Przereklamowani

Różnie ludzie zarabiają,

Chyba najchętniej w reklamach.

Nie dość, że jest z tego kasa,

To mogą bezkarnie… kłamać!

 

W mojej rodzinie to plaga,

Bo każde ma swoje „wejścia”

I co jakiś czas dostaje

„Bilet” do udziału w sesjach.

 

Ostatnio tak się zdarzyło,

Że cała moja rodzina

Wystąpiła w serii reklam

I stąd cała ta zadyma:

 

Dziadek reklamuje leki

Wiarygodnie, muszę przyznać,

Na cukrzycę, stawy, stercze,

Bo wiekowy to mężczyzna.

 

Moja Babcia wiarygodnie,

Bo nie musi szukać wsparcia,

Lansuje super-saszetki

Z preparatem na… zaparcia!

 

Ojciec natomiast promuje,

Bo ma warunki do tego,

Preparaty na schorzenia

Układu pokarmowego.

 

Mam jeszcze młodszą siostrzyczkę,

Dziewczę młode i niewinne.

Ona także reklamuje

„Coś” na problemy intymne.

 

Moi kumple uważają,

Że bez nadzwyczajnych fatyg

Mógłbym wystąpić w reklamie

„Mensilu” i …prezerwatyw.

 

 

 

Teściowa

U teściów w dużym pokoju

Wisi bardzo duża fota

Małżonka i Jego „byłej”

W bogatej ramie ze „złota”.

 

Trzy lata temu zostałam

Drugą żoną  Kazimierza.

Zawsze, gdy u teściów jestem,

Ten widok we mnie „uderza”.

 

Przez cały trzyletni okres

Co upłynął od zaślubin,

Powtarzał mi do znudzenia,

Że pierwszej żony nie lubił,

Bo była złośliwą „jędzą”.

Lecz, o ile mi wiadomo,

To bardzo się przyjaźniła

Z moją obecną teściową.

 

Lecz przecież  męża z tą panią

Teraz nie łączy nic a nic!

Nie mogę pojąć, dlaczego

U teściów wisi „ta pani”.

 

Zawsze staram się unikać

Jakichkolwiek swarów, waśni.

Dziś jednak zmusiłam męża,

Żeby mi zaraz wyjaśnił

Dlaczego, choć tyle czasu

Jestem przecież Jego żoną,

Wciąż jeszcze starego zdjęcia

Na nasze nie zamieniono!

 

Dlaczego na to pozwala,

Żebym zawsze, gdy tam jestem,

Patrzyła na Jego „byłą”,

Przecież to dla mnie… bolesne!

 

Mąż zbył mnie tymi słowami:

„Daj spokój, bo wiesz to chyba,

Że mama przez całe życie

Dla wszystkich była złośliwa.

Ona przed Twoim przyjazdem

Wiesza je, bo szuka zwady,

A gdy już stąd wyjedziemy,

Zaraz chowa do szuflady”.

 

I teraz znów powiesiła,

By mnie wreszcie sprowokować.

Rozumiem, o co jej chodzi.

Wiem, że znów zacznie od nowa.

 

Lecz ta informacja jakoś

Wcale mnie nie pocieszyła.

Postanowiłam, że na złość

Będę starać się być… miła!

 

 

 

Ewolucja?

Mój starszy brat jest od zawsze

Typowym niebieskim ptakiem.

Gdy Mu „stuknęła” trzydziestka,

Prysły nadzieje wszelakie

Moje i całej rodziny,

Że się ustatkuje wreszcie

I w końcu stworzy rodzinę

Ciesząc się rodzinnym szczęściem.

 

No i wreszcie tak się stało,

Gdy pojawiła się Ona.

Także z artystyczną duszą

I jak On, też „postrzelona”.

 

Nagle w Nim… metamorfoza!

Zakochany w ładnej buzi

Po raz pierwszy w swoim życiu

Znalazł pracę, spłacił długi.

