Corpus delicti

Załatwiałem coś na mieście,

Więc zrobiłem sobie przerwę

I zjadłem niezły obiadek.

Myślałem: Głodny nie będę.

 

Jednakowoż mój żołądek

Bardzo źle zareagował.

Już w biurze mnie przeczyściło.

W „WC” musiałem się schować.

 

Co wam więcej będę gadał.

Zostawiłem tam po sobie

Smród, którego nie oceni

Nawet zagraniczny probierz.

 

Niedługo potem szef przyszedł

I powiedział, że w ustępie

Ktoś odpalił nie tak dawno

„Gaz bojowy” dość podstępnie.

 

Z kamienną twarzą odrzekłem,

Że nic na ten temat nie wiem,

Bo tu, gdzie jakiś czas jestem,

Nie czuć, żebym siedział w chlewie.

 

Szef z tajemniczym uśmiechem

Odrzekł: To jest Twoje przecież

I wręczył mi mój notatnik,

Który znalazł w… toalecie.

 

 

 

Ocena

Jestem pedagogiem, ale

Nie pracuję w żadnej szkole,

Bowiem na własny rachunek

Pracować po prostu wolę.

 

Mam „papier” od wojewody.

Różne kursy poprowadzę,

Szczególnie dla bezrobotnych

Starających się o pracę.

 

Finansują je fundusze

Nasze polskie lub unijne.

Nie ma zbyt dużo procedur.

Każdego chętnego przyjmę.

 

Właśnie rozpoczęłam pierwszy

Kurs dla bezrobotnych osób.

Po pierwszych trzech dniach szkolenia

Chciałam wysłuchać ich głosów

Na temat przeprowadzonych

Symulacji oraz ćwiczeń.

W skrytości ducha nieskromnie

Na dobre opinie liczę.

 

Było uznanie, pochwały,

Lecz najbardziej miłe słowa

Uzyskały… ciastka z kremem

I… czarna kawa. Darmowa!

 

 

Delikatny…

Już na trzeciej naszej randce

Powiedziałam chłopakowi,

Że dorabiam też dorywczo

W pewnym Domu Pogrzebowym.

 

Ale podczas ceremonii

Nie chodzę jako asysta,

Tylko talentu używam

Jako… szczególna artystka.

 

Żeby sprawa między nami

Była absolutnie czysta,

Przyznałam się, że „chałturzę”

Tam jako… makijażystka.

 

Po tym moim wynurzeniu

On też na szczerość się zdobył

I przyznał się, że ma żonę,

A i dzieci się dorobił.

 

Powiedział też, że docenia

Me zdolności artystyczne,

Lecz nie może mnie spotykać,

Bo to dlań jest… zbyt drastyczne!

 

 

Zdemaskowany

Rozpocząłem pracę w sklepie.

Cieszyłem się na tę fuchę.

Pierwszego dnia przyszedł klient

Mający problem ze słuchem.

 

Dobrze trafił. Ja akurat

Znam trochę język „migany”,

Bo moja siostra nie słyszy

I w ten sposób „gada” z nami.

 

Klient również znał podstawy,

Więc mógł mnie lepiej rozumieć,

Gdy pokazując rękami

To samo głośno mówiłem.

 

Wtem podbiegł do mnie kierownik

I zaczął na mnie jazgotać,

Że zachowuję się głupio

Jak jakiś handlowy profan!

 

Na klienta jego zdaniem

Ja krzyczałem, tak to ujął,

A takie wybryki wcale

Z uprzejmością nie licują.

To brak profesjonalizmu

I ogłady z mojej strony.

Powinienem dziś, natychmiast

Zostać przez zarząd zwolniony!

 

Szybko wszystko wyjaśniłem,

Lecz miałem problemy potem,

Bo kierownik mojej zmiany

Wyszedł na durnia, idiotę!

 

Debilem był znacznie wcześniej,

Tylko ja pomogłem innym

Dostrzec to, o czym uprzednio

Wszyscy już wiedzieć powinni.

 

Skomentował…

Tak się stało, że ostatnio

Dość często przebywam w barze,

Nie po to, żeby chlać piwo,

Ale… wkrótce się okaże.

 

Czynię tak, bo stać mnie na to,

Gdyż czasu mam nazbyt wiele.

Gawędzę o swej przyszłości

Z przyjaznym mi właścicielem.

 

To dla mnie dobra znajomość

Bo On, może już niedługo,

Będzie moim pryncypałem,

A ja jego płatnym sługą.

 

On też chyba mnie polubił

I obiecał, że mnie weźmie

Do pracy w tym swoim barze,

Lecz ponaglać Jego nie śmiem.

 

Dziś wpuścił mnie do kantorka,

A tam dużo zdjęć na ścianach.

Na jednym z wielu Właściciel –

Wyglądający jak amant.

 

Zauważyłem też inne

Zdjęcie troszeczkę głupawe,

I właśnie ono przez chwilę

Przykuło moją uwagę.

 

Skomentowałem, że kucharz

Wygląda jak transwestyta

Który choruje na hifa,

Albo co najmniej na syfa,

Bo zrobił kretyńską minę,

Kaczy dzióbek, buzię płaską.

W ogóle jest jakiś dziwny

I wygląda… dość pedalsko.

