Singielka

Jestem samotna. To przykre.

Staram się na wsze sposoby,

Żeby zapoznać chłopaka

I tylko dla siebie Go „złowić”.

 

Jakoś nie mam tyle szczęścia,

By poznać kogoś fajnego.

Zawsze trafia mi się „łowca”

Polujący „na jednego”.

 

Wiecie, co tu mam na myśli.

On nawet z tym się nie kryje,

Ze to jest sport dla… dorosłych

I nieźle mu się z tym żyje.

 

I tak żyłam w samotności,

Czas mijał nieubłaganie.

Poszłam kiedyś do znajomych

A nuż coś się wreszcie stanie?

 

Towarzystwo w moim wieku

Bawiło się na domówce.

Było gwarno i wesoło,

Jak zwykle bywa przy wódce

Takiej swojskiej, nie z Polmosu.

Częstowali, więc przepijam…

Było dziewiętnaście osób:

Dziewięć stałych już par i… ja!

Pojemnik

Miałam się za okaz zdrowia.

Ale kiedyś niespodzianie

Poczułam ucisk w żołądku

I napór na… wypróżnianie.

 

Byłam z chłopcem na spacerze,

A że mieszkał niedaleko,

Zabrał mnie do swego domu,

By otoczyć mnie  opieką.

 

Od razu siadłam na kiblu,

Lecz czułam, że mnie mdli jeszcze.

„Kaziu! Daj mi szybko miskę”,

Poprzez zamknięte drzwi wrzeszczę.

 

Dopiero w trakcie wymiotów

Zauważyłam co przyniósł:

On mi podał zamiast miski

Zwykły… durszlak z aluminium!

 

Koszula

Moja córeczka, przedszkolak,

Bardzo lubi mi pomagać,

Choć pewnych rzeczy od Niej

Nie można jeszcze wymagać.

 

Muszę Ją ciągle pilnować,

Żeby krzywdy nie zrobiła

Przede wszystkim sobie samej

I w domu też nie broiła.

 

Wystarczyło Jej pięć minut,

Żeby moja sprytna Mała

Chwilkę mej nieobecności

Przemyślnie wykorzystała.

 

Jakimś cudem wtyczkę sznura

Od domowego żelazka

Wetknęła, chociaż to trudne,

Do elektrycznego gniazdka.

 

Jak podłączyła żelazko,

Potem deskę wzięła z kątka

I… prasowała sumiennie

Swe niewymowne… gaciątka.

 

Gdy żelazko się rozgrzało

Wzięła mą nocną koszulę

I zaczęła ją prasować

Bardzo delikatnie, czule.

 

Jednak zamiast zwykłej deski

Miała swoją, plastikową.

Wszystko więc się posklejało…

Teraz mam koszulę nową!

Wesele

Na tydzień przed naszym ślubem

Ustaliłam z narzeczonym,

Że wieczory kawalerskie

Są czymś głupim i chybionym.

Woleliśmy ten czas spędzić

Wyłącznie we dwoje, razem.

Zrobię wystawną kolację,

Nawet może coś usmażę…

 

Około ósmej wieczorem,

Gdy szykowałam kotlety,

Przyszli po niego kumple,

By zabrać go na… balety.

On oczywiście odmawiał,

Nie chciał mnie samej zostawić.

Jednak ja go przekonałam,

By dobrze z nimi się bawił,

A ja… jakoś spędzę wieczór

I nie będę się nudziła.

Zaproszę swe koleżanki,

W klubie będę się bawiła.

 

On z kumplami, ja samotna,

Bo dziewczyny przyjść nie mogły,

Siedziałam smętnie przy barze

Myśląc „jaki ten świat podły”…

Gdy już nieźle miałam w czubie,

Podchodziłam do stolików

Nawiązując znajomości

Wśród pijących biesiadników.

 

Tydzień później nadszedł wreszcie

Upragniony Dzień Zaślubin.

Wtedy, już po ceremonii,

Zaczęłam się trochę… gubić.