Wszystkich zadziwił, że on

Po prostu „wyszedł” na ludzi!

 

Czasami nawet żartował,

Iż  zbuduje dom za miastem

I spłodzi gromadkę dzieci,

Bo dla niego „nic nie straszne”!

 

Te pomysły jeszcze dawniej

Byłyby jego koszmarem.

Nie dopuszczał wtedy myśli,

By życie miał aż tak szare!

 

Miesiąc temu obchodzili

Trzecią rocznicę poznania.

Napisał dla Niej… piosenkę,

A Jej rodzicom miał zamiar

Oświadczyć się o Jej o rękę!

 

Jednak spóźnił się nieznacznie,

Bo tylko o tydzień chyba,

Gdyż ona wcześniej listownie

Oświadczyła, że z Nim… zrywa!!!

 

 

Sposób na życie?

Mam już dwadzieścia osiem lat.

Nareszcie zostanę ojcem,

Ale najbardziej się boję,

Że to dziecko będzie… chłopcem.

 

A dlaczego? A dlatego,

Że wybór imienia chłopca

Będzie traumą nie dla Niego,

Ale dla mnie jako ojca.

 

Bo ja mam na imię Robert,

Tak jak mój tata i… dziadek.

Lecz to nie koniec Robertów,

To po pra-pra-dziadku … spadek!

 

Ojciec już się na to cieszy,

Że być może się okaże,

Iż będzie kolejny Robert –

Rodzinnego „herbu” adept.

 

Jednak ja za nic na świecie

Nie chcę tego ciągnąć dłużej,

Bo to debilna tradycja

I ja ten obyczaj zburzę!

 

Żona chwali te intencje

I uważa, że to fajne

Mieć potomka i samemu

Nazywać własną ferajnę.

 

Za to rodzina uważa,

Że właśnie „nas powaliło,

Bo przez „całe pokolenia

Robertom dobrze się żyło”!

 

Pyszałek

Chyba każdy snuł marzenia

O szczęściu, na które czeka.

Powodzenie i pomyślność

Jest celem życia człowieka.

 

Ja jestem jednym z niewielu,

Do których uśmiechnął się los.

Ale wnet się okazało,

Że jednak otrzymałem… cios!

 

W ciągu jednego tygodnia

Dostałem awans, a żona

Po przeszło dwóch latach starań

Wreszcie jest „błogosławiona”!

 

Jakby było mało szczęścia,

Które miałoby mnie spotkać,

Trafiłem dużą wygraną

W ostatnim ciągnieniu Totka!

 

Pochwaliłem się rodzinie

Na urodzinach mej Mamy.

Upojony swoim szczęściem

Jakbym wszystkich wokół… zranił!

 

Siedzący ze mną przy stole

Zamilkli nagle z przejęcia.

Czyżby mi pozazdrościli

Mego potrójnego szczęścia?

 

Nie tylko, bo poniektórzy

Byli obrażeni głównie

Za to, że się aż tak chwaląc

Postąpiłem samolubnie!

Nie musiałem się wychwalać,

Bo… pycha to zwykła  marność.

A wszystko mi się trafiło

Tak, jak… ślepej kurze ziarno.

Do ilu razy…

Mój tata, chociaż inżynier,

Notorycznie zapomina

Nie o rocznicy zaślubin,

Lecz o mamy… urodzinach!

 

Po ostatnim z tych przypadków,

Podrzuciłem Mamie pomysł,

Że będę Mu przypominał

Delikatnie, co rok o nich.

 

Mama się zirytowała

I bąknęła ironicznie,

Że powinienem tak robić

Co kwartał; będzie komiczniej.

 

Bo On i tak nic nie skuma,

A ona sama w dodatku

Dostanie więcej prezentów

Nie licząc winek i… kwiatków.

 

Początkowo nie wierzyłem,

Że On się na to nabierze.

