Nietakt

Byłam po raz pierwszy w życiu

U rodziców kochanego.

W pewnej chwili pozostałam

Samiutka, nawet bez Niego.

 

Wcześniej już miałam kłopoty

Z ciśnieniem gazów w jelitach.

Wstrzymywałam się, lecz nieraz

„Folgowałam” sobie z cicha.

 

A teraz miałam okazję

Puścić głośnego „kopciucha”.

Byłam pewna, że nikt tego

Nie poczuł i nie podsłuchał.

 

I myliłam się w osądzie.

Kiedy wzrok spuściłam na dół,

Zobaczyłam w kącie… klatkę,

A w niej siedziała… kakadu.

 

Od tej pory, kiedy tylko

Papuga mnie zobaczyła,

Natychmiast „puszczała” bąka”;

Dość przekonująca była!

 

Mało tego. Do tej pory

Tak mnie wita każdym razem.

Rodzina cała się cieszy,

Bo to dość śmieszny obrazek.

 

Nigdy Im się nie przyznałam,

Skąd u porządnej papugi

Taki sposób „wysławiania”

Jak u nietaktownych ludzi.

Pociecha

Nasza jedyna Pociecha

W tym roku zdaje maturę.

Boi się, że jej nie zda, bo

Jeszcze wszystkiego nie umie.

 

Postanowiliśmy z Żoną,

Że mimo kłopotów z kasą

Sfinansujemy niezbędny,

Przedmaturalny „parasol”.

 

By opłacić „korki” z matmy,

Bo to w niej jest zagrożenie,

Wzięłam pożyczkę w PKO.

Pod specjalne poręczenie.

 

Ten wydatek był więc dla nas

Inwestycją za „nie swoje”.

Mimo to uradziliśmy

Sfinansować taki projekt.

 

Ale wnet się okazało,

Że pieniądze dla nas duże

Ufundowały naukę

„Pole dance[1]” – tańca na rurze!

 

Nie dziwcie się, że wokół tego

Robię zamieszanie takie.

Zrozumiałbym, gdyby nie to,

Że „Pociecha” jest chłopakiem!

[1] Pole dance – (ang) taniec na rurze

Koło „historii”

W czasach licealnych miałem

„Ciapowatego” kolegę.

Kochał się On w koleżance,

Która miała z Niego „zlewę”.

 

Ciągle z niego żartowała,

Był dla niej wręcz pośmiewiskiem.

Olewała Go publicznie,

Rzekłbym nawet… sadystycznie.

 

Wciąż dawała Mu nadzieję.

Nigdy „nie” nie powiedziała.

A On cieszył się jak dziecko,

Choć Go wykorzystywała.

 

Cała klasa miała ubaw,

Gdy Go poniżała wciąż.

On wszystko to dzielnie znosił

I w uczucie do niej grzązł.

 

W pamięć zapadła mi scenka,

Gdy zapytał Ją nieśmiało,

Czy może z Nią porozmawiać

Chociaż minutkę. Niecałą!

 

W taki sposób jej uwagę

Na siebie zwrócić się starał,

Ona sms-a pisząc

„Odszczeknęła” Mu… „spierdalaj”!

 

Popłakał się wtedy chłopak.

Roześmiała się „lalunia”.

Żeby dać sobie z Nią spokój

Chyba to wreszcie zrozumiał.

 

Długie lata po maturze

Klasę zebrać się udało.

Na koleżeńską „zbiórkę”

Większość z nas wtedy zjechało.

 

W wynajętej restauracji

Spotkanie przygotowane.

Stawili się prawie wszyscy.

Zabrakło tylko dwóch „panien”.

 

Wszyscy się jakoś zmienili:

Ci schudli, tamci utyli.

Nie wszystkich z nich rozpoznałem

Wśród zbyt wielu „dużych ciałek”.

 

Nie od razu Go poznałem.

Z nieśmiałego bardzo chłopca

Zmienił się w pewnego siebie

Pragmatyka – naukowca.

 

To inżynier z doktoratem.

Pracuje w firmie lotniczej.

Inteligentny. Z nim pogadasz

O wszystkim, w tym też o… Nietzchem.

 

Bardzo dobrze Mu się wiedzie.

Jest spełnionym inżynierem.

Ma rodzinę, dwójkę dzieci.

Miejsce zamieszkania – Mielec.

 

Koleżanka też przybyła.

Jest samotną matką. Mieszka

Od pół roku z gościem, który

Nie jest tatusiem Jej dziecka.

 

Nie pracuje, bo w zawodzie

Nie zdążyła się wyszkolić.

Całą swą  młodość spędziła

Pośród „karków” i „łysoli”.

