Grzecznie z prawem

Radiowóz dał mi pierwszeństwo,

Kiedy wyjeżdżałem z bramy.

Skorzystałem zadziwiony,

Bo w nim nikogo nie znamy.

 

Lecz przecież „grzeczność za grzeczność”.

Machnąłem ręką w podzięce

Ale niestety, telefon

Trzymałem właśnie w tej ręce.

 

Zauważyli me „faux pas”

No i co? – tu zapytacie;

A no… spokojnie i grzecznie

Skończyło się na

Samotny?

Mieszkam z Małżonką. Brak dzieci.

Jestem komiwojażerem.

Jeżdżę w trasy, bo ma firma

Obsługuje duży teren.

 

Z tego powodu Żoneczka

Wiele nocy spędza sama

I narzeka na samotność.

Nie przypuszczam, by kłamała.

 

Właśnie wróciłem w pielesze.

Żona spała jak aniołek.

Po cichu, by Jej nie budzić,

Pod kołderkę się wsunąłem.

 

Zdrożony zaraz zasnąłem,

Lecz sen nie był nazbyt długi,

Gdyż chyba po półgodzinie

Nagle hałas mnie obudził.

 

Pijany facet bez manier

Wdarł się w środku nocy do nas

Wydzierając się: „Kochanie!

Wróciłem! Polej „kielona”!

 

Co gorsze, mu towarzyszył

Wielki i agresywny pies,

Wyglądający wśród nocy

Jak jakiś z piekła rodem bies!

 

W taki to przedziwny sposób

Zapoznałem sąsiada

Który właśnie bardzo schlany

Gromkim basem do nas gadał.

 

Pomyliły Mu się domy.

Lecz to powód nieistotny.

Bardziej to mnie niepokoi,

Że ten facet jest samotny!

Mój chłopak

Ja już od pewnego czasu

Mam nowego znajomego.

Bardzo grzeczny, kulturalny,

Imię super męskie – Grzegorz.

 

Zapoznałam Jego jakieś

Trzy miesiące przed Świętami.

Codziennie się widzieliśmy,

Nawet przed egzaminami.

Na razie bez pocałunków,

Choć zależało mi na nich.

 

A i tak było przyjemnie

Chodzić z Nim do pubu, kina,

A nawet wspierać „duchowo”

Przy sesyjnych egzaminach.

 

Kilka dni temu dyskretnie

Dałam Mu do zrozumienia,

Że chcę na bardziej zażyłą

Naszą relację zamieniać.

 

Zmieszał się, ale powiedział,

Że poradzi się Kolesia

I odpowie. Więc czekałam

Na reakcję Mego Grzesia.

 

Spodziewałem się, że będę

Upojona szczęściem płakać,

A On przedstawił Kolesia

Jako… swojego chłopaka!

 

Pomagała…

Od kilku dni spostrzegam, że

Mimo pozornych normaliów

Wiele najcenniejszych rybek

Śnie w mym największym akwarium.

 

Hoduję rybki od dawna.

Mam kilka fajnych zbiorników.

W środowisku akwarystów

Jestem znany z mych wyników.

 

Nie zarabiam na mym hobby,

Wręcz przeciwnie – inwestuję.

To przygoda mego życia.

Od lat się tym pasjonuję.

 

Chciałem dociec przyczyn tego,

Że me rybki umierają.

Sprawdziłem filtry i grzałki

Czy przebić prądu nie mają.

 

Są sposoby na leczenie.

Jednym z nich jest solna kąpiel.

Musiałem ją zastosować:

Przez dwa dni się rybki „kąpie”.

 

Wszystko na nic. Rybki nadal

Umierają bez powodu.

Zupełnie nie mogłem pojąć,

Jaki tego mógł być powód.

 

Wreszcie zupełnym przypadkiem

Udało mi się wyjaśnić,

Jaka jest przyczyna moru.

Dzisiaj odkryłem to właśnie.

 

Od tygodnia goszczę w domu

Moją Mamę. Właśnie Ona

Przyjechała mnie odwiedzić

I zachowuje się jak… żona!

 

Nie chcąc być dla mnie „ciężarem”,

Żonie pomaga w czynnościach,

Byśmy Jej nie odczuwali

Jak uciążliwego gościa.

 

Pomagała przy sprzątaniu.

Myjąc przeszklony blat stołu

Spłukiwała brudną ścierkę

W akwarium, w moim pokoju!

 

Fifty – fifty

Dwa razy w jednym tygodniu

Uczestniczyłam w kolizjach.

W obydwu „ucierpiał” kufer.

Plajta nade mną zawisła.

 

Nie dlatego, że ja sama

Uszczerbku na zdrowiu doznałam,

Ale przez paradoks prawny

Zwrotu kosztów nie dostałam.

 

W obydwóch przypadkach miałam

Dokumentację wypadku:

Zdjęcia i opis zdarzenia

A nawet zeznania świadków.

 

Ubezpieczyciel pierwszego,

W kolejności zderzeń sprawcy,

Odmówił w całości wypłaty

Za straty z tytułu kraksy.

 

Bo…  pojawiły się  nowe

Uszkodzenia po zdarzeniu.

Jakie były te pierwotne,

Nie określi żadne gremium.