 

W odpowiedzi usłyszałem

Rozdrażniony głos zza biurka:

„Zamknij wreszcie swą jadaczkę,

Bo to właśnie… moja córka”!

 

Ani widu, ani słychu…

Klientka chciała mieć zniżkę,

Więc spytałem ją o kartę

Stałego klienta sklepu,

A ona poszła w zaparte

I przez ponad dziesięć minut

Musiałem jej słuchać grzecznie

Obelg pod moim adresem

I tego, że niedorzeczne

Jest to, że „jej nie poznałam,

Skoro od kilku lat dzień w dzień

Zawsze kupuje w tym sklepie

I…  ją o kartę prosić śmiem!

 

Powiedziała mej szefowej,

Że „złoży oficjalną skargę

Na tę nieuprzejmą panią

I… jej zachowanie harde”!

 

Powietrze totalnie z niej uszło,

Gdy szefowa wyjaśniła,

Że jestem pierwszy dzień w pracy,

A ona się „pomyliła”

Nie rozpoznając mężczyzny

Po głosie ani po twarzy.

 

Głucha i bez okularów

Nie wszystko dobrze kojarzy.

Bon

Pracowałem u kolesia,

Który jest strasznym chytrusem.

Przez dwa lata bez podwyżki!

Chyba pracę rzucić muszę.

 

I tak mu to powiedziałem.

Obiecał, że coś wymyśli.

Ale kiedy postanowi,

Tego już mi nie uściślił.

 

Zaskoczenie było pełne.

Bo niespodziewany przełom

Nastąpił akurat w dniu, gdy

Mi pięć lat pracy mi minęło.

 

I właśnie z tego powodu

Szef z  wielką pompą i uznaniem

Dał mi bon podarunkowy.

Dwieście złotych było na nim!

 

Docenił mnie, tak myślałem.

Dokładnie tę samą kwotę

Zabrał mi z premii kwartalnej

Równo dwa tygodnie potem!

 

 

Poliglota

Razem z mężem byłam w Turcji

Na wakacyjnej wędrówce.

Właśnie jesteśmy w Stambule.

Siedzimy przy małej budce,

Żeby odpocząć po trudach

I kupić coś do zjedzenia,

Jeśli… zamówić się uda.

 

Trochę nas to kosztowało,

Ale tu było ciekawie.

Pałaszujemy ciasteczka

Popijając czarną kawę.

 

Obserwujemy ulicę,

A w szczególności sprzedawcę

Lichych kostiumów plażowych –

I jego bystrą narrację.

 

On bezbłędnie rozpoznawał

Narodowość dziewczyn, kobiet

Przechodzących obok niego

I głosem zwabiał je sobie.

 

W ich języku wykrzykiwał

Hasła typu: „W tym kostiumie

Będziesz wyglądała ślicznie,

Za pół ceny kup go u mnie”!

 

Kiedy już odpoczęliśmy

I już zamierzaliśmy pójść

Zawołał po polsku: „ Wszystkie

Rozmiary trzymam. Nawet Twój”!

Przechwalony

Mój szef sam do mnie dziś przyszedł

I ni z gruszki, ni z pietruszki

Chwalił moje kompetencje.
Był przy tym bardzo słodziuśki.

 

Chwalił mnie i moją pracę,

Moje zaangażowanie,

Dbanie o własną opinię

I do firmy przywiązanie.

 

Mam też zdolności przywódcze.

Jestem lubiany przez wszystkich.

Przez pięć lat naszej współpracy

Stałem mu się bardzo bliski!

 

Było mi z tym bardzo miło.

Wręcz poczułem ekscytację.

Spodziewając się awansu

Prosiłem go na… kolację!

 

On z uśmiechem mi odmówił

Mówiąc, że wbrew zapewnieniom

Nie przedłużą mej umowy,

Chociaż mnie bardzo tu cenią.

 

Jest naprawdę przekonany,

Że na pewno nic nie stracę,

Bo dzięki tym moim cechom

Znajdę sobie… nową pracę.

Wymuszenie

Szef to właściwie mnie zmusił,

Żebym ja w jego imieniu

Poszedł na biznes-kolację,

Bo na niego czeka gremium.

To kilka osób, z którymi

Będzie domykał umowę,

Więc rozmowę przy kolacji

Musi „zwalić” na mą głowę.

 

To, że akurat tego dnia

Mamy obchody Rocznicy,

Jest dla niego bez znaczenia,

W ogóle to się nie liczy.

 

Klient ważny, więc musiałem

Wytłumaczyć się przed żoną.

Nie była tym zachwycona,

Wyglądała na zmartwioną.

 

Nie zrozumiała, że muszę

Zastąpić szefa w potrzebie.

Ona w domu nie zostanie,

A co zrobi, jeszcze nie wie.

 

Poszedłem na tę kolację,

Choć wolałbym pobyć z żoną.

Małżonka poszła do kina

Z koleżanką mi znajomą.

 

Tam spotkały… mego szefa.

W ten sposób się dowiedziałem,

Jak ważne to było „gremium”.

Nazajutrz nie wytrzymałem

I nie zważając na „bon ton”

Strasznie mu napyskowałem.

 

Byłem pewien, że w tej firmie

Będę miał „pozamiatane”.

Nie spodziewałem się tego,

Że premię i awans dostanę!