Najważniejsza

Pierwszego dnia na szkolenie

Tuż przed „dzwonkiem” przyjechałam

I musiałam usiąść z przodu,

Choć nie bardzo tego chciałam.

 

Drugiego dnia, nauczona

Na wczorajszym swoim błędzie,

Przyjechałam znacznie wcześniej,

By usiąść w ostatnim rzędzie.

 

Na początku prowadzący,

Zwrócił się do  zebranych,

Z pytaniem, „Czy może dzisiaj

Jeszcze na kogoś czekamy”?

 

Krótka cisza, ale zaraz

Ktoś z sali krzyknął: „Brak babki,

Tej nadgorliwej grubaski

Z najważniejszej, pierwszej ławki”!

Przeznaczenie?

W naszej pierwszej licealnej

Jest kilku fajnych chłopaków.

Jeden z nich mi się podoba,

Lecz nie daje żadnych znaków.

 

A ja tylko o nim myślę.

Wstyd prosto w oczy zagadać,

A email-a  napisać wprost

Także jakoś nie wypada.

 

Kiedyś na informatyce

Pracowaliśmy z programem,

Którego nie posiadałam.

Na jutro z niczym zostanę.

 

Nie miałam wyjścia i musiałam

Prosić Jego, by pozwolił

Wziąć Jego pendrive z programem,

By wieczorem się podszkolić.

 

Zgodził się. W domu stwierdziłam,

Że na „penie” miejsce wolne,

Więc dograłam Mu „przypadkiem”

Moje fotki, te „frywolne”.

 

Nie przewidziałam, że jutro

Zamiast zabrać go do domu,

On tego pena  pożyczy

Zupełnie innemu komuś.

 

A ten chłopak mnie rozpoznał

I powiedział, że zobaczył

Coś, co nie było dla niego.

Nie chciałam Mu się tłumaczyć.

 

Chłopak jednak był w porządku

I na mą prośbę skasował

Wszystkie te moje wygłupy.

Bardzo mi zaimponował.

 

Popatrzył na mnie uważnie

I czerwieniąc się na twarzy

Wyznał mi, że już od dawna

O spotkaniu ze mną marzy.

Bo chociaż w klasie jest kilka

Fajnych i miłych panienek,

To ja jemu wpadłam w oko…

Czyżby to jest przeznaczenie?

 

 

 

 

Postawiłem…

Dawno, bardzo dawno temu

Uczyłem fizyki w szkole.

W klasie przedmaturalnej

Był jeden nieznośny koleś.

 

Co i rusz się odwracał do

Siedzących za nim panienek,

Jakby się do nich zalecał…

W końcu miałem dość tych scenek.

 

Nie mogłem już znieść tych głupot

I nie myśląc nazbyt wiele

Zwróciłem się do podrywacza

Z takim „gorącym” apelem:

 

„Romciu, chłopaku narwany,

Dam ci malutką przestrogę:

One lachy nie postawią,

A ja, owszem, zawsze mogę”.

 

Nastąpiła głucha cisza.

Dla mnie dziwne, że nikt nigdy

Do tematu już nie wrócił;

Romek też się przestał mizdrzyć.

 

A „lachę” mu postawiłem

Znacznie szybciej niż myślałem.

Podczas najbliższej klasówki

Na ściąganiu go złapałem!

Egzamin

Kiedy jeszcze studiowałam,

Różne „cuda” się zdarzały.

Jeden szczególnie pamiętam,

Bo uchronił mnie od „pały” .

 

Gdy byłam na drugim roku,

Zdawałam ciężki egzamin.

Nie miałam zbyt dużo czasu.

Wkuwałam całymi dniami.

Profesor wcześniej nam podał

Do nauki sto zagadnień.

Każdej zdającej osobie

Pięć z nich losowo przypadnie.

 

To był pisemny egzamin.

Wszyscy studenci z roku

Zebrali się w wielkiej auli.

Mną targał wielki niepokój.

Z początku nas pilnowali

Profesor i asystenci.

Pytania nie były łatwe,

Każdy nad arkuszem ślęczy.

 

Kiedy poznałam tematy,

Wyszło na to, że „coś wiem”.

Zabrałam się do pisania.

Lecz „mądrości” coraz mniej…

 

Czekam na cud natchnienia,

Gdy najlepsza koleżanka

Po kwadransie wyszła z auli.

Wykosiła ją „załamka”.

Bardzo grzecznie przeprosiła

Zdumionego profesora,

Że wychodzi, bo nie umie

Z pytaniami się uporać.

Profesor ją przekonywał,

Żeby jednak pozostała,

Bo pewnie sobie przypomni,

O czym teraz zapomniała.

Wtedy może zyskać szansę

Choćby na trójczynę słabą.

Zdanie tego egzaminu

Jest naprawdę ważną sprawą…

 

Ona jednak wyszła z sali.

Kilka minut po tym fakcie

Profesor też się oddalił,

Bo… w gabinecie „miał kawcię”.

Asystentów, którym ufa,

Zostawił, by pilnowali.

Oni zaraz się rozpierzchli

Po tej dużej przecież sali.

 

Jednych znałam osobiście,

A poniektórych z widzenia,

Gdyż z nimi właśnie studenci

Mieli grupowe ćwiczenia.

To ci zaufani ludzie,

Gdy nie było profesora

Starali się nam pomagać,

Udzielać uwag lub porad.

 

I to był ten cud prawdziwy,

Manna z nieba niespodziana.

Mała pomoc asystenta

Sesję mi uratowała!

Stażysta

Zaraz po szkole technicznej

Postarałem się o pracę.

Przyjęty zostałem na staż.

Nie dało rady inaczej.

