Imię…

Chodzę z fajowym chłopakiem.

Grzeczny, dobrze ułożony.

Widzę w Nim samiutkie plusy,

Siebie… w roli Jego żony!

 

No i stało się! Nareszcie

Przygotował piękną mowę,

A w scenerii jak z romansu

Sam wyglądał  tak jak model!

 

Oświadczył mi się nareszcie.

A ja zamiast „oddać rękę”

Urządziłam mu w rewanżu

Zazdrości ogromną scenkę.

 

To nie były fanaberie

Tylko istotne przyczyny:

Zwrócił się do mnie trzy razy

Imieniem… byłej dziewczyny!

 

Bez reszty

Serwisuję parkometry.

Widziałem wiele sposobów

Oszukania, by nie płacić,

Lecz nigdy jeszcze na odwrót.

 

Do tej pory raz tak było,

Że … banknotem zapłacono.

Kilkukrotnie złożonego

W otwór dla monet wtłoczono.

 

Parkomat zablokowany.

Dla kierowców kłopot duży,

Bo „najbliższy” dość daleko.

Niejeden na to się wkurzył!

 

Nie mogę tego zrozumieć

Kto mógł mieć bezwzględny zamiar,

Żeby akurat w tym miejscu

Wybrać miejsce parkowania.

 

Ale wiem, że egzystencja

Upływa jemu „na plusie”,

Bo banknot dwustuzłotowy

Nie koreluje z „centusiem”.

 

Młodzik

Kupiłam raz okazyjnie

Aż dwie pary czarnych spodni.

W sklepie już je przymierzyłam,

Choć tam nie było wygodnie.

 

Jedne z nich były za luźne.

Te drugie, choć dosyć ciasne,

Kupiłam z mocnym zamiarem,

Że skończę z jedzeniem ciastek!

 

Jakiś czas potem przymierzam

I… wciągnęłam. Hurra! Schudłam!

Bardzo mnie to ucieszyło.

Nareszcie jestem już … szczupła!

 

Niestety! Okazało się,

Że to były nie te spodnie,

Co miały być obszerniejsze.

W dodatku są już niemodne!

 

To były portki ojczulka,

W których dawno już nie chodzi,

Bo zeszczuplał z dziesięć kilo.

Teraz wygląda jak młodzik.

 

Pieczyste

Kilka lat temu to było.

Moja Żona jechać miała

Na swą pierwszą delegację,

Gdy ta tragedia się stała.

 

Mnie przytrafił się wypadek,

Co nie skończył się „na guzku”,

Lecz na połamanych nogach

Oraz inwalidzkim wózku.

 

W tej sytuacji nie chciała

Mnie aż na tydzień zostawić,

Lecz wymogłem, by jechała.

Ja nie będę się mazgaić!

 

Nie mamy dzieci. Z pewnością

Dam sobie radę samemu.

Ona przez to, że wyjedzie,

Uniknie w pracy problemów.

 

Pojechała. Ja zostałem.

Odpowiedzialnie, świadomie.

Pierwsze dwa dni spokojne,

W trzecim… poparzyłem dłonie!

 

Chciałem na obiad… pieczyste.

Włączyłem „na full” piekarnik.

Przecież sam dam sobie radę,

I samemu się wykarmię!

 

Piekłem kurczaka w brytfannie.

Kiedy już był upieczony,

Założyłem rękawiczki –

Te „kuchenne” mojej żony.

 

Chwytam brytfankę za uszy…

Ból mnie uderzył gwałtownie

I w żaden sposób nie mogłem

Naczynia z pieczystym podnieść!

 

To był mój kompletny dramat.

Byłem w rękawicach żony

I nagle, nie wiedzieć czemu

Wyję z bólu poparzony!

 

Potem sobie przypomniałem,

(Tej prawdy wreszcie dociekłem)

Że Żona miała też „łapki”

Chroniące dłonie przed ciepłem.

 

Wylądowałem w szpitalu.

Żonie nic nie powiedziałem,

Bo wstydziłem się, że w kuchni

Okazałem się …. bęcwałem.

