Ryzyko

Czekałam dziś na autobus,

Chociaż zwykle chodzę pieszo.

Dużo ludzi na przystanku.

Rankiem wszyscy gdzieś się spieszą.

 

Ja spieszyłam się do pracy.

Zdobyć miejsce trudna sprawa,

A jeszcze „ta psia pogoda”;

Kapuśniaczek zaczął padać.

 

Na zatłoczonym przystanku

Czekającej starszej pani

Wypadła z rąk portmonetka

I „grosiki” poleciały…!

 

Ludzie stali i w spokoju

Przyglądali się jak pani

Usiłuje zbierać „forsę”.

Nikt pomocą się nie splamił!

 

Podbiegłam bliżej, by pomóc.

Nim zebrałam kilka monet,

Przywaliła mi torebką

W twarz, bez uprzedzenia, w moment!

 

Jednocześnie mnie wyzwała

Od oszustek i złodziejek.

Autobus przyjechał, a ja

Nie wiedziałam, co się dzieje.

 

Potem się zorientowałam,

Że poważnie zamroczona

Zostałam przez pogotowie

Do szpitala odwieziona.

 

Skończyło się na dwóch sińcach

I szyciu łuku brwiowego.

Wyszło na to, że uprzejmość

To coś zbyt… niebezpiecznego.

 

Mandat

Wróciłem wczoraj do domu

Po pracy bardzo  zmęczony.

Nie mogłem wjechać, bo podjazd

Miałem znowu  zastawiony

Przez tego samego Forda.

 

Wkurzony tą recydywą

Zadzwoniłem po Straż Miejską

Z żądaniem, by w jednej chwili

Z parkującym tu kierowcą

Wreszcie porządek zrobili.

 

Wyszło na jaw, że to oni

Blokują podjazd mej chaty

Wtedy, gdy moim sąsiadom

„Wlepiają” za coś mandaty.

Psi sutener

Mam psa rzadkiej, ale bardzo

Cennej wśród hodowców rasy.

Jest jakby członkiem rodziny

I… dostarczycielem kasy.

 

Mamy dodatkowe wpływy,

Bo ma status rozpłodowca.

Kryje hodowlane suczki

I stąd dla nas niezła forsa.

 

Mamy za jego „starania”

Kasę na wiele wydatków.

Przyznaję, że dzięki niemu

Żyliśmy z żoną w… dostatku.

 

Kilka dni temu musiałem

Wyjechać z żoną pod Kraków,

Więc zostawiliśmy psiurę

Pod opiekę memu bratu.

 

Wystarczyły tylko dwa dni,

Żeby pies mu uciekł z domu.

Może ktoś ukradł championa,

Bo „przypadł do gustu” komuś?

 

Szukaliśmy, szukaliśmy,

Ale nigdzie go nie było.

Mnie i żonie ze zmartwienia

Siwych włosków też przybyło.

 

W końcu pieska znaleźliśmy

W stanie mocno utytłanym.

Nie wiem czemu nikt nie sprawdził,

Że pies był… zaczipowany.

 

Ale to jeszcze nie koniec

Nieodpowiedzialnych działań.

Pies został wykastrowany!!!

Weterynarz to patałach!

 

A do tego moja Gmina

Zażądała jeszcze kasy

Za wykonanie zabiegu.

„O tempora!”; co za czasy!

 

A ja do sądu nie pójdę,

Bo pies nie płacił podatków.

W braku przychodów on teraz

Przy nas będzie żył w dostatku.

Bezsenność w Sieci

Sprzedaję poprzez Internet

Własnej roboty produkty.

Niezłe ceny proponuję.

Nie mam charakteru kutwy.

 

Na Facebooku mam swą stronkę

I tam „łapią” mnie klienci.

Piszą do mnie, zamawiają.

Interes się nieźle kręci.

 

Ostatnio nieznana pani

W zamówieniu napisała,

Co zamierza u mnie kupić.

Potem jeszcze nadsyłała

W odstępach chyba kwadransów

Serię takich wiadomości:

-„Czemu mi nie odpisujesz”?

-„Czy może  chcesz mnie zezłościć”?

-„Bo kupię to w innym sklepie”!

-„Nie masz nawet za grosz taktu,

Bo ignorujesz klientów

Bezczelnym brakiem kontaktu”!

 

Potem jeszcze na mej stronie

Zamieściła takie treści:

-„Brak kontaktu ze sprzedawcą.

To w głowie mi się nie mieści,

Że nie da się nic zamówić!

Nie polecam. Kup gdzie indziej!!!