Ale pierwsze „urodziny”

Świętował jak zwykle szczerze!

 

Za drugim razem ten podstęp

Był jako tako zabawny

I żadne z nas dwojga jeszcze

Nie zdradziło ojcu  prawdy.

 

Nie dowierzałem, że ciągle

Powtarzamy ten sam numer,

A Ojciec wciąż się nabiera.

Tego właśnie nie rozumiem!

 

Coraz mniej było zabawnie,

Ale gdy znów się udało,

Mówić, że to paranoja,

To chyba jeszcze za mało.

 

Gdy za szóstym razem znowu

Łyknął kłamstwo bałamutne,

Przestało już być zabawne.

To było naprawdę… smutne!

 

 

Kalkulacja

Pomiędzy mą mamą i mną

Często do kłótni dochodzi,

Bo gdy Ona kładzie się spać,

Ja siedzę do późnych godzin.

 

Ma trudności z zasypianiem,

Brak snu na zdrowie Jej szkodzi.

Ja znów jestem „nocnym Markiem”,

Tak już mają ludzie młodzi.

 

Żeby rozwiązać tę sprawę

Mama wymyśliła system

Prosty, nieskomplikowany,

A reguły bardzo czyste:

 

Będzie mi zawsze kupować

Jakiś drobiazg wtedy, gdy ja

Wcześniej się do snu ułożę.

„Zarobek” – po każdych trzech dniach.

 

Gdy trzy pierwsze dni minęły,

Byłem z mamą w przymierzalni.

Zgodnie z zawartą umową

Ja wybieram, mama płatnik.

 

Znalazłem fajowe spodnie.

Zapytałem: „Mamo oceń,

Czy dziś możesz kupić je mi”?

„Tak, lecz za podwójne noce”,

Zaraz mi odpowiedziała.

Słyszało to osób kilka.

Spojrzeli, jakby myśleli:

„Co gada ta pedofilka” ?

 

Wyszliśmy szybko ze sklepu.

Skończyliśmy z zakupami.

Na podobne podejrzenia

Nie chciałem narażać Mamy.

 

Układ z Mamą nadal działa,

Lecz inna „gratyfikacja”.

Za „trzy noce” mam dwie dychy.

Chyba niezła kalkulacja?

 

Zapoznanie

Poznałam Jego rodziców!

Pierwszy raz byłam proszona

Na obiad do przyszłych teściów

Jako Jego narzeczona.

 

Mama dała mi się poznać

Otwartą i miłą osobą.

Przywitała mnie słowami:

„Chciałam się zapoznać z Tobą,

Bo On wciąż o Tobie gada

Monika to, Monia tamto…

Wyśpiewuje Twoje imię

Jak, nie przymierzając, kantor”!

 

To byłoby bardzo miłe

I mogłoby mnie podjarać,

Gdyby nie mały drobiażdżek:

Ja na imię mam… Dagmara.

Wznowa?

Wielka Miłość Mego Życia,

Czyli  były już mężczyzna,

Po kilku latach rozłąki

Taką nowinę mi wyznał:

 

„Tęsknię za tymi czasami,

Kiedy my byliśmy parą.

Teraz świat już nie jest piękny.

Bez Ciebie smutno i… szaro.

Chciałbym spróbować ponownie

Połączyć uczucia nasze;

Na samotnej wyspie uczuć

Ja Robinson, Ty Piętaszek”.

 

Ta przenośnia się przekłada

Na realia codzienności,

On oczekuje z mej strony

Troszkę wyrozumiałości.

 

No… bo czas nie stoi w miejscu,

Tylko wciąż do przodu leci

I on „dorobił” się żony

Z trójeczką malutkich dzieci.

 

Chociaż nadal doń żywiłam

Takie uczucia jak kiedyś,

Przegoniłam tego trutnia.

Nie do mnie „łabędzie śpiewy”.