Stalking

Wczoraj poznałam faceta

Na ulicy, tak zwyczajnie.

Fajny koleś, a ja przy Nim

Też czułam się bardzo fajnie.

 

On od razu mnie zaprosił

Na randkę do znanej knajpy.

Obiecał, że na kolację

Będzie bardzo pyszny… karpik.

 

Wiedział czym może mnie skusić,

Bo wcześniej mu powiedziałam

Co lubię, czego nie znoszę,

Choć jeszcze mało Go znałam.

 

Sam wyznaczył, gdzie będziemy

Kosztować to pyszne danie.

Ustalił też, kiedy musi

Odbyć się nasze spotkanie.

 

Pomyślałam, że to dziwne,

Lecz dla spokoju świętego

Zgodziłam się na warunki

Pana zapraszającego.

 

Już po dziesięciu minutach

Zauważyłam, że z kąta

Jakaś pani swym jestestwem

Jego uwagę zaprząta!

 

Zrozumiałam co jest grane.

Myślałam, że będzie miło,

A on ściągnął mnie tu po to,

Żeby stalkować swą „byłą”.

 

„Pierwsze koty”…

W pierwszym dniu pierwszej pracy

Rozpocząłem okres próbny.

Nie przypuszczałem, że będzie

To dla mnie też dzionek zgubny!

 

W sklepie z odzieżą zacząłem

Karierę sprzedawcy ciuchów.

Tu są też czapki, berety

I duża kolekcja butów.

 

Pierwsi klienci dziś weszli –

Obaj tędzy – facet z synkiem.

Przeprosiłem, że podejdę

Do nich dosłownie za chwilkę.

 

Już od drzwi do mnie wołali:

„Gdzie gustowne buty trzymasz”?

Zapytałem więc uprzejmie:

„Dla Tatusia, czy dla Syna”?

 

Odpowiedź była wrzaskliwa:

„Dla mnie i dla córki mojej,

Bo przecie jestem kobitą,

A ty jesteś… zwykły gnojek”!

 

Nie muszę chyba wyjaśniać

Że chciałem rzucić tę pracę.

Zajście nie było fortunne.

Czy będą lepsze? Zobaczę!

Krokomierz

Mama mi się poskarżyła,

Że „krokomierz” w Jej smartfonie

Jest kompletnie do niczego,

Oszukuje Ją… świadomie!

 

Pokazuje jej codziennie

Tylko dystansu ułamek,

A na pewno chodzi więcej,

Niż na  to, wskazują dane.

 

Dziś dla próby chodziliśmy

Drogą polną, dosyć krętą.

Gdy wróciliśmy, przed domem

Prosiłem Ją o …telefon.

 

Na co Ona dość zdziwiona:

„On leży na szafce w domu,

Bo gdy idę z psem na spacer,

Nie zabieram telefonu”.

 

 

Halo, pomyłka…

Nie wiem z jakiej to przyczyny,

Aż przez trzy doby cierpiałam

Na biegunkę bakteryjną.

W życiu tak nie chorowałam!

 

Nie był to pierwszy mój rozstrój,

Więc sama wzięłam  lekarstwa.

Przedtem brzuch mnie czasem bolał,

Ale na skutek… „obżarstwa”.

 

Teraz nic nie pomagało.

Czułam się wciąż coraz gorzej.

Musiałam szukać pomocy.

Ale gdzie? O nocnej porze?

 

Teraz „lekarstwem” na wszystko

Jest kontakt telefoniczny.

Siostra dała mi swój numer

Do lekarza specjalisty.

 

Zadzwoniłam i bez wstępu

Omówiłam co mnie boli.

On chwilę cierpliwie słuchał,

Wreszcie wybuchnął chocholim

Śmiechem, że aż mną zatrzęsło.

Potem usłyszałam wreszcie:

Współczuję, że cię spotkało

Dość krępujące nieszczęście.

Lecz ma specjalność to… pralki.

A w tym przypadku, tak czuję,

Że przez telefon uszczelki

W twym „spuście” nie zamontuję”.

 

Doceniam refleks rozmówcy,

Gdyż to ja tu „dałam ciała”.

Po prostu zdenerwowana

Zły numer wtedy wybrałam.

 

 

„Kariera”

Miesiąc, co nareszcie minął,

Nie był dla mnie zbyt szczęśliwy.

Zostałem zwolniony z pracy,

Bo byłem aż nazbyt… chciwy

I nie zgodziłem się żeby

Obniżono moją pensję.

Przecież byłbym narażony

Na mizerną egzystencję!

 

Potem rzuciła mnie żona

Po sześciu latach małżeństwa.

Bank odmówił mi kredytu,

A to nie koniec szaleństwa,

Bo nawalił mi samochód.

Lecz to klęska nieostatnia,

Bo samochód to już złom.

Słowem… finansowa matnia!

 

Zatem w wieku lat trzydziestu

Zostałem bez pracy, kasy,

Samochodu i… kobiety.

A na zwieńczenie złej passy

Musiałem jak w najgorszym kiczu

Podkulić ogon pod siebie

I… zamieszkać u rodziców!

 

Poprawka

Zostałam nagle bez pracy.

Musiałam poszukać nowej.

Żeby zwiększyć swoje szanse

Musiałam działać… „sposobem”.

