Oj ciężko…

Po ciężkich przejściach życiowych

Siostrzyczka sobie nie radzi.

Walczy z depresją… jedzeniem!

Utyła, nie starcza wagi.

 

Zaprosiłam Ją do siebie,

Żeby milutko ugościć

I w ciężkim dla Niej okresie

Zażyła luzu, miłości.

 

Już po tygodniu widziałam,

Że pobyt u mnie Jej służy.

Nie przeczułam, że sielankę

Cośkolwiek może wnet zburzyć.

 

Robiłam obiad, a dzieci

Oglądały program w TV.

Było cicho i rodzinnie,

Wszyscy czuli się szczęśliwi.

 

To był program przyrodniczy

Z ZOO transmitowany.

W tle widać było dwa piękne,

Dorosłe… hipopotamy.

 

Słychać było głos lektora:

„A teraz pokazać Wam trzeba

Największe zwierzę lądowe,

Którym jest”…

„To ciocia Ewa”-

Zawołały dzieci głośno.

Ewa tego nie słyszała,

Bo na spacer przedobiedni

Tak jak co dzień się udała.

Odruch

Żeby oszczędzić kasiorę

Przez cały weekend jeździłem.

Sam do nowego mieszkania.

Różne przedmioty zwoziłem.

 

Na fotelu pasażera

Układałem te drobiazgi.

To są delikatne rzeczy:

Figurki, książki, obrazki…

 

Musiałem na nie uważać.

Żeby im się coś nie stało,

Ręką je zabezpieczałem

Na przykład przy hamowaniu.

 

Nawet nie zauważyłem,

Że nie wiedząc wcale o tym

Wyrobiłem w sobie odruch

Ręką chronić te przedmioty.

 

Ten refleks zadziałał dzisiaj,

Kiedy do pracy jechałem.

Podwoziłem też kolegę

I nagle… gumę złapałem.

 

Zatrzęsło, huknęło, a ja

Jak ten jakiś lewy zboczek,

Odruchowo, nieświadomie

Uchwyciłem go za… krocze.

Nauczka

Znalazłem dziś na ulicy

Banknocik dwustuzłotowy.

Obejrzałem, wygładziłem…

Wyglądał pięknie jak nowy!

 

Kiedy go tylko podniosłem,

Podbiegł do mnie młody chłopak.

Powiedział, że to fałszywka,

A cała akcja to psota!

 

Bo akurat jego kumple

Mnie nagrali dla kawału,

Jak się schylam mimo brzucha

I … nie dostałem zawału!

 

Wkurzony rzuciłem w niego

Tym banknotem. Nie trafiłem.

Zapytałem w jaki sposób

Dla nich krotochwilny byłem.

 

Młody odparł: „Ano taki,

Że żadnej kamery nie było,

A ten banknot jest prawdziwy

I… to nam się pofarciło…”!

 

Mieli refleks, trzeba przyznać.

Dałem się im wyrolować.

Na przyszłość będę pamiętać,

By nie oglądać, lecz… schować.

 

Chore bezrobocie

Staram się o fajną pracę.

A, że covid jest w natarciu,

To nikt nie chce dopuszczać

Do bezpośredniego kontaktu.

 

Miałem wczoraj drugi etap

Rozmowy chyba finalnej.

Świetnie się dla mnie toczyła,

Choć odbywała się… zdalnie.

 

Byłem pewien, że ta forma

Jest dla mnie bardziej życzliwa,

No bo mniej się stresowałem,

Niż to w „cztery oczy” bywa.

 

Wtedy nagle usłyszałem

Podniesiony głos mej matki

Trzymającej w obu rękach

Jakieś koszulki i gatki.

 

Rozpaczliwie Jej dawałem

Znaki, żeby nie krzyczała,

Ale Ona nakręcona

Na nic nie reagowała.

 

Zauważyła tę Panią

Która mnie rekrutowała.

Myślała, że mnie podrywa,

Bo spotkanie umawiała.

 

Zaczęła ją krytykować,

Że nie wygląda najlepiej,

No i jest za stara dla mnie,

A ja to chyba… oślepłem!

 

Nim zdołałem uspokoić

Moją mamę w tych zapędach,

Rekruterka sesję ze mną

Zdążyła gwałtownie przerwać.

 

Rozłączyła się po prostu.

Nadal pracy szukać muszę.

Tylko nie wiem, czy ja kogoś

Do spotkania ze mną zmuszę.

 

Nadal jestem bezrobotnym.

Nikt się  ze mną  na rozmowę

Bezpośrednią nie chce zgodzić,

Bo „coś mi padło na głowę”,

Lub „czasu dla pana nie mam”

Albo… w inny sposób ściemniał!

 

Wyjście awaryjne

W piątek miałam urodziny.

Dzieciaki się postarały

I, gdy jeszcze byłam w łóżku,

Śniadanko świeże podały.

 

Tak więc w obecności dzieci:

Czterolatka z Sześciolatką,

Zajadałam jajecznicę

Popijając mleczną kawką.

 

Jajka nieomal surowe

Z zimnym masłem rozmieszane.

Zamiast chleba albo bułki

Wczorajsze gofry podane.

 

Udałam, że mi smakuje

Śniadanko urodzinowe,

Więc dzieciaki chciały jeszcze

Podać dania… obiadowe.

 

Ledwo przeżyłam śniadanie.

Zgodzić się na to nie mogłam,

Żeby te dwie Małolatki

Ugotowały swój obiad!

 

Mąż, gdy zjadłby choćby kąsek,

Nie przeżyłby Ich obiadku.