 

 

Pępek świata

Najlepszy mój kumpel wyrwał

Naprawdę ładną dziewczynę.

To typ wyniosłej księżniczki –

Każdy Jej uległość winien.

 

Rozpieszczona niebywale.

Wszystko dla niej się należy.

Nie liczy się z niczym, z nikim.

Nie zna  pojęcia „partnerzy”.

 

Po paru tygodniach, kiedy

Wciąż był zafascynowany,
Poradziłem, żeby sprawdził,

Jakie na przyszłość  ma plany.

 

Uważałem, że panienka

Jedynie na Nim żeruje.

Ale obraził się twierdząc,

Że to zazdrość mną kieruje.

 

Wczoraj było wręcz upalnie.

Dzień wcześniej przyjął szczepienie,

A mimo to Go zmusiła,

Żeby wniósł Ją na wzniesienie.

 

Siadła na nim „na barana”.

Kiedy był w połowie drogi

Poczuł się słabo i nagle

Odmówiły pracy nogi!

 

Po chwili stracił przytomność.

Nie przejęła się tym wcale,

Darła się, że to przez Niego

Zmęczyła się w tym upale!

 

A poza tym wstyd jej przyniósł

Że okazał się mięczakiem.

I nie będzie się spotykać\

Z takim jak on zdechlakiem!

 

Zrozumiał, że to nie zazdrość

Kierowała mym postępkiem,

Tylko by ją zdemaskować,

Że nie jest już świata pępkiem.

 

Pech

Jechałem sobie spokojnie,

Gdy nagle ni stąd, ni z owąd

Wyskoczyła mi kobieta

Objuczona wielką torbą.

 

Lecz facet jadący za mną

Już nie zdążył wyhamować.

Wjechał z impetem w mój kufer.

Cały tył zgnieciony. Groza!

 

Spytałem kobietę, czemu

Nagle na jezdnię wtargnęła.

Tłumaczyła coś o pechu…

W ślepy zaułek zabrnęła.

 

Nareszcie dotarło do mnie

O co chodzi z tym gadaniem.

Ona w ostatniej już chwili

Uciekła, bo rusztowanie

Zajmowało cały chodnik

Od ściany aż do burtnika.

Ona musiała uskoczyć

Nagle, natychmiast, w trzy miga!

 

No, bo gdyby pod nim przeszła,

Przez „pecha”  mogłaby zginąć

Tak samo, jak by przelazła

Pod rozłożoną drabiną!!!

 

Stojąc słuchałem tych bredni

Zszokowany dokumentnie.

Przez takie bzdury, głupoty

Facet rozbity doszczętnie.

 

Aż popłakał się, gdy ujrzał

Straty nie z winy, lecz „pecha”,

Który Jego właśnie spotkał

Z winy drugiego człowieka.

 

Jak w bajce…

Znajoma rzuciła męża

Dla jakiegoś księcia z bajki.

Nie był bogaty ni piękny,

Ale… „wywoływał ciarki”!

 

A w dodatku był bez pracy

I … zadłużony po uszy.

Wszyscy Jej Go odradzali,

Lecz „miłości nic nie wzruszy”!

 

Bo On dla Niej miły, grzeczny.

Zupełnie inny niż mąż!

A w dodatku kochający

I seksu Mu mało wciąż!

 

Mąż jest ciągle przemęczony.

Po pracy tylko by leżał.

Jej Książę zawsze gotowy –

Jest kaseczka, jest impreza!

 

Nawet wzięła kredyt, żeby

Spłacić długi kochanego.

On miał zaraz znaleźć pracę,

Będzie bajka na całego!

 

A potem rozpacz, bo Książę

Po paru miesiącach zniknął,

Wpierw ogołocił mieszkanie,

A potem „żegnaj Marychno”!

 

Teraz jest sama z dzieciaczkiem.

Nie ma męża ani Księcia.

Do tego jest… nowa ciąża

I… dług nie do udźwignięcia.

 

Bardzo się dziwi, że mąż

Nie Jej chce wybaczyć zdrady.

Życie „jak w bajce” jest krótkie

I na to już nie ma rady”…

 

Nigdy…

Mam fajnego wujka, ale

Nadużywa wulgaryzmów.