Nie daj nawet pięciu groszy

Zarobić tej głupiej pindzie”!

 

To wszystko byłoby OK,

Bo klient ma zawsze rację

I w każdym momencie może

Wyrazić swoje frustracje.

 

Ale opisana akcja

Odbyła się w środku nocy!

Ja wtedy zwyczajnie spałam.

Internet nie śpi, więc łączy.

 

Nie zawsze można odebrać

Wiadomość, nawet dość pilną.

Mój sklepiczek nie jest służbą

Przez calutką dobę czynną.

Pierwszy raz mi się trafiła

Taka dość dziwna osoba.

Która nawet w środku nocy

Nie sypia, żeby kupować.

 

 

 

Nauczka

Kolega oddał mi stówkę.

W jednym banknociku była,

Ale zajęta czymś innym,

W kieszeń dżinsów ją włożyłam.

 

Wtedy, gdy nie mam torebki,

Wszystko w kieszeniach upycham.

Przez ten zwyczaj kilkukrotnie

Zgubiła się szminka, dycha…

 

Wróciłam do domu, a portki

Dałam mamie do wyprania.

Na jutro w inną „kreację”

Wystroić się miałam zamiar.

 

Przypomniałam sobie o nich

Wkrótce po wyjęciu prania.

Zaglądnęłam do kieszeni…

Czy mnie może wzrok omamia?

 

Zamiast mojej ładnej stówki

Wyciągnęłam… dychę z kartką:

„Mocno skurczyłam się w praniu.

Wiesz, że prać forsy nie warto”?

 

To mama dała mi lekcję

Żartobliwie, choć za setkę.

Wyciągnę wniosek z nauczki…

Chyba kupię portmonetkę!

 

„Marlboro”

Jestem starszy od braciszka

I… już rzuciłem palenie,

Bo dziewczynie przeszkadzało

Me dymienie i smrodzenie.

 

Wiedziałem, że brat na fajki

Tygodniówkę całe traci,

Którą ojciec nam wydziela

Równo dla obydwóch braci.

 

Ojciec podejrzewał, że brat

Zaczął palić papierosy.

To dopiero nastolatek

I w dodatku… gołowąsy.

 

Kiedyś rozpoczął rozmowę

O szkodliwości palenia

I czy moda na e-fajki

Toksyczność dla zdrowia zmienia.

 

Brat udawał, że nie pali,

Lecz wiedział, że to trucizna.

Na pytanie wprost, czy kurzy,

Oczywiście się nie przyznał.

 

Przekonująco zaprzeczał,

Więc ojciec wymyślił sposób,

Żeby dowiedzieć się prawdy

W sprawie jego papierosów.

 

Gdy mowa była o markach,

A jest ich na rynku sporo,

Ojciec zapytał brata:

-To ile „r” ma „Marlboro”?

 

A żeby było ciekawiej,

Założył się o to z Nim,

Że tam jest tylko jedno „r”.

W tej literce haczyk „tkwił”!

 

Braciszek na znak, że wygrał,

Wyciągnął … „Marlboro” paczkę

Zadowolony z siebie, że

Znów okazał się cwaniaczkiem.

 

Zgarnął natychmiast „wygraną”

W kwocie pięćdziesięciu złotych.

I to był najlepszy dowód

Jego młodzieńczej durnoty.

 

W chwilę potem ojciec stwierdził,

Że „wygrana” jest ostatnim

Świadczeniem dla niego, w którym

Występuje jako płatnik.

 

Zawiesił mu tygodniówkę,

By nałóg z niego wyplewić.

Nie dość, że sam się truje,

To jeszcze jest z niego … debil!

 

 

 

Przeterminowany

Mój warsztat samochodowy

Ogrzewamy w zimę „kozą”.

Ten piecyk daje  nam ciepło,

Kiedy mrozy zimnem  grożą.

 

Gdy zimno, trzeba napalić.

Ja to robię wcześnie rano,

By chłopakom było ciepło,

Kiedy do roboty staną.

 

Wczoraj, jeszcze przed południem,

Zimno przyszło, i to tęgie.

Zmarzliśmy troszkę w warsztacie.

Pilnie zamówiłem węgiel.

 

Dzisiaj rankiem napaliłem.

Było ciepło nim ktoś przyszedł.

Lecz „koza” węgiel spaliła

I ciepełko było liche.

 

Dosypałem zaraz węgla.

Zanim dobrze się rozpalił,

To dym zamiast do komina

Przez drzwiczki na warsztat walił.

 

W tym czasie przyszli chłopacy.

Warsztat zadymiony, czarny.