 

Nagle zaczęli podchodzić

Z życzeniami ludzie obcy,

Absolutnie mi nieznani.

Myślałam, że to czyjś… dowcip!

Nie mieliśmy pojęcia jak,

Albo w jaki inny sposób

Znalazło się dodatkowo

Około dwadzieścia osób!

 

Po kilku rozmowach z nimi

Zrozumiałam, że ja byłam

Nieznaną dla nich osobą,

Która ich tu… zaprosiła.

Wtedy w barze na „panieńskim”

Doznałam od nich tak wiele

Życzliwości i serducha,

Że sprosiłam na wesele,

Lecz zapomniałam o miejscach!

Kiedy wspomnę, nawet teraz

Głupio mi, że tak się stało…

I wstydzę się jak… cholera!

 

 

Paragon

Byłem w aptece po leki.

Na chrypę jakieś drobiazgi

Na kartce miałem spisane,

Żebym nie zapomniał nazwy.

 

Dość długo stałem w kolejce,

Gdyż nie tylko u nas w domu

Jesienna słota i wiatry

Są źródłem… tych samych chorób.

 

Pani w białym fartuchu

Miło mnie obsłużyła.

Leki razem z paragonem

Do reklamówki wrzuciła.

 

Wróciłem do domu. Ale

Miałem w garażu robotę.

W kuchni zostawiłem torbę.

Rozliczę się z żoną potem.

 

Gdy wróciłem, to zastałem

W kuchni Żonę bardzo wściekłą.

Posądziła mnie o… zdradę!

Zrobiła mi w domu piekło!

 

Co się stało? I dlaczego

O niewierność oskarżyła?

Bo w aptece „biała pani”

Paragony… pomyliła.

 

Dostałem odcinek pana,

Który kupował przede mną

Te same lekarstwa co ja.

„Gumki” też nabył. Na pewno!

 

„Nie kupowałem tych środków –

Tak uzasadniałem żonie –

Przecież ich nie stosujemy”.

Na to Ona: „Z nami… koniec!

Nie przypuszczałam, że będę

Żoną aż takiej  kanalii”!

Trzasnęła drzwiami i poszła

Popłakana do sypialni.

 

Nagle do mnie dotarło, że

Mam jeszcze dowód w kieszeni

Na to, ile zapłaciłem

I on może wszystko zmienić.

To potwierdzenie zapłaty

Z aptecznego terminala,

Że zapłaciłem w aptece

Kwotę mniejszą o… „piątala” !

Tyle właśnie kosztowała

Paczka prezerwatyw „Durex”,

Które znalazła ma żona

I teraz tak lamentuje.

 

Pogodziliśmy się z żoną.

Nie odniosłem „wrednych” gumek.

Teraz mamy do „tych rzeczy”

Bez

Moi najbliżsi mi kumple

Wyszykowali przyjęcie

Na okoliczność skończenia

Mojej pracy magisterskiej.

 

Pracowałem nad nią ciężko

Przez ostatnie pięć miesięcy.

Jeszcze tylko jej obrona

Musi magisterium zwieńczyć.

 

Zabawa miała się zacząć

Dziś w barku akademika.

Nie było kasy, by nająć

Choćby jednego muzyka.

Dlatego jeden z kolegów

Wziął mi z pokoju laptopa

A kiedy zbiegał ze schodów,

Podwinęła mu się stopa

I roztrzaskał go drobne.

A tam była moja praca!

Zamiast fety, była stypa.

Do dziś mam wielkiego kaca.

 

Wniosek na koniec wypowiem:

Róbcie kopie zapasowe!!!

 

Jedyne wolne…

Spałem bardzo krótko w nocy.

Wstałem zmęczony i senny.

Rano wsiadłem do tramwaju.

To dalszy ciąg mej gehenny.

 

Jak zwykle jechałem do szkoły.

Jak zwykle tłoczno w tramwaju.

Jak zwykle nie ma gdzie usiąść,

Jak zwykle pijaków paru…

 

Przeciskam się przez te „tłumy”.

