie perukę.
Mąż „włosów” nie potrzebuje.
W samochodzie ją zakładam,
Niech z brunetką porandkuje.
Był zachwycony nabytkiem,
Aż mnie do siebie przytulił.
Zaczęliśmy się całować…
Nie będę zdradzała kulis.
Nagle na komórkę męża
Nadszedł sygnał sms-a.
Wysłał mu go syn, więc zaraz
Musiał odebrać adresat.
Dał mi go do przeczytania.
Treść jest nie do uwierzenia.
W jednej chwili wszystkie moje
Uczucia do „chłopów” zmienia.
A tam było napisane
Tylko jedno krótkie zdanie:
„Tata, nic matce nie powiem,
Lecz jedź z tą cizią gdzieś dalej,
Bo mama lata po sklepach
I możesz mieć przechlapane”.
Byłem świadkiem mego brata
Na jego kościelnym ślubie.
Chętnie przyjąłem ten zaszczyt,
Gdyż po prostu śluby lubię.
Kilka razy byłem gościem,
Gdy koledzy ślubowali.
Wszystkie śluby są jednakie.
Jego przebieg to formalizm.
Ten ślub miał być wyjątkowy,
Przecież świadkowałem bratu.
Chciałem, żeby celebracja
Miała wyjątkowy status.
Podczas ślubnej ceremonii
Stałem obok młodej pary.
Dzisiaj liturgię prowadził
Młody ksiądz, nowy wikary.
Z początku było normalnie.
Nagle, – przysłowiowa „kiszka”.
Ksiądz przy składaniu przysięgi
Zapomniał imię braciszka!
Pyta go: „Jak pana imię”?
Schylony do ucha, z bliska.
Trema. Brat nie odpowiada,
Ksiądz ponownie, ale głośniej
Spytał go: „Jak pana imię?,
Licząc, że brat się otrząśnie.
Zapytał go po raz trzeci,
Lecz teraz już z nutką gniewu.
Brat jak w transie odpowiedział,
Że: „Pan ma na imię Jezus”!
Moi serdeczni znajomi
Kupili nowy odkurzacz.
Sam sobie jeździ i czyści.
Nie potrzebny mu przedłużacz.
Chcieli zaoszczędzić kasę,
Więc kupili tańszy model.
On też jeździł i odkurzał,
A nawet miał więcej… diodek!
Jednak dość szybko stwierdzili,
Że to nieudany produkt,
Gdyż miał istotny mankament:
Wcale nie wykrywał schodów.
Na ich krawędzi osiadał,
A najczęściej to z nich spadał.
Pan domu znalazł ratunek,
Przed schodkiem przybił odbojnik.
Odkurzacz go teraz „widział”.
Na schodek „się uodpornił”!
Gospodarz wstał kiedyś w nocy.
Półprzytomnie schodził na dół.
Zaczepił się o odbojnik
I zleciał siłą bezwładu.
Rumor obudził małżonkę.
Biegła sprawdzić skąd ten hałas.
Także zleciała ze schodów
I dodatkowo… zemdlała.
Skończyło się tym, że żona
Nabyła wstrząśnienie mózgu,
A małżonek prócz zadrapań
Pół roku spędził na wózku.
Mamy rodzinną tradycję.
Gramy w „Lotka” tylko wtedy,
Gdy w puli jest pięć milionów.
Może je wygramy kiedyś?
Skreślamy te same liczby:
Datę mej żony urodzin
Oraz numer autobusu,
Który nas do domu wozi.
Z reguły żona wypełnia
Na kuponie jeden zakład.
Ostatnio to ja skreślałem,
Gdyż tak mi wypadło z nagła.
Zagrałem i zapomniałem.
Dotąd nigdy nie sprawdzałem,
Teraz też się wynikami
Nie zainteresowałem.
W piątek żona zadzwoniła,
Bym natychmiast wrócił z pracy.
Nie wyjaśniała przyczyny,
Słyszę coś jak krzyk rozpaczy!
Myślałem, że coś się stało.
Byłem w domu po kwadransie.
Wpadam nagle do mieszkania,
A ma żona w dziwnym transie
Czeka na mnie w dezabilu
Z szampanem i truskawkami.
Zrozumiałem, że dziś święto
Oczekiwane latami.
Żona w prasie wyczytała,
Że w czwartek wieczorem nasze
Numery wylosowano.
Stąd ten entuzjazm i… łaszek.
Radości nie było końca.
Cieszyliśmy się rozsądnie
Z tego, że dzięki wygranej
Spędzimy życie wygodnie.
Chcieliśmy żyć jak dotychczas.
Pracować, gdzie pracowaliśmy.
Nikomu, nawet rodzinie,
Sekretu nie zdradziliśmy.
Bez zwłoki do biura „Lotto”
Zgłaszamy naszą wygraną.
Jednak nasz wielki entuzjazm
Szybko utemperowano.
Otóż źle zapamiętałem
Dzień urodzin mojej żony
I w ten sposób kupon lotka
Został błędnie wypełniony.
Na pocieszenie mam „czwórkę”,
A w domu – znów awanturkę.