„Szefie! – jeden z nich zawołał

Z akcentem dosyć figlarnym –

Szefa pewnie oszukali.

Ten węgiel jest jakiś… stary,!

Nam wczoraj chyba przywieźli

Jakiś przeterminowany”!!!

Mniej, czy więcej?

Narzeczony mi zarzucił

Że za dużo mnie kosztują

Wydatki na kosmetyki.

„Masz oszczędzać”; tak to ujął.

 

Podliczyłam zaraz wszystko

I wyszło mi, że miesięcznie

Nie przekraczałam stu złotych

Na te najbardziej konieczne.

 

Nie uwierzył i zarzucił,

Że na pewno oszukałam,

Bo kwota płatna w drogerii

Nie może być aż tak mała!

 

Zabronił mi arbitralnie

„Tracenia forsy na bzdury”.

Byłam zła, lecz posłuchałam,

Choć to zakaz bardzo durny.

 

Ale umyśliłam sobie,

Że poświęcę się dla „sprawy”

I pokażę mu kobietę

Bez kosmetycznej „oprawy”.

 

Po około trzech miesiącach,

Tuszu mi najpierw zabrakło.

Oczko, dotąd filuterne,

Nagle tak jakoś… przyblakło.

 

Brwi, kiedy zużyłam kredkę,

Zniknęły tak jak  kamfora,

A gołe czoło bez włosków

Upodabnia do upiora.

 

Potem, gdy skończył się szampon,

Stan włosów stał się żałosny,

A do tego widać było

Jeszcze zbyt duże odrosty.

 

Ratowałam się peruką,

Ale nie trwało to długo,

Bo jej włosy bez szamponu

Także szybciutko się brudzą.

 

Gdy skończył się mój krem do rąk,

Dłonie mi się wysuszyły.

Skóra bardzo popękała,

Nawet widać było… żyły!

 

Na twarzy zwiotczała skórka

Od czasu, gdy zbrakło kremu.

Antyperspirant się skończył,

Więc cuchnę. Nie wiedzieć czemu?!

 

Mogłabym jeszcze wymieniać

Zmiany, które mnie dopadły.

Ogólnie mogę powiedzieć,

Że ząbek czasu mnie nadgryzł.

 

Wyglądam wręcz przeokropnie.

Każdy, gdy mnie spotka, pyta

Czy czasem nie jestem chora

Na to, co najgorsze: hiv-a?

 

Wreszcie narzeczony przejrzał.

Widzi, że warto dać stówkę,

Żeby mieć znowu przy sobie

Młodą, kochaną Osóbkę.

 

Nigdy mu nie wymawiałam,

Że ja więcej zarabiałam

I dałam mu moją zgodę

Na wydawanie dwóch stówek

Na… gierki komputerowe.

 

Po znajomości

By podreperować budżet

Po pracy dużo maluję.

Sprzedaję potem obrazki.

Dzięki temu egzystuję.

 

Moje prace wykonuję

Przeróżnymi technikami.

Akwarelą, tuszem, gwaszem,

A najczęściej pastelami.

 

Maluję  martwe natury,

Pejzaże i inne bzdety.

Na specjalne zamówienie

Wykonuję też portrety.

 

Udostępniam je przez Facebook,

Żeby mieć dość duży zasięg.

Nie płacę więc za reklamę,

Oszczędzam także na czasie.

 

Niektórzy z moich znajomych

Chcą mieć z obrazków daniny,

Gdyż „im należy się darmo”,

Bo… są „mymi znajomymi”.

 

Kiedy im piszę, że obraz

Mogą na allegro kupić,

Obrażają się, bo ponoć

Nie są aż tak bardzo… głupi.

 

Gaża

Zaraz święta, a forsy brak.

Namówiła mnie kumpelka,

Żeby wystąpić za kasę

Jako fryzjerska modelka.

 

To było ważne szkolenie

Tylko dla stylistów fryzur.

Absolwenci nabywają

Rewerencji[1] i prestiżu.

 

Pielęgnuję swoje włosy.

Poświęcam im dużo czasu.

Są łatwe do układania.

Nie mam z nimi ambarasu.

 

Po czterech godzinach cięcia,

Modelowania, czesania

Każda stylizacja była

Przez komisję oceniana.

 

Limit, to punktów dwadzieścia.

Główki moich koleżanek

Oceniono na szesnaście,

Nie najwyżej, lecz udanie.

Moja „stylistka” niestety

Dostała „aż” trzy punkciki.

Dobrze, że na moją gażę

Nie miały wpływu wyniki.

[1] Rewerencja: uszanowanie, poważanie, szacunek