Wstydliwi

Poprosiłem swego szefa

Żebym mógł wyjść z pracy wcześniej,

Bo zamówiłem dentystę,

Gdyż zęby mam dziś bolesne.

 

Zgodził się, choć z oporami.

Potwierdził, że mnie rozumie

I schorowanej osobie

Zgody odmówić nie umie.

 

Bo  niego jest podobnie:

U okulisty ma być dziś

I  dokładnie o czternastej

Na badanie oczu przyjść.

 

Po godzinie wyszło na jaw,

Że nas obu jedna droga

Prowadzi do okulisty

Oraz do… stomatologa.

 

Obaj na siebie wpadliśmy

W przychodni u… proktologa[1]!

Patrzcie ludzie! Różne „stołki”,

Ale ta sama choroba.

 

[1] Lekarz specj. chorób odbytu

Wołowina

Kumpela mnie wyciągnęła

Na amatorskie zawody,

Które rozgrywano w „pinglu”,

Czyli w tenisie stołowym.

 

Na tym turnieju startował

Jej świeżo poznany chłopak

I to jemu zależało,

By dopingiem ktoś go poparł.

 

Sama nie chciała się… nudzić,

Więc wyciągnęła mnie z chaty.

Spóźniłyśmy się, on zdążył

Wpaść w poważne tarapaty.

 

Po prostu odpadł z turnieju

Już wcześniej, nim my przyszłyśmy.

Przegrał po zaciętym meczu,

Którego nie widziałyśmy.

 

Był przybity tą przegraną.

Kumpela go pocieszała.

Ja patrzyłam na rozgrywkę,

Która obok właśnie trwała.

 

Chcąc pocieszyć przegranego

Powiedziałam: „ Miałbyś awans,

Gdybyś zagrywał z tym „kolem”,

No bo gra jak jakaś baba!

Nawet ja bym z nim wygrała.

Nie musiałabym się starać”!

 

No i wielkie zaskoczenie!

Przebrała się żalu miara.

Uciekł od nas. Nie wiem nawet,

Gdzie nasz „bohater” się schował.

 

On przegrał z nim w pierwszym meczu

Jak zwykła „dupa wołowa”!

 

Eks…

Po tygodniu znajomości

Pojechałam na wakacje

Z partnerem, z którym mnie łączą

Chyba już stałe relacje.

 

Chwalił się, że ma fioła,

A raczej fobii namiastkę,

Że  utrzymanie porządku

Będzie dla niego drobiazgiem.

 

Odpowiedziałam, że każdy

Ma swoje małe natręctwa.

Ja jestem wyrozumiała,

Nie znoszę jedynie sknerstwa.

 

Bardzo mi się spodobało,

Że powiedział mi o rzeczy,

Która jest raczej zaletą,

Temu nie można zaprzeczyć.

 

Zapomniał jedynie dodać,

Że sam jest wielkim niechlujem,

A w jego rodzinnym domu

Matka porządku pilnuje.

 

Od pierwsze dnia pobytu

Zachowywał się jak… Arab!

Wróciliśmy bardzo szybko

Jako świeżutka… eks-para.

Ocena

Jechałam kiedyś pociągiem.

Nie pamiętam gdzie i po co.

Nie wiem, czy to jest ważne,

Ale  podróż trwała nocą.

 

Było wygodnie, bo przedział

Był pusty, że to aż dziwne,

Bo kiedy są przepełnione

Sieją  zaduch i stęchliznę.

 

To jednak był nowy wagon.

Na oparciach miał… zagłówki

I bardzo miękkie obicia

Z wzorem „ściągniętym” z mej bluzki.

 

To była kwestia przypadku,

Że obicia i ma bluzka

Były prawie identyczne.

Czyżby czarodziejska różdżka?

 

Ciekawie się rozglądałam

Upajając się wygodą.

Ale to wnet się zmieniło:

Stacja. Dwie osoby wchodzą.

 

Wsiedli matka i jej synek.

Ona spokojna, on bystrzak.

Czułam, że skończył się spokój,

Który panował dotychczas.

 

On usiadł naprzeciwko mnie

I przez chwilę się przyglądał

Mojej bluzce i… kanapie.

Porównywał i osądzał.

 

Wreszcie spytał baz ogródek:

„Czy próbujesz ukryć tu się?

Przecież nie jesteś brzydulą.

Masz fajną, milutką buzię”!

Odruch

Żeby oszczędzić kasiorę

Przez cały weekend jeździłem.

Sam do nowego mieszkania.

Różne przedmioty zwoziłem.

 

Na fotelu pasażera

Układałem te drobiazgi.

To są delikatne rzeczy:

Figurki, książki, obrazki…

 

Musiałem na nie uważać.

Żeby im się coś nie stało,

Ręką je zabezpieczałem

Na przykład przy hamowaniu.

 

Nawet nie zauważyłem,

Że nie wiedząc wcale o tym

Wyrobiłem w sobie odruch

Ręką chronić te przedmioty.