 

Choć nadal jest atrakcyjna,

To widać było na twarzy

Zniszczenia po alkoholu,

Papierosach i… ecstazy.

 

Chociaż temu zaprzeczała,

Dziwne Jej zachowywanie

Świadczyło, że dla Niej normą

Jest „pigułek szczęścia” branie.

 

Gdy zobaczyła kolegę

I słysząc kim On jest teraz,

Usiadła  naprzeciw Niego

I wzrokiem jęła „rozbierać”.

 

Pamiętała, że On kiedyś

Wszystko byłby dla niej zrobił.

Chyba sobie pomyślała,

By na nowo Go „urobić”.

 

No i zaraz rozpoczęła

Zwykłe dla dziwek wybiegi.

Alkohol działał, a ona

Coraz bliżej Niego siedzi.

 

Co chwilę zagadywała

Prosząc Go, by się nie gniewał.

On, jak kiedyś ona jego,

Beznamiętnie ją… olewał.

 

Towarzystwo patrząc na to

Było bardzo zniesmaczone,

Pamiętając jak Go ona

Ośmieszała ciągle w szkole.

 

Padło nawet kilka słówek

Nazywając jej awatar[1]

Krótko, prosto, dosadnie:

„Dziwka”, „Ściera” oraz… „Szmata”!

 

Kilka razy próbowała.

Wciąż kulturalnie ją zbywał.

Wreszcie zołza odpuściła,

Gdy na taras ktoś Go wzywał.

 

Jeden z nas tam wcześniej wyszedł.

Stamtąd wołał nas kolega

Przeszliśmy grupą na balkon.

Po kwadransie… ona wbiega!

 

Stałem z Nim i jeszcze z trzema.

Gadaliśmy, paliliśmy.

Gdy ona do nas podeszła

Oczywiście… zamilkliśmy.

 

Zaczęła znowu coś gadać.

Słuchać nawet się nie starał

I puszczając kółko z dymka

„Odszczeknął” tylko… „spierdalaj”!

 

Ucieszyłem się ogromnie,

Bo ta chwila miła była.

I tak przy nas ta historia

Wielkie koło zatoczyła.

 

 

 

[1] Awatar – emblemat, obrazek, odpowiednik osoby

Wywiad

Dziś mieli przyjechać do mnie

Redaktorzy z TVN-u

Na nagranie reportażu

„Zdalna nauka w liceum”.

 

Przed maturą właśnie jestem.

Covid przeszkadza w nauce.

Wszyscy zdalnie się uczymy.

Każdy się po domu tłucze.

 

Wypadało się ogolić,

Bym nie wyglądał jak menel.

Zaciąłem się kilkukrotnie;

Drżała ręka, miałem tremę!

 

Mam ciemny zarost na twarzy.

W telewizji wszystko widać.

Dobre wrażenie na przyszłość

Może się mi jeszcze przydać.

 

Nie chciałem, by pozostały

Jakieś ślady po szczecinie.

Wreszcie byłem ogolony –

Byłem to mym Widzom winien!

 

Zadowolony z efektu

Czekałem na  to nagranie.

Wkrótce przyjechały do mnie

Aż trzy eleganckie panie.

 

Byłem bardzo kontent z siebie,

Że pasuję do ich grona.

Nie myślałem, że wystąpię

W telewizji aż z tyloma!

 

Zabrały się za mnie wszystkie

Lecz każda za coś innego:

Ubranie, włosy, makijaż –

Już nie znam siebie samego!

 

A wkrótce się okazało,

Że byłem w dość dużym błędzie.

Będę rozmawiał z… mężczyzną,

A wywiad w maseczce będzie…

 

Dowód „a posteriori”

Nastoletni łobuziaczek,

Nota bene syn sąsiadów,

Nabazgrał na ścianie domu

Wulgaryzmy z góry na dół!

 

On nie był w stanie zrozumieć,

Jak to mogliśmy odgadnąć,

Że to on sam te bazgroły

Malował świeżo, niedawno.

 

Przecież upewnił się przedtem,

Że nikogo nie ma w domu.

Nikt go wtedy nie mógł widzieć

I nie… chwalił się nikomu.

 

Tłumaczenie bardzo głupie.

Nie dość, że wandal, to jeszcze

Skrajnie głupi z niego młodzik.

Przydał by się mózgu przeszczep!

 

On zabrał się do bazgrania

Tuż po tym, jak śnieg napadał.

Zostawił ślady swych butów

Tuż pod oknami  sąsiada.

 

To były tropy jedyne,

To on oszpecił budynek!

