Następcy

Pracuję w tej samej firmie

Już dwadzieścia cztery lata.

To firma prywatna – własność

Rodzeństwa: siostry i brata.

 

Pamiętam te dobre czasy,

Gdy ich ojciec był prezesem.

Firma kwitła, bo nią rządził

Znawca, fachowiec, koneser.

 

Teraz jest już emerytem.

Firmę swym dzieciom przekazał.

Przez cały rok przed przejęciem

Ich dwoje do rządów wdrażał.

 

Teraz przebywa w tropikach,

Gdzie na wczasy jeździł kiedyś.

Młodzi rządzą samodzielnie

Jako właściciele schedy.

 

Licho im to się udaje.

Dlatego postanowili

By zlikwidować interes

Tak z dnia na dzień. W jednej chwili!

 

Oni dadzą sobie radę,

Z kapitału żyli będą.

A zwolnieni z rodzinami?

Będą głodować. Na pewno!

Model

Do dziś pracowałem w sklepie,

Ale już tam nie pracuję,

Bo szef mnie zwolnił natychmiast

Za „durnotę”, tak skwituję.

 

To była ma pierwsza praca,

Taki staż zaraz po szkole.

Pomagałem na zapleczu,

Chociaż ja „przy ladzie” wolę.

 

Lecz na stażu trzeba robić

To, co do roboty da szef.

Najważniejszy obowiązek:

To na czas otworzyć sklep!

 

No i właśnie dzisiaj rano

Szef miał do mnie dużą ansę,

Że otworzyłem interes

Parę minut po kwadransie.

 

A ja po prostu nie mogłem,

Bo nie miałem przeszkolenia

I nikt nie dał mi kluczyków.

A to sytuację zmienia.

 

A ponadto tego ranka

Dwie godziny szef  się spóźnił.

Poskarżyłem właścicielce,

Uznała, że był „bezduszny”.

 

Przyznała mi, że rozumie

Moją obecną frustrację,

Ale ja poniosę karę

Za tę właśnie sytuację,

 

Jestem tylko…praktykantem,

A kierownik dla Niej cenny.

Stażysta świeżo po szkole

To tylko… model zamienny.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Wielkanoc

Rodzice mi powiedzieli,

Że zaproszenie dostali,

By na okres Wielkanocny

Do Hiszpanii pojechali.

 

Rodzina ojca tam mieszka.

Ciągle utrzymują kontakt.

To jest pierwsze zaproszenie,

Więc uwagę nam zaprząta.

 

Zignorować propozycję

To byłby dość duży nietakt.

Dla mnie taka eskapada

To z pewnością fest uciecha.

 

Zacząłem skakać z radości.

Bo to byłaby odmiana

Od świątecznych kłótni w domu.

To jest nasz coroczny blamaż.

 

Cieszyłem się, że w tym roku

Spędzę tam Święta z Rodziną,

Ale szybko mój entuzjazm

Tak jak się pojawił, minął.

 

Ojciec szybciutko ucinał

Z mojej strony każdy wybieg.

Rodzice pojadą sami,

Ja… doglądam psa i rybek.

 

 

Ten paluszek!

Smartfony i komputery

Naprawiam w swoim warsztacie.

„Zreperuję” nawet to, co

Za zepsute uważacie.

 

Tak zdarzyło się niedawno.

Przyszedł facet z telefonem

Rzekomo nie działającym –

Chyba popsutym przez żonę.

 

Prosił, bym go uruchomił.

On u mnie pomocy szukał!

Telefon się uruchamia

Jedynie przez odcisk kciuka.

 

Zademonstrował ten problem

Dość niezdarnie i nerwowo,

Telefon w trakcie tej próby…

Włączał się każdorazowo!

 

On patrzył wielce zdumiony,

No bo żonie przez szmat czasu,

Pomimo wielu powtórek

Nie zadziałał ani razu!

 

 

Gdzie pieprz…

Zaczepił mnie na ulicy

Jakiś  koleś dziwny taki

I zaczął mnie bajerować

Dla wygłupu albo draki.

 

Nie znoszę natarczywości,

Dlatego zastosowałam

Metodę mojej kumpeli:

Głuchoniemą udawałam.

 

Ona zawsze zapewniała,

Że metoda jest skuteczna

I działa za każdym razem,

A poza tym jest… bezpieczna.

 

No i skutek tego taki,

Że facet spytał mnie „czemu

Masz słuchaweczki na uszach?

Po co muzyka głuchemu”?

 

Wtedy natychmiast wdrożyłam

Moje działanie autorskie:

Zwiewaj szybko jak potrafisz,

A najlepiej, gdzie pieprz rośnie!

 

Albo rybka, albo…

Studiuję na studiach dziennych,

Ale kiepsko u mnie z kasą.

Rodzice też „cienko przędą”.

