Fobia bez nazwy

Nasz synek, choć już młodzieniec,

Nie chce w nieznanych Mu miejscach

Wchodzić do obcych łazienek.

Bojaźń jest odeń silniejsza.

 

Kiedy był dwulatkiem, siedział

W łazience na swym nocniku.

Wtem ze ściany spadło lustro…

Powód przestrachu i krzyków.

 

Sąsiad wiercił od swej strony

W ścianie między mieszkaniami.

Pech, że trafił w… nasze lustro

Widiowymi „wiertełkami”.

 

Scenka straszna dla chłopczyka.

Nie chciał do łazienki wchodzić.

Od wtedy, tylko w pokoju

Mył rączki, kąpał i… smrodził.

 

Z kąpielą był jednak problem:

Noszenie wanienki, wody…

Zabraliśmy Go do dziadków,

Może u Nich by się zgodził…

 

Młodemu chciało się „kupkę”.

Nocniczek był w ich łazience.

Uwierzył w słowo dziadkowi,

Że tam nie będzie… udręczeń.

 

Chwilę później obok Niego

Spadł z sufitu klosz od lampy

I rozbił się o posadzkę.

Huknęło! Wszędzie odłamki…

 

Mój tata przed naszym przyjściem,

Dla wygody wnuka właśnie

Zmienił żarówkę na większą,

By w łazience było jaśniej.

 

Minęły lata. U syna

Nadal fobia na łazienki.

Do swojej z oporem… wchodzi.

Do innych: fobie, udręki…

 

Odkrycie

Wnuk opuścił się w nauce.

Wciąż mi mówi, że się uczy,

Ale gdy go spytam o coś

To lawiruje i kluczy…

 

Nie zawsze mogę Go sprawdzić,

Gdyż jestem po zawodówce,

A nauki, te ogólne,

Skończyłem już w podstawówce.

 

Wiedziałem, że już niedługo

Ma mieć klasówkę z historii.

Zapewniał, że wszystko umie

Zarówno z „dat” i z „teorii”.

 

Wymyśliłem więc wnusiowi

Mały historyczny trening,

Czy wie i kojarzy pana

O sławnym nazwisku Lenin.

 

Zamyślił się i po chwili

Uśmiech zawiesił na twarzy.

Myślałem, że wie, że to był

O dwu imionach TOWARZYSZ.

 

Odpowiedział po namyśle:

„To znany muzyk, chyba co?

Gra i śpiewa po angielsku

I na imię mu bodaj… John”!

 

Wyklepał mi to z tryumfem

I nie było w tym nic ściemy.

On był pewien, że to prawda

I że obaj o tym wiemy,

Że…  muzykiem wszechczasów był

Nikt inny, tylko… John Lenin!

 

Na domiar złego…

Mam okropnie duże uszy

Monstrualnej wręcz długości

Po piętnaście centymetrów.

Zmierzyłem je z ciekawości.

 

Wydają się znacznie dłuższe,

Bo potęguje je jeszcze

Długi, orli, szpiczasty nos

I oczy, jak je wytrzeszczę.

 

Ale to jeszcze nie koniec:

Pociągła, trójkątna twarz,

Płaska głowa, łysy czerep

Jak hełm, co zakłada straż.

 

Do czegoś jeszcze się przyznam

Chociaż to ukrywam, ku**a;

Mam jeszcze nieładne imię.

Na chrzcie nazwali mnie Urban!

 

500+

Razem z żoną prowadzimy

Dom Dziecka zwany Rodzinnym.

Nie powiem gdzie, bo postronni

Znać adresu nie powinni.

Trafiają do nas dzieciaki

Zabrane przez Rodzinny Sąd

Rodzicom, którzy dotychczas

Popełnili niejeden błąd.

 

Patologiczne rodziny

Zaniedbywały swe dzieci

Nie pamiętam, żeby kiedyś

Ktoś przyszedł, by je odwiedzić.

Staraliśmy się dać dzieciom

Dzieciństwo w miarę normalne,

Żeby zapomniały dawne

Przeżycia smutne, brutalne.

Niektórzy wychowankowie,

Są już ludźmi dorosłymi,

A kilkoro z nich już nawet

Swe założyło rodziny.

 

Żyliśmy sobie w spokoju

Z naszą przybraną gromadką.

Ja jestem ojcem rodziny,

A moja żona ich matką.