 

Drugi z ubezpieczycieli

Również płacić nie zamierza,

Bo było już  uszkodzone…

To ostateczna ich teza.

 

Jest szkoda, a nie ma winnych

Mimo, że mam ich polisy.

To paradoks? Niemożliwe!

Niesprawiedliwość aż krzyczy!

 

Pozostaje mi jedynie

Czekać, co Sąd na to powie.

Mam nadzieję, że za szkodę

Będą płacić po połowie.

Zadymiara

Nie jestem mistrzynią w kuchni

I nie da się tego ukryć.

Gotuję, bo przecież muszę,

Czasem też mięsko uduszę.

 

Nie wiem jak to się dzieje,

Ale prawie zawsze, kiedy

Smażę na patelni schabik,

To napytam sobie biedy.

 

Nic strasznego, ale potem

Wywietrzyć muszę mieszkanie,

Bo moje patelnie… dymią.

Wiele kasy tracę na nie,

I chyba co dwa tygodnie,

A czasami nawet częściej

Muszę niestety kupować

Nowe patelnie na mieście.

 

Moja Córcia – przedszkolaczek

Opowiedziała, że dzisiaj

Był u nich z wizytą strażak –

Tato Jej kolegi Zdzisia.

 

Opowiadał o swej pracy

I niebezpieczeństwie ognia,

Szczególnie wtedy, gdyby skądś

Dodatkowo wietrzyk powiał.

 

Już na koniec pan zapytał,

Co dzieciaki by zrobiły,

Gdyby dym lecący z okna

Swego domku zobaczyły.

 

Moja Córka – Rezolutka

Z uśmiechem odpowiedziała,

Że by się wpierw upewniła,

Czy to czasem nie jest mama,

Bo… wtedy na obiad by były

Kotlety, co się przypaliły.

 

 

Skrzyżowanie

Miałam pecha, gdy przedwczoraj

Do pracy rano jechałam

I na światłach sama jedna,

Bardzo długo stać musiałam.

 

Skrzyżowanie było puste,

Więc to do mnie ryło wydął

Jakiś menel, już pijany,

Żądał o datek na… piwo.

 

Wkurzona dałam złotówkę

Mówiąc mu, by się oddalił.

Spojrzał na monetę, na mnie

I w drzwiczki „z kopa” przywalił.

 

Potem jeszcze tą monetą

Przerysował mi bok auta.

A na odchodnym „milutko”

Złotóweczką mi… pomajtał.

Falstart

Awaria auta szefowej.

Że mieszkamy siebie blisko,

Proponowałem podwózkę –

Usłużne ze mnie chłopisko.

 

Już w trakcie jazdy do domu

Zadzwonił mój telefonik.

Byłem pewien, że to do mnie

Kurier z paczką właśnie dzwoni.

 

Czekałem właśnie przesyłki –

Prezentu dla mojej Żony,

Więc odebrałem „na głośno”

Na jeździe bardzo skupiony.

 

To wcale nie dzwonił kurier,

Ale pani personalna

Z firmy, gdzie aplikowałem

O pracę już od dość dawna.

 

Przedstawiła się „firmowo”

I w krótkich, uprzejmych słowach

Poinformowała grzecznie

Że spotkała mnie… odmowa.

 

Milczałem do końca jazdy.

Pasażerka też ucichła.

Ciekaw jestem, czy od jutra

Nie będzie w pracy… powikłań.

„Au revoir” Francjo!

Kupiłem niedawno auto –

Nówkę jeszcze na gwarancji.

Planowałem na wakacje

Wyjazd rodzinny do Francji.

 

Nabyłem je z ogłoszenia,

Więc chroniąc się przed z kosztami

Postanowiłem zbadać, czy

Za granicą nie nawali.

 

Fachman – serwisant ocenił,

Że jeszcze w aucie nic złego

Się nie dzieje, lecz mam jeszcze

Przed rajzą trafić do niego.

 

Naprawi w ramach gwarancji

Wszystkie wykryte usterki.

Nic nie zapłacę – gwarancja.-

Zresztą koszt nie będzie wielki.

 

Co najmniej przez miesiąc mogę

Jeździć po mieście bez strachu;

Na gwarancji pojazd jeszcze!

Spoko, żadnego obciachu!

 

Dwa dni później byłem z dziećmi

Na wycieczce w Ciechocinku.

Tężnie, solanka, baseny…

Zaparkowałem na rynku.

 

Po dwóch godzinach zwiedzania

Wracam do auta zmęczony.

Wsiadłem i odpalam auto…

A w nim… moduł nawalony!

 

Awarię sygnalizuje

Czerwona lampka w kokpicie,

Że przepustnica nie działa!

Parszywe kierowcy życie…

 

Do domu pięć godzin jazdy.

Ciechocinek przepełniony.

Dzwonię po pomoc drogową

I oczywiście do Żony.

 

Auto oddałem w Toruniu

Do gwarancyjnej naprawy.

Tam stwierdzono, że już wcześniej

Były usterek objawy.

 

Długo muszę czekać na to,

Żeby serwis  na gwarancji

Wszystkie usterki naprawił.

„Au revoir” – rzekłem Francji…