Patrzę i oczom nie wierzę;

Wolne miejsce jest tuż przy mnie,

Toż to dla mnie ekstra prezent!

 

Zadowolony usiadłem.

A, że byłem bardzo senny,

Nawet dziesięć minut drzemki

To dla mnie relaks bezcenny.

 

Wnet zrobiło mi się… mokro,

A jednocześnie poczułem

Zapaszek, który w wucetach

W nozdrza bezlitośnie kłuje.

 

Na przystanku, gdzie ja wsiadłem,

Wysiadł żul, co przed momentem

Zeszczał się właśnie w tym miejscu;

To dlatego niezajęte…

 

Pechowiec

Mój facet dba o kondycję.

Ciągle chodzi na siłownię,

Lecz karnet sobie kupuje

Tylko na cztery tygodnie.

 

Wkurza mnie to, bo on traci

Kupę forsy, gdyż miesięcznie

Płaci dwukrotnie drożej

Za samo na „siłkę” wejście.

 

Na te moje zastrzeżenia

Ma zawsze ripostę stałą:

Kiedyś kupił roczny bilet,

Bo taniej się wydawało.

 

Miesiąc później miał wypadek,

Gdy w górach jeździł na nartach.

Krótko się nim posługiwał,

Bo tylko przez jeden kwartał.

 

Uważałam, że przesadza.

W życiu potrzebny optymizm.

Kupiłam Mu roczny karnet

W prezencie na urodziny.

 

Nim choć raz go wykorzystał,

Nie ominął Go jak zwykle

Pech, gdyż  na przejściu dla pieszych

Miał kolizję z… motocyklem!

Skomentował…

Tak się stało, że ostatnio

Dość często przebywam w barze,

Nie po to, żeby chlać piwo,

Ale… wkrótce się okaże.

 

Czynię tak, bo stać mnie na to,

Gdyż czasu mam nazbyt wiele.

Gawędzę o swej przyszłości

Z przyjaznym mi właścicielem.

 

To dla mnie dobra znajomość

Bo On, może już niedługo,

Będzie moim pryncypałem,

A ja jego płatnym sługą.

 

On też chyba mnie polubił

I obiecał, że mnie weźmie

Do pracy w tym swoim barze,

Lecz ponaglać Jego nie śmiem.

 

Dziś wpuścił mnie do kantorka,

A tam dużo zdjęć na ścianach.

Na jednym z wielu Właściciel –

Wyglądający jak amant.

 

Zauważyłem też inne

Zdjęcie troszeczkę głupawe,

I właśnie ono przez chwilę

Przykuło moją uwagę.

 

Skomentowałem, że kucharz

Wygląda jak transwestyta

Który choruje na hifa,

Albo co najmniej na syfa,

Bo zrobił kretyńską minę,

Kaczy dzióbek, buzię płaską.

W ogóle jest jakiś dziwny

I wygląda… dość pedalsko.

 

W odpowiedzi usłyszałem

Rozdrażniony głos zza biurka:

„Zamknij wreszcie swą jadaczkę,

Bo to właśnie… moja córka”!

 

Żwirek

Oglądaliśmy dziś  z siostrą

Fajny film w telewizorze.

Bardzo rzadko to się zdarza.

Wolę bawić się na dworze.

 

Dziś padało, więc siedziałem

W domu na obiad czekając.

Mama gotowała w kuchni.

Było nudno, mokro, szaro.

 

Siostra siedząc na kanapie

Miała miskę na kolanach,

Ale pustą, bo już popcorn

Udało nam się „wyszamać”[1].

 

Miska była opróżniona,

Ale na pustym dnie jeszcze

Kilka  kawałków popcornu

Ślinianki smakowe… łechcze.

 

Z wielką radością je zjadłem.

Nigdy nie zapomnę smaku

Tego… zużytego żwirku,

Kociego „afrodyzjaku”!

 

Siostra podniosła z podłogi

Żwirku tych kilka drobinek

I wrzuciła je do miski

Zamiast je po prostu… wymieść.

[1] szamać – pot. jeść