 

Nagle od pierwszego kwietnia

Odnaleźli się „rodzice”.

Koczowali obok domu.

Niektórzy, to nawet krzykiem

Obiecywali, że nigdy

Swoich dzieci nie opuszczą,

Że każde będzie najlepszym

Tatuśkiem albo mamuśką.

 

Czasem w nocy wydzwaniali

Z pogróżkami, że niebawem

Siłowo dzieci odbiją,

Choć jest to niezgodne z prawem.

 

Chowali się w gęstych krzakach

Pod dotąd spokojnym domem

Brudni, śmierdzący, nierzadko

Upojeni alkoholem.

Obiecywali, że będą

Znów kochającą rodziną.

Że kochają i że właśnie

Powód rozłączenia minął…

 

Policja rozkłada ręce.

Atmosfera wciąż nerwowa.

Dzieciaki są wystraszone,

Nie mogę wyzbyć się obaw,

Że w ich główkach odżył koszmar.

Znów w zobojętnienie wpadły.

Są wystraszone, nieufne.

Nasza praca poszła w diabły!!!

Leśni

Bardzo lubiłem z kumplami

Włóczyć się grupą po lesie

Jako oddział partyzantów

Bez munduru, za to w dresie.

 

Z czasem ta bezładna grupa

W zespół się przeobraziła

I jako „żołnierze września”

Na defilady chodziła.

 

Mieliśmy dość częste zbiórki.

Ćwiczyliśmy jak żołnierze.

Bardzo lubiłem tam chodzić.

Mówię to zupełnie szczerze.

 

Któregoś dnia ćwiczyliśmy.

Mieliśmy repliki broni,

Mundury z demobilu i

Gałązki sosny na skroni.

Zabrałem z sobą Kaprala;

Tak ma na imię owczarek,

Który zawsze razem ze mną

„Włóczy” się leśnym bezmiarem.

 

W pewnym momencie do lasu

Wjechał samochód dostawczy.

Kierowca otworzył klapę,

Rozejrzał się, czy ktoś patrzy

I… zaczął wyrzucać  śmieci.

W tym samym momencie wstałem.

W niego jakby piorun strzelił,

Jak ujrzał mój hełm i kaem.

 

Błyskawicznie zebrał śmieci

I uciekł skonfundowany.

A mówią, że tacy jak my

Na nic się nie przydamy

Euro-patriota

Mój mąż ciągle to podkreśla,

Że jest polskim patriotą.

Miłość do Naszej Ojczyzny

Jest największą w świecie cnotą!

 

Standardem, który stosuje,

Jest lżenie na cudzoziemców,

Przeważnie „ruskich” , „pepików”,

Ale w szczególności Niemców.

 

Jeszcze bym to zrozumiała,

Gdyby sam w Niemczech nie mieszkał.

Tam się ożenił, studiował.

Tam rodziłam synka – Leszka.

 

Nie zamierza mieszkać w Polsce.

Musiałby od nowa zacząć.

A poza tym siedzi w Niemczech,

Bo… tu znacznie lepiej płacą.

Patrioci

W mojej gminie działa grupa

Patriotów – narodowców.

Czynem kochają Ojczyznę,

Jak przystało na bojowców.

 

Nienawidzą Europy

Tej zachodniej i niepolskiej,

Bo to kraje proniemieckie

Albo fałszywe, angolskie.

Dziś Europa ich dusi

Przez dyrektywy unijne.

Prawdziwy Polak-katolik

Nigdy takich praw nie przyjmie!

 

Zaczęli niszczyć tablice

I inne unijne ślady:

 

Już nie mamy placów zabaw.

Ryneczek, to plac dziurawy.

Nową ścieżkę rowerową

Zaorali wielkim pługiem

Kupionym ze środków Unii

Nie obciążonych długiem.

 

Nowy parking za kościołem

Jest pomalowany farbą,

A pornograficzne wzory

Nie są sztuką. Nawet marną.

 

Na nowym boisku szkolnym

Połamano ławki,  bramki.

Nie oszczędzono też furtki

I płotu z zielonej siatki.

 

Wszystko, co było w zasięgu,

Nawet wrota do kościoła

Oblepiono naklejkami

Z wezwaniami: „Żydom szoah”!

„Fuck islam” i inne, także

Fanatyczne, rasistowskie:

„Polakiem jestem i mam ja

Obowiązki tylko polskie”!