Rada

Byłam właśnie niemym świadkiem

Przekomicznej sytuacji,

Kiedy siedząc na balkonie

Usłyszałam dziwne wrzaski.

 

Okoliczność była taka,

Że moi sąsiedzi „z dołu”

Zamknęli na klucz mieszkanie

Córkę zostawiając w domu.

 

Mam mieszkanie tuż nad nimi,

A to trzecia kondygnacja.

Dziewczyna jest „uwięziona”,

Dla niej trudna sytuacja.

 

Bo pechowo swoje klucze

Zostawiła u… chłopaka.

Została więźniem w swym domu.

Zdążyła się nawet… popłakać!

 

Chyba jednak go wezwała,

Bo przyszedł po pół godzinie

I przywołał ją do okna

Krzycząc, że zdążył je przynieść.

 

Leżąc sobie na leżaczku

Opalałam się spokojnie

I słuchałam strzępków dźwięków,

Które „dochodziły” do mnie.

 

Z rozmowy między młodymi

Wynikało, że dziewczyna

Zawiesi koce na oknach,

A on trenować zaczyna

Technikę rzutu do góry,

By trafić kluczami celnie.

Wtedy Ona drzwi otworzy,

Będą razem, nie oddzielnie!

 

Gdy zobaczyłam, że ona

Naprawdę okna „ogaca”,

A on kamienie podrzuca

Przypominając…   pajaca,

Musiałam zareagować

Wychylając się z balkonu:

„Przecież rzucając kluczami

Krzywdę możesz zrobić komuś.

Czy nie byłoby ci prościej,

I tak zrobić radzę ci,

Gdybyś wszedł do niej po schodach

I kluczem otworzył drzwi?”

 

 

Bomba!

Brat mi wczoraj opowiedział,

Że kiedyś z całą rodziną

Byli na wczasach „pod gruszą”,

Lecz nie latem, tylko… zimą.

 

Ledwo się rozpakowali,

Córka podbiegła do mamy.

W panicznym strachu krzyczała,

Że dom jest… zaminowany!

 

W jej pokoiku jest dziwne

Urządzenie, co wygląda

Tak jak bardzo niebezpieczna,

Groźna, zegarowa… bomba!

 

Brat zaraz pobiegł tam za Nią

Zaniepokojony bardzo.

Zobaczył… stary telefon

Z krągłą, numerową tarczą.

 

Opiekuńcza

Spotykałem się z laseczką

Uzależnioną od kompa.

Mam na myśli głównie gierki,

To jej uwagę zaprząta.

 

Zarywała noce, a w dzień

Uciekała nawet z lekcji,

Żeby grać wszędzie, we wszystko

Bez żadnej choćby selekcji.

 

Czasu dla mnie to zazwyczaj

Tylko troszkę znajdowała.

Nawet nie wiedziałem tego,

Że z matmy grozi jej „pała”.

 

Oświeciła mnie dopiero

Jej matka, gdy na ulicy

Zaczęła mnie parasolką

Po plecach i głowie ćwiczyć.

 

Wydzierała się, że to ja

Zniszczyłem życie jej córce,

Bo przeze mnie na cenzurce

Będzie mieć „dwójkę na dwójce”!

 

Dziewczyna jej nakłamała,

Że mam cholerną depresję

I to z mojego powodu

Ciągle opuszczała lekcje,

Bo…

tylko na nią mogłem liczyć.

Ona za nic w świecie, nigdy

Nie mogła dopuścić, żebym

Sam sobie nie zrobił … krzywdy.

 

Portki

Byłam z chłopakiem w galerii,

Bo chciał kupić sobie… portki.

Chodziliśmy dosyć długo,

Aż zaczęłam troszkę wątpić,

Czy rzeczywiście coś kupi.

Przedtem myślałam, że właśnie

Chciałby w nich stać się seksownym,

Bo uśmiechał się dwuznacznie,

 

Przez długi czas ich szukaliśmy,

Lecz żadne nie pasowały.

Albo to nie taki kolor,

Albo wzorek był… za mały.

 

Już myślałam, że się poddał

I niczego dziś nie kupi.

A te wymarzone spodnie

Krawiec będzie musiał uszyć.

 

Jednak wreszcie się udało,

Choć zaczynałam już wątpić.

Ruszył do kasy zapłacić

Za wybrane wreszcie portki.

 

Zobaczyłam, że nie zapiął

Rozporka w swych własnych spodniach.

Szepnęłam Mu to na ucho,

Bom jest kobieta „taktowna”!

 

A on swój zakup podrzucał

I rękami za nim majtał

Krzycząc: „Jak koń jest spokojny,

Stajnia może być… otwarta!