Tato mówi, że to przejaw

Dość specjalnego… artyzmu.

 

Ma dwóch synów. A niestety

W domu wynosi się wiele,

Więc kuzyni tak jak ojciec

Klną. I to nawet w … niedzielę!

 

To słownictwo w Ich rodzinie

Nie jest zjawiskiem niezwykłym

Do tego stopnia, że dzieci

Do wulgaryzmów przywykły.

 

A wujek nawet się chwalił

I nam wszystkim opowiadał,

Że pięcioletni Kamilek

Sam odwalił niezły… kawał.

 

Kiedyś wuj musiał wyjść z domu.

Synuś spytał Go, „Gdzie jedzies”?

On: „Do tego ch**a  Muja;

Muszę spotkać się z tym pedziem”.

 

Pan B. to szef mego wujka.

Chłopiec wyprosił u taty,

By pojechać z Nim do bossa.

Z sobą „zabrał te klimaty”.

 

Gdy dojechali do szefa

I wysiedli z samochodu

Mały zobaczywszy bossa

Wyrwał się troszkę do przodu.

 

Szef pochylił się ku niemu.

Przywitać się z Nim miał zamiar

I zagaił „Cześć, Kamilku…

Podał dłoń do powitania

 

A Mały obydwie rączki

Za plecki gwałtownie schował

Z okrzykiem: „Ja ch**om nigdy,

Psenigdy rącki nie podam”!

 

 

„Znaleźne”

Wiem, że uczciwość popłaca.

Lecz trzeba uważać żeby,

Zachowując przyzwoitość

Nie napytać[1] sobie biedy.

 

Mój kolega znalazł portfel.

By go zwrócić „co do centa”

Podjechał pod adres, który

Znalazł w tychże dokumentach.

 

By nie robić zamieszania

I nie ujawnić znalazcy,

W skrzynkę na listy go wepchnął;

Otwór wąski, a więc na wcisk!

 

Gdzie tu „bieda napytana”?

Powód był wprost oczywisty:

Ten Uczciwiec własny portfel

Wepchnął w skrzyneczkę na listy!

 

 

[1] Napytać – przestarzale: sprowadzić, ściągnąć

Jamochłon

Po latach daremnych starań

Wreszcie się nam udało!

Jestem w ogromnych emocjach

Jakby rozum mi zabrało.

Chodzę jak w jakiejś gorączce.

Zachowuję się dziwacznie.

A co to dopiero będzie

Jak „mały” ruszać się zacznie?

 

Dałam mężowi do pracy,

Bo właśnie miał urodziny,

Na pyszne, drugie śniadanie…

Nie, nie, niczego z wędliny.

 

Hamburgera Mu zrobiłam!

Swojej roboty dwie buły,

Do tego kotlet „na ostro”

I dużo, dużo cebuli.

Dodałam kwaśny ogórek,

Majonez, ketchup z musztardą,

Sałatę świeżą, zieloną

No i dwa jaja na twardo.

 

Czekałam Jego powrotu

Ciekawa, czy niespodzianka

Sprawi Mu przyjemność w czasie

Urodzinowego Ranka.

 

A mąż? Wrócił obrażony

I, jak nie wiem co, wzburzony.

Nie miałam pojęcia dlaczego,

Więc spytałam o to Jego.

 

Jakoś wydukał, co było

Powodem tak dzikiej akcji.

Byłam zdruzgotana, kiedy

Wysłuchałam tej relacji.

 

A miało być tak odświętnie!

Byłam ciekawa szalenie!

No i dowiedziałam się, co

Spowodowało wzburzenie…

 

Najpierw pochwalił się kumplom,

Jaką ma kochaną żonę,

No bo dzisiejsze śniadanko

Jest specjalnie wymyślone.

 

Nie miałam pojęcia, dlaczego,

Ale zamiast majonezu

Dałam płyn do mycia naczyń,

A jak tylko On kęs przeżuł,

To hamburger spienił mu się

W ustach, że aż nosem poszło…

A jeden z kumpli wykrzyknął:

„Jezus, Maryja – jamochłon!