 

Ten refleks zadziałał dzisiaj,

Kiedy do pracy jechałem.

Podwoziłem też kolegę

I nagle… gumę złapałem.

 

Zatrzęsło, huknęło, a ja

Jak ten jakiś lewy zboczek,

Odruchowo, nieświadomie

Uchwyciłem go za… krocze.

W prawo

Przedwczoraj na skrzyżowaniu

Prawie zaliczyłem dzwona [1].

Młody, prawie łysy facet

Rozjechał by mnie nieomal.

 

Był przekonany, że to on

Miał pierwszeństwo, a ja jadąc

Chciałem je na nim wymusić

Skręcając pośpiesznie w prawo.

 

Według mnie było odwrotnie.

Ale kiedy to się stało,

Facet wyskoczył z kabiny

Jakby dostał atak szału!

 

Rzucał się i wykrzykiwał.

Ja też auto opuściłem,

Ale wcześniej gaz pieprzowy

Dla bezpieczeństwa chwyciłem.

 

Trzymałem go dość wysoko,

Żeby zobaczył go rywal.

Troszeczkę się uspokoił,

Ale nadal mnie wyzywał.

 

W pewnym momencie pęk kluczy

Wypadł mu z ręki tak dziwnie,

Że upadły z głośnym brzdękiem

Nie obok niego, lecz przy mnie.

 

Chciałem je podnieść i podać,

Lecz był szybszy. On je chwycił.

Myślał, że to moje klucze.

No i troszkę się przeliczył,

Gdy błyskawicznie je wrzucił

Do bliskiej kratki ściekowej

Śmiejąc się, że na te klucze

To będzie najlepszy schowek.

 

Zaczął się śmiać jak psychol

Krzycząc: „No i co, lamusie?

Teraz wiesz, gdzie się znajdują

Od twego autka „kluczusie”.

 

Ja wsiadłem do swego auta,

Bo swoje kluczyki miałem.

A on został z kwaśną gębą,

A ja sobie odjechałem.

 

Na „odjezdnym” mu krzyknąłem:

„To twe, lamusie, kluczyki”!

Na dość długo zapamiętam

Jego bezsilne podrygi.

 

 

 

[1]  Wg slangu miejskiego – wylecieć z drogi, mieć wypadek

„Parys”

Jedyny raz w swoim życiu

Umówiłam się z facetem,

Który był bez kindersztuby

Ale miał piękną… sylwetę.

 

Oczywiście był przystojny,

A w mojej „dziesiętnej” skali

Dawałam Mu aż… dwanaście;

Tyle nie dostałby Parys!

 

Mieliśmy jechać na plażę,

Ale wstąpiliśmy jeszcze

Do McDrive-a, żeby kupić

Frytki, bo tam są najlepsze.

 

On zamawiał, ale przy tym

Darł się, że aż uszy puchły

Bardzo zirytowany, że

Obie kelnerki ogłuchły!

 

Nie dość, że nie dosłyszały,

To cicho się odzywały,

Że on nic nie mógł zrozumieć,

Czego one odeń chciały!

 

Zniesmaczona sytuacją

Zwróciłam jemu uwagę,

Że gdyby opuścił szybę,

Łatwo zamówiłby strawę.

 

Dalej było znacznie gorzej.

To choleryk w każdym calu.

Zerwałam znajomość  słowami:

„Ty się wpierw kultury naucz”!!!

 

Mój brzuch

Starsza pani dzisiaj rano

Uprzejmie mi ustąpiła

Siedzące miejsce przy oknie.

Poczułem się głupio, nijak!

 

Tłumaczenie, że to miejsce

Bardziej jej by się przydało

Wzburzyło Ją niepomiernie,

Rzekłbym, że… zirytowało!

 

„Bo kobieta w ciąży musi

Dbać o siebie i dzieciaczka.

A pani mi odmawiając

Postępuje jak dziwaczka”!

 

Rozbawiło pasażerki

To niewielkie zamieszanie,

Bo dziwnym zrządzeniem losu

Obok stały tylko… panie.

 

Mimo wszystko ja spokojnie

Wyjaśniałem ważną kwestię,

Że nie dziecko w brzuchu noszę,

Lecz grubym facetem jestem!

 

Do bani!

Straciłem nadzieję na to,

Że jedyny nasz syneczek

Przedłuży nazwisko rodowe,

On jedyny jest z „tym mieczem”.

 

Nie mam braci, tylko siostry.

Po nim tylko linia męska.

Dziś Go wzięli do… szpitala!

Przyczyna była błazeńska.

 

Po pijaku miał „fantazję”

Bardzo debilną i…chorą.

Wsadził na prącie sprężynkę

Czym wywołał… chyba krwiomocz.

 

Obyło się to bez szwanku.

On ma już dwadzieścia sześć lat.

Chyba ma kłopoty z seksem,

Mimo że wkoło… tyle bab!

 

Właściwie, to już straciłem

Nadzieję, że jakaś pani

Stworzy z mym synem rodzinę.

Moje życie jest do… bani!