 

Są dumni z tego, co robią.

Nie zamierzają się zmienić,

By unijne g*wna dłużej

Nie kalały polskiej ziemi!

Noworoczne postanowienie AD 2012

Mówią, że na refundacje

Leków dla ubezpieczonych

Fundusz[*] musi dokładać, choć

Budżet ma ograniczony!

Główną bolączką jest ilość

Nadwykonań dla pacjentów,

Którzy zbyt dużo chorują

Zdaniem wyższych decydentów.

To jest wina w głównej mierze

Przychodni oraz szpitali

Udzielającym ratunku

Wszystkim, co zachorowali.

Bezczelnie żądają kasy

Za udzielenie pomocy,

Nie bacząc na to, że budżet

Od wielu lat jest w niemocy.

 

Drugim powodem do zmartwień

Są wysokie koszty lekarstw

Wydawanych pacjentowi

We wszystkich polskich aptekach.

To jest kwadratura koła,

Bo na ceny narzekają

Ci, co za te leki płacą

I też ci, co dopłacają.

 

Rząd, jak mówi konstytucja,

W imieniu państwa zarządza

Organizacją lecznictwa

I wydawaniem pieniądza.

Musiał więc poczynić kroki,

By poprawić sytuację.

Uchwalił nowe ustawy,

Jako niezbędną kurację.

W Nowym Roku „dwa dwanaście”

Ta kuracja się zaczęła.

Nowa ekipa rządowa

Zabrała się już do dzieła.

 

Więc żeby ratować budżet

I polepszyć dolę chorych,

Od nowej kadencji sejmu

Rządzi już nowy faworyt.

 

Wybór wcale nie był łatwy,

Więc najęto onkologa,

Żeby zrakowiałą tkankę

Bardzo szybko zdiagnozował.

Z lewicową wrażliwością,

Wcześniej leczący dzieciaki,

Ma we wdrażanej ustawie,

Ponaprawiać wszystkie braki.

 

Nie jest łatwo, bo lekarze,

Pacjenci i aptekarze

Organizują protesty

Czując, że efekt końcowy

Będzie dla nich zbyt bolesny.

 

Wziął więc się ostro za bary

Z „lekowymi” koncernami.

Podobno uzyskał upusty,

Lecz „mieszek” jest nadal pusty.

 

Wszystko dla dobra pacjenta!

O chorych zawsze pamięta!

Ogłosił, że wywalczono

Obniżki cen za lekarstwa.

Nie tylko budżet oszczędzi

Lecz też „emerytów warstwa”.

 

Emeryt ma czas, więc liczy

Ile na leki wydaje.

Wie, że po wykupie leków

Mało na życie zostaje.

 

Większość ludzi w Nowym Roku

Postanawia coś nowego.

Często jest to ważna sprawa,

A czasami coś błahego.

Lecz w tym roku jest szczególnie,

Bo prawie każdy z Polaków,

A właściwie wszyscy wspólnie

Muszą mieć postanowienie,

Na co przeznaczyć dochody:

Na przeżycie, czy leczenie.

 

Jest dylemat, co tu kryć.

Nie wiem, który wariant gorszy.

Kupuj leki, ale głoduj –

Umrzesz może trochę zdrowszy!

 

Kiedy zaś nie chcesz głodować,

Odwiedzaj sklepik spożywczy.

Zemrzesz, boć chociaż niezdrowy,

W sytości swych lat dożywszy.

 

Na co umarłeś, nie będzie

Miało żadnego znaczenia,

Bo oficjalnie napiszą:

Zmarł na skutek… przejedzenia.

 

 

[*] Narodowy Fundusz Zdrowia

Legalista

Mój ojciec stale, od zawsze,

Jest w opozycji do władzy.

Wszędzie tam, gdzie coś się dzieje

On ciągle w sam środek włazi.

Był w czubie Solidarności.

Teraz z KOD-em protestuje.

Od kiedy tylko pamiętam,

Przeciw władzy występuje.

 

Dzisiaj jednak szybko wrócił,

Bowiem spotkał tam esbeka,

Który go w czasie wojennym

Z domu w kajdankach wywlekał.

Ten prawy, uczciwy Polak

I obywatel bez skazy

Znowu Ojczyźnie jest wierny!

Każdej aktualnej władzy!