Bez reszty

Serwisuję parkometry.

Widziałem wiele sposobów

Oszukania, by nie płacić,

Lecz nigdy jeszcze na odwrót.

 

Do tej pory raz tak było,

Że … banknotem zapłacono.

Kilkukrotnie złożonego

W otwór dla monet wtłoczono.

 

Parkomat zablokowany.

Dla kierowców kłopot duży,

Bo „najbliższy” dość daleko.

Niejeden na to się wkurzył!

 

Nie mogę tego zrozumieć

Kto mógł mieć bezwzględny zamiar,

Żeby akