Bez reszty

Jestem kasjerem w markecie.

Obsługuję różnych ludzi.

Codziennie robię to samo,

Coraz bardziej mi się nudzi.

 

Dzisiaj obsługiwałem

Super laskę jakich mało.

Większość facetów  na świecie

Chętnie by ją poderwało.

Zebrawszy się na odwagę

Postanowiłem to zrobić.

Miałem jej wydać akurat

Banknot dziesięciozłotowy.

Napisałem na nim szybko

Numer swego telefonu

I podałem jako resztę

Wraz wydrukiem paragonu.

 

W ogóle na mnie nie patrząc

Dotknęła dychy jak ochłap

Mówiąc do mnie dobitnie

„Reszty nie trzeba” i… poszła

Właśnie

Właśnie żona wyjechała.

Zostałem sam z naszym synem.

Przed wyjazdem przykazała

Właściwie karmić chłopczynę.

Nastolatek ma apetyt.

Zjada więcej niż ja – tata.

Potrzebne właściwe dania,

Nie wystarczy mu herbata.

Właśnie robiłem kolację,

Kiedy głodny syn mnie spytał:

„Czy możemy dzisiaj razem

W McDonaldzie zjeść do syta”?

Zaprzeczyłem, że nie dzisiaj,

Bo kolację robię właśnie.

„No właśnie – westchnął synalek.

No właśnie tato, no właśnie”.

Przyjaciele

Koty chodzą własną drogą.

Mój często chodzi na skróty.

Nie dosyć, że cały czarny,

Jest na cztery łapy kuty.

Bardzo lubi spacerować

Po barierce balkonowej.

Ta barierka jest dla niego

Tym, czym dla mnie jest mój rower.

Właśnie dzisiaj mój kocurek

Chodził sobie po barierce.

Gdy zobaczyłem, jak spadał,

Prawie stanęło mi serce.

Czwarte piętro to wysoko.

Biegłem, żeby go ratować.

Nie zasznurowałem butów,

Żeby czasu nie marnować.

Nadepnąłem na sznurówkę.

Schody wyrżnęły mnie w głowę,

A w dodatku, dość szczęśliwie,

Jedynie zwichnąłem  nogę.

Nie mogłem jednak się ruszyć

Z nogą unieruchomioną.

Chyba nikt mnie nie usłyszał,

Gdy lężąc wołałem o pomoc.

Lecz w końcu jedna istota

Przybyła z pomocą do mnie.

To kot wracając na górę

Otarł się o mnie łagodnie

I przystanął na chwileczkę.

Trzymając ogon do pionu

Zamruczał zachęcająco,

Jakby mówił „chodź do domu”.

Czyja pierwsza

Mam czternastoletnią córkę.

Cierpi na ciągły ból brzucha.

Do szpitala ją zawiozłam,

By ją ktoś zbadał, osłuchał…

Badali, osłuchiwali.

Za nią długa „ścieżka zdrowia”.

A w końcu nawet  trafiła

Na „kozę” ginekologa.

Doktor, leciwy mężczyzna

Zrobił jej wstępne badanie,

A następnie od niechcenia

Rzucił dość dziwne pytanie:

„Czy to może pierwsza ciąża”?

Zapytał znad okularów.

Z początku nie zrozumiałam,

O co pyta się ten staruch.

Zdziwiona patrzę na córkę.

Ona patrzy na mnie blada.

Czy to możliwe, że nagle

Ciążę u dziecka wybadał?

Zapadła cisza, bo nie wiem

Co on może mieć na myśli.

Doktor widząc me zdumienie

Zaraz pytanie uściślił:

„Pytałem o pani ciążę,

By niczego nie zaniechać.

Miałem na myśli, czy córka

To pani pierwsza pociecha”.

Nie byłby to dla mnie problem,

Raczej temat dla estetek,

Gdyby nie to, że ja jestem

Młodym, tęgawym facetem.

Ska-kał

Bardzo długo się leczyłem

U ortopedy – lekarza.

Ból pleców nie ustępował,

Więc poszedłem do kręgarza.

Chciał mnie zbadać, więc w tym celu

Kazał mi lec na kocyku,

Który leżał na podłodze

Jak w sypialniach Japończyków.

Położyłem się na brzuchu

Czekając na polecenia.

Kręgarz wskoczył mi na plecy

Nagle, bez uprzedzenia.

Ból dotkliwy przeszył ciało.

Chyba na chwilę zemdlałem,

Ale wstałem i bez bólu…

Sfajdane majtki wyprałem.

Szybszym być

Codziennie uprawiam  dżoging.

Nic nie mam z Forresta Gumpa,

Ale w dresie i w czapeczce

Wyglądam czasem na trampa..

Zazwyczaj przy tej okazji

Wyrzucam też śmieci z domu.

Troszkę się tego krępuję,

Więc niosę je po kryjomu.

Na czas biegania po lesie

Wrzucam wór do bagażnika,

A dopiero po powrocie

Zanoszę wprost do śmietnika.

Dziś zmęczony po bieganiu,

Z zarostem chyba dwudniowym,

W dresie dość mocno zszarganym,

W ręku z workiem plastikowym,

Gdy szedłem w stronę śmietnika,

Minąłem jakiegoś żula,

Któremu,  gdy mnie zobaczył,

Roześmiała się gębula.

„Nie masz po co dalej chodzić –

Mówił w oparach gorzały –

Ja byłem od ciebie szybszy

I już wszystko przeszukałem”…

Powód do istnienia

Nie dogaduję się z ojcem.

Ten stan trwa już bardzo długo.

Wiem, że  te ostre  kłótnie

Są także moją „zasługą”.

Ojciec nigdy nie odpuszcza.

Ale dla mnie jego racje

Zawsze są nie do przyjęcia

I stąd nasze złe relacje.

 

Doprowadzony do kresu

Zapytałem go z przekąsem,

Dlaczego się zdecydował,

By w ogóle zostać ojcem.

Jeśli jest rozczarowany

Faktem mojego istnienia

Nie powinien dopuścić

Do mojego narodzenia!

 

Tata spojrzał mi wymownie

W oczy i burknął markotno:

„Zbyt oszczędzałem na gumkach,

A przerwać ciąży nie wolno”…

 

Podsłuchane

Kupiłam wygodny gadżet.

To elektroniczna „niania”,

Która pozwoli pilnować

Niemowlaka podczas spania.

 

Mąż poszedł kiedyś do synka,

Choć spał smacznie w pokoiku.

Nie musiał wcale tam wchodzić,

Gdyż cicho było w głośniku.

Widać o „niani”zapomniał,

Albo miał pilną potrzebę

Powiedzenia synusiowi

Kilku nieważnych głupstewek.

Wcale nie podsłuchiwałam,

Ale w głośniku słyszałam

Jak mówił do śpiącego

Synka pierworodnego:

 

„Znaj tajemnicę tatusia.

Twoja kochana mamusia

Nawet troszkę nie wyczuwa,

Że twój kochany tatulek

Drugą kobietkę posuwa.

Tylko nie mów nikomu,

Bo mnie wyrzucą z domu”.

Niespodzianka

Wróciłem w nocy do domu

Lekko wstawiony, bo piłem.

Zapalam światło w salonie

I cholernie się zdziwiłem,

Gdyż oboje swych rodziców

Niespodzianie zobaczyłem.

Mieli zatroskane miny

I mimo późnej godziny

Znów wysłuchałem wykładu,

Że jestem…, że będę…, aż…

Takie zwykłe gadu – gadu,

Że znów wpędzę się w kłopoty

Imprezując bez umiaru…

Moich rodziców nade mną

Okresowe, znane larum…

A ja mam już swoje lata,

Połowę tych co ma tata.

Od dwóch lat nie mieszkam z nimi

I nie mam pojęcia, kiedy

W mym mieszkaniu się zjawili.

Polał…

Byłem z kumplami na piwku.

W nocy nieźle podchmielony,

Dumny, że pilnuję pionu

Wróciłem nocą do żony.

Po ciemku i bez hałasu

Dotarłem aż do łazienki.

Piwko mi parło na  pęcherz.

Nareszcie koniec udręki.

Uległem presji natury.

Gdy załatwiłem, co trzeba

Poczułem się taki lekki,

Że mógłbym skakać jak źrebak.

 

Ucelowałem centralnie

Bez rykoszetów na bok.

Nie uroniłem ni kropli

Tak jak precyzyjny  robot!

„Mocarz ze mnie” – pomyślałęm.

Wielka duma mnie rozpiera.

Palę światło, spuszczam oczy…

To kosz na pranie… Cholera!