Żeby zapobiec tragedii,

To obiad zjemy u… dziadków.

Mandat

Jechałem do domu z dzieckiem.

Zawsze wożę swą Dwulatkę

W przepisowym foteliku,

W pasach na tylnej kanapce.

 

Zmorą dla mnie podczas jazdy

Były krzyki mej córeczki,

Bo nudziła się okropnie,

Więc „brałem” Ją… z innej beczki.

 

Często, gęsto udawałem,

Że przez telefon gadamy.

Słuchawkę zastępowałem

Przeróżnymi gadżetami.

 

Najczęściej była to czarna,

Ręczna do okien skrobaczka,

A córeczka miast słuchawki

Trzymała w rączce… gryzaczka.

 

Pech chciał, że staliśmy w korku.

Coś się stało gdzieś przed nami.

Nie było żadnych szans, żeby

Jechać dalej objazdami.

 

Żeby zająć czymś córeczkę

Sięgnąłem czarną skrobaczkę

I „zadzwoniłem” do dziecka,

By czymś zająć małą płaczkę.

 

Chwilę tylko „gadaliśmy”,

Bo policjant mnie wyhaczył,

Kiedy w mej dłoni przy uchu

Czarny „telefon” zobaczył.

 

Zaraz kazał zjechać na bok.

Nie chciał słuchać tłumaczenia,

Tylko dwie stówy mandatu

Wlepił mi do zapłacenia.

 

A do tego punkty karne.

Nie za dużo, tylko piątkę

Za „rozmowę” przez skrobaczkę

Z moim malutkim dziewczątkiem.

Wziąć na chatę…

Jestem z dziewczyną od roku.

Kocham i jestem kochany.

Chciałbym spróbować wprowadzić

W naszym związku ważne zmiany.

 

Po prostu chcę z Nią zamieszkać

I w nocy mieć obok siebie.

Mam przecież własne mieszkanie,

W nim byłoby nam jak w niebie!

 

Kupiłem więc czekoladki

I napisałem Pieszczoszce

Na czerwonym karteluszku:

Słowa zawarte w tej strofce:

 

„Jeżeli Ty tylko zechcesz,

To Twe będzie me mieszkanie.”

Popatrzyła pytająco,

Czy… ofiaruję je dla Niej?

 

Nim wyjaśniłem mój zamiar,

Rzekła: „To tak proste nie jest,

Bo jak ja tutaj zamieszkam,

To, gdzie się wtedy podziejesz”?

 

Logicznie?

Synek wczoraj nie był w szkole.

W domach inni też zostali.

Mówił, że była zamknięta,

Bo klasy ozonowali.

 

Z powodu pandemii właśnie

Dezynfekcja jest konieczna.

Tak mu powiedzieli kumple,

A to bujda była niecna.

 

Moja żona to sprawdziła

I prawda, tak jak oliwa,

Znowu na wierzch wypłynęła.

To zmyłka w cieniu „covida”!

 

Była wnerwiona na syna

Że jest aż tak bezkrytyczny

Że uwierzyłby we wszystko,

Co powie jakiś ulicznik.

 

Chłopak, aż się naburmuszył

I odparował od razu:

„A Ty niby jesteś lepsza?

Masz w tym kilka latek stażu.

Tata ciągle Ci powtarza,

Że wyglądasz bardzo ślicznie,

A ty we wszystko to wierzysz.

Przecież to jest… nielogiczne”!

Czy może być?

Już dwa tygodnie się męczę

Z nieustępliwą biegunką.

Dziwne, bo rozwolnienia

Zwykle trwają dosyć krótko.

 

Co zjadam, to „lecę” oddać.

Teraz praktycznie nic nie jem,

Bo brzuch boli nieustannie.

Wiem, że dobrze ze mną nie jest.

 

Ale łykam witaminki,

Smectę, węgiel, probiotyki,

Żeby się nie wyjałowić,

No i nie ze**ać się przy kimś.

 

Osiągam stabilizację

I „hoduję” ten stan rzeczy.

A przecież nie jestem głupia,

Choć trudno temu zaprzeczyć.

 

Bo „sra**ka to nic miłego.

Kto ją miał, ten mi przytaknie.

Ale dla mnie to okazja

Na spełnienie moich… pragnień!

 

Dziwne? Nie. Bo jestem gruba.

Próbowałam wiele razy

Różnych diet i specyfików,

Ale „cud” mi się nie zdarzył.

 

„Schodziło” ze mnie trzy kilo

I koniec, nie „chciało” więcej.

Ćwiczenia nie pomagały,

Nawet te trudne, najcięższe.

 

Pracowałam też fizycznie

Przy transporcie, na budowach.

Ale to mi w żaden sposób

Nie dało wrócić do zdrowia.

 

I dlatego liczę na to,

Że biegunka mi pomoże

Uzyskać normalną wagę…

Czy może być jeszcze gorzej?

 

Wystawa

Byłam z mężem na zakupach

Chciałam kupić szafkę. Białą.

Wybrałam wreszcie „tę dla mnie”.

Wtem… sikać mi się zachciało.

 

Szybciutko, jak tylko mogłam,

Pobiegłam do toalety.

Żeby tylko nie… popuścić,

Bo to byłby wstyd, niestety.

 

Zamknęłam drzwi. Usiadłam!

Ulgę cholerną poczułam.

Jeszcze chwila i… Nie będę

Opowiadać o szczegółach.

 

Dopiero po dłuższej chwili

Zdałam sobie z tego sprawę,

Że to nie był zwykły szalet,

Lecz… witryna na wystawie.