 

CV trzeba było zmienić,

Aby być konkurencyjną,

Inaczej na wolne miejsce

To innych do pracy przyjmą.

 

Pokazałam CV mamie,

Potem swemu chłopakowi

I na koniec Mariuszowi –

Swemu dobremu kumplowi.

 

Zgłosili drobną uwagę

Mówiąc mi, że szanse zwiększę,

Jeżeli usunę z CV

Swoje „dowodowe” zdjęcie.

 

Ale kino!

Do tej pory wszystkie filmy

Tylko w kinie oglądałam,

Ale teraz coraz częściej

Z chamstwem do czynienia miałam.

 

Tych prawdziwych kinomanów.

Coraz trudniej można spotkać.

Niedługo będzie to rzadkość

Jak wygrana w Totolotka!

Bo najczęściej na seanse

Przychodzą… popcornu głodni.

Gryzą go i komentują.

Siadałam daleko od nich.

Ale teraz jest ich tylu,

Że trudno mi znaleźć miejsce,

Gdzie odgłosy tych zachowań

Będą możliwie najmniejsze.

Zdecydowaliśmy z mężem,

Że z kina zrezygnujemy.

I projektor, by mieć kino,

Do domu sobie fundniemy.

 

Zakup był wręcz wyśmienity.

W czasie projekcji jest spokój.

Kawka, ciacho, duży obraz…

Sala kinowa – nasz pokój!!!

W oknach salonu roletki.

Komfort ma być tak jak w kinie.

Nawet najmniejszy szczególik

Sprzed oczu widza nie zginie.

 

Przez jakiś czas mój małżonek

Z cichym zamiarem się „nosił”,

I wreszcie na wspólny seans

Swoich rodziców zaprosił.

Przygotował na ten wieczór

Western, romans i kryminał,

Lecz teściowej nie pasował

Potrójny wybór Jej Syna.

Uparła się, że to ma być

Horror – tylko i wyłącznie…

Nikt nie chciał kłótni. Mieliśmy.

Może wreszcie coś Nią wstrząśnie?

 

W pewnej chwili była scena,

W której całkowicie, z nagła,

Nieoczekiwanie, naraz

W salonie ciemność zapadła.

Nawet kot, który wraz z nami

Uczestniczył w tym seansie,

Przestraszył się tej ciemnicy

I, jak byłby w jakimś transie,

Skoczył prosto na… teściową!

Tak ona się przestraszyła,

Że zarwała ciężki fotel,

Bo sama też tęga była.

 

Nie byłaby jednak sobą,

Gdyby mnie nie oskarżyła,

Że ja uknułam ten spisek

Objazd

Mieszkamy w dość dużym mieście.

Nazwa jest tu bez znaczenia.

Ale zdradzę to, że u nas

Rządzi niepodzielnie… „Chemia”!

 

Ludzie nieźle zarabiają.

Widać to na każdym kroku.

Ponoć ponad dwa tysiące

Aut przybyło w zeszłym roku!

 

Ja z mężem też mamy auto.

Nie jest nówką, lecz na chodzie.

Jeździmy wszędzie, gdzie chcemy.

Zdarza się to prawie co dzień.

 

On prowadzi, ja „kieruję”,

Nie muszę mieć prawa jazdy.

Kierowanie jest trudniejsze,

Za kółkiem usiądzie… każdy.

 

Kiedyś niedaleko domu

Karambol blokował przejazd.

Nie było drogi do chaty.

Pojawiła się  nadzieja,

Gdy mąż stwierdził, że na pewno

Dotrze do domu objazdem,

Którym kiedyś często jeździł.

Przysięgał, że mówi prawdę!

 

Mimo mojej kontestacji

Uparł się i ruszyliśmy.

Wśród pól jechało się nieźle,

Ale gdy w las wjechaliśmy,

„Na amen” zakopał się w piach.

Koła ugrzęzły po osie.

W sypkim piasku buksowały

Jak motocykl w motocrossie.

 

Jednak, gdy „na amen” utknął,

To przyznał tym razem szczerze,

Że jeździł tędy dość często,

Ale tylko na… rowerze.

Bez kolejki

Ucieszyłem się, że teraz

Na „mej” stacji benzynowej

Dystrybutor „ściąga” forsę

Z mej karty bankomatowej.

 

Dzisiaj właśnie po raz pierwszy

Skorzystałem z możliwości,

Żeby nie czekać przy kasie

Przed uiszczeniem płatności.

 

Podjechałem. Zapłaciłem

Kartą całe dwie stóweczki,

Po czym wsiadłem, odjechałem

Zadowolony i rześki.

 

Że nie pobrałem paliwa,

Wtedy się zorientowałem,

Kiedy lampka zamrugała,

Że w baku „rezerwę” miałem.

 

No i cóż musiałem zrobić?

Zawróciłem znów na stację

I bez poprzedniej „uciechy”

Powtórzyłem „operację”.

 

Za to, że za pierwszym razem

Oszczędziłem  czas w kolejce,

Byłem zmuszony zawrócić,

Co skomplikowało wielce

Mój rozkład czasu w tym dniu

I moje sprawy prywatne.

Znów się sprawdziło przysłowie,

Że niestety „Gapne-płatne”.