Rozglądałem się za pracą…

 

Szukałem takiej, co będzie

Zgodna z moją specjalnością.

Wreszcie trafiłem. Na pewno,

Dam sobie radę z łatwością.

 

Bo…wezmę urlop dziekański

I za rok na studia wrócę,

Ale zaoczne, bo w firmie

Na całym etacie być muszę.

 

Niestety, nie nadążyłem

Załatwić spraw w dziekanacie,

Choć jeździłem kilka razy

W semestrze no i w wakacje

I pomagał mi przyjaciel

Co ma wprawę w tym temacie.

 

Musiałem prosić o wolne

Na wszystkie takie wyjazdy.

Kiedy wreszcie się udało

Otrzymać urlop dziekański,

Pracodawca nie przedłużył

Ze mną umowy o pracę,

Bo jestem… zbyt niestabilny

I za dużo czasu… tracę.

 

Zostałem bez fajnej pracy

I politechnicznych studiów.

Sprawdziło się więc przysłowie:

„Nie łap naraz dwóch srok”, durniu.

 

Albo rybka, albo…

Studiuję na studiach dziennych,

Ale kiepsko u mnie z kasą.

Rodzice też „cienko przędą”.

Rozglądałem się za pracą…

 

Szukałem takiej, co będzie

Zgodna z moją specjalnością.

Wreszcie trafiłem. Na pewno,

Dam sobie radę z łatwością.

 

Bo…wezmę urlop dziekański

I za rok na studia wrócę,

Ale zaoczne, bo w firmie

Na całym etacie być muszę.

 

Niestety, nie nadążyłem

Załatwić spraw w dziekanacie,

Choć jeździłem kilka razy

W semestrze no i w wakacje

I pomagał mi przyjaciel

Co ma wprawę w tym temacie.

 

Musiałem prosić o wolne

Na wszystkie takie wyjazdy.

Kiedy wreszcie się udało

Otrzymać urlop dziekański,

Pracodawca nie przedłużył

Ze mną umowy o pracę,

Bo jestem… zbyt niestabilny

I za dużo czasu… tracę.

 

Zostałem bez fajnej pracy

I politechnicznych studiów.

Sprawdziło się więc przysłowie:

„Nie łap naraz dwóch srok”, durniu.

 

Bilans małżeński

W Walentynki oznajmiłem

Mojej własnej Rodzicielce,

Że to popołudnie spędzę

Z Moją Lubą na… wycieczce.

 

Wrócimy z niej dosyć późno,

Więc zostanę na noc u Niej.

Wtedy Mama zapytała

Po cichu, jakby w zadumie:

 

„A masz dla Niej jakiś prezent

Z tej okazji niepośledniej”?

„Nie, bo przecież fajny prezent

Będzie miała właśnie ze mnie!”

 

Taki żarcik mi się wymsknął,

Na co Mama patrząc zezem

Wymamrotała pod nosem:

„Oj, coś marny jest Ten Prezent”.

 

Lazania

Tata lubi włoską kuchnię,

A w szczególności lazanie.

Staram się, choć nie za często,

Przygotowywać to danie.

 

Ojciec uwielbia makaron,

Z mięskiem, warzywa z przecierem…

Wszystko „spieczone” w sosiku

Z grzybami i żółtym serem

 

Dzisiaj Jego urodziny.

By szczególnie je uświęcić

Umyśliłam przygotować

Urodzinowy prezencik.

 

Wstałam wcześniej, by spokojnie

Przygotować nim On wstanie

I podać Ojcu do łóżka

Urodzinowe śniadanie.

 

Wyciągałam z piekarnika

Gotową, pyszną lazanię,

By dać ją głodnemu ojcu,

Na spóźnione już śniadanie.

 

Wtedy nagle usłyszałam

Bardzo przeraźliwe dźwięki

I ze strachu wypuściłam

Gorące naczynie z ręki.

 

Oczywiście się potłukło.

Chociaż to niewielka strata,

Lecz w tej właśnie sytuacji

Zachciało mi się wprost płakać.

 

Ponad godzinę pichciłam

Tę lazanię  wcześnie z rana,

By przelęknąć się głośnego

Pierdnięcia starszego pana.

Niespodzianka

Od dwóch tygodni pracuję

Na dziale mięsnym w „Stokrotce”.

To jest moja pierwsza praca.

Wszystko tutaj jest mi obce.

 

Szczególnie na tym stoisku,

Gdzie pełno różnych narzędzi:

Krajalnic, pił czy tasaków

Do cięcia mięsa i wędlin.

 

Od początku przeczuwałam,

Że to tylko kwestia czasu,

Kiedy się zatnę przy „walce”

Z boczkiem, szynką, czy kiełbasą.

 

Nie byłam przygotowana

Że „wyrok” będzie bezwzględny.

Skaleczyłam się… papierem

Podczas pakowania wędlin!