 

Już pierwszego dnia przypadkiem

Usłyszałem, jak kierownik

Kłóci się z kimś mi nie znanym;

Z pewnością był to pracownik.

 

Ten ostatni wnet się wkurzył.

Wcisnął mu w dłoń jakiś świstek

Krzycząc: Nie rycz więcej na mnie.

Do tego masz już stażystę!

 

Gaża

Zaraz święta, a forsy brak.

Namówiła mnie kumpelka,

Żeby wystąpić za kasę

Jako fryzjerska modelka.

 

To było ważne szkolenie

Tylko dla stylistów fryzur.

Absolwenci nabywają

Rewerencji[1] i prestiżu.

 

Pielęgnuję swoje włosy.

Poświęcam im dużo czasu.

Są łatwe do układania.

Nie mam z nimi ambarasu.

 

Po czterech godzinach cięcia,

Modelowania, czesania

Każda stylizacja była

Przez komisję oceniana.

 

Limit, to punktów dwadzieścia.

Główki moich koleżanek

Oceniono na szesnaście,

Nie najwyżej, lecz udanie.

Moja „stylistka” niestety

Dostała „aż” trzy punkciki.

Dobrze, że na moją gażę

Nie miały wpływu wyniki.

[1] Rewerencja: uszanowanie, poważanie, szacunek

Sofa

Zszedłem rano do salonu,

A tam sobie spał na sofie

Pokręcony i skulony

Syn, piętnastoletni chłopiec.

 

Zdziwiony tą sytuacją

Spytałem dlaczego nie śpi

W swoim łóżku, w swym pokoju,

Gdzie materac bardziej miękki.

 

Wyjaśnił, że postanowił

Wynająć komuś swój pokój,

By zarobić na komputer,

Gdyż wszyscy już mają wokół.

 

Teraz tylko musi jeszcze,

Tak to perorował chłopiec,

Przyzwyczaić się szybciutko

Do snu  na tej twardej sofie.

 

Synalek nie mógł zrozumieć,

Dlaczego mamy z tym problem

I się z mamą nie zgadzamy

Na rozwiązanie „tak dobre”.

Egzamin

Nie przespałam całej nocy,

Bo dzikie sny mnie męczyły.

Wstałam mocno niewyspana,

Czułam dziwaczne… odchyły.

 

Mój mózg był „ciut” ociężały

Jak nigdy dotąd, doprawdy;

A dzisiaj miałam zaliczać

Egzamin na prawo jazdy!

 

Poszłam tam, bo przecież czekał

Już na mnie egzaminator.

Wsiadłam do auta ciekawa,

Czy zareaguje na to.

 

Nie zauważył, więc najpierw

Manewrowałam na placu.

Poszło mi chyba dość dobrze,

Bo tylko powiedział „szacun”.

 

W czasie kursu dosyć dużo

Te manewry trenowałam,

Więc prawie automatycznie

Cały „parkur” pokonałam.

 

Wyjechaliśmy na miasto.

Jazda miejska to podstawa.

Wiele osób tu przegrywa

Automobilisty awans.

 

Wszystko mi się układało

Do pierwszego skrzyżowania.

Wyhamowałam samochód,

Znak „STOP” jazdy mi zabraniał.

 

Po dosyć długim postoju

Instruktor popatrzył na mnie

Z zaciekawieniem, lecz jednak

Surowo oraz nagannie.

 

Zapytał, na co ja czekam,

Przecież z lewej nic nie jedzie.

Nie wiedziałam, co mam jemu

Logicznego odpowiedzieć,

Gdyż uświadomiłam sobie,

Że ten mój mózg przytępiony

Oczekiwał, aż znak stopu

Zmieni kolor na… zielony.

 

Analogowo

Dostałem się na praktykę

Do firmy informatycznej.

Dotąd poznałem teorię,

Lecz nie mam wiedzy praktycznej.

 

Liczyłem na to, że będę

Działać z informatykami,

By praktycznie się zapoznać

Z nowymi technologiami.

 

Na początek otrzymałem

„Odpowiedzialne” zadanie:

Sterowanie drzwi wejściowych:

Otwieranie, zamykanie…

 

Drzwi były automatyczne,

Lecz czujnik do nich zepsuty.

Machaniem własną prawicą

Wymuszałem tych drzwi ruchy.

 

Musiałem wciąż obserwować

Osoby chcące przechodzić.

„Otwieranie”, „zamykanie”…

Przez okrągłe osiem godzin!

 

Całe pierwsze dwa dni praktyk

Ruszałem ręką, nie głową.

Miało tam być „na cyfrowo”,

A było… analogowo!

Nauka liczenia

Kiedy byłam nastolatką

Miałam „pieriepałki” z „matmą”

Rodzice to humaniści.

Im także z matmą nie łatwo.

 

Żeby jednak pomóc córce

Dali mi korepetycje.

Korepetytor to student.

Miał wiedzę i aparycję.

Umiał dobrze wytłumaczyć

I uczył mnie stosowania

Wszystkich sposobów i reguł

Jak rozwiązywać równania.

 

Ale to wszystko kosztuje.

A „korki” nie są zbyt tanie

I dlatego mój ojczulek

Wymyślił dla mnie zadanie.

Po kilku lekcjach on stwierdził,

Że facet, sam urodziwy,

Nie będzie na moje wdzięki

Odporny i niewrażliwy.

Zalecił, żebym podjęła

Przecież niewielkie ryzyko

I poderwała mentora.

Lekcje dawałby za friko.

 

Do dziś mam kłopoty z „matmą”.

Mój syn ma korepetycje,

Bo tak jak ja nie rachuje,

Lecz ma bankowe ambicje!

Chociaż z matmą jest na bakier,

To rachować kasę umie

I jak dziadek wszystko sprzeda!

Jak to robi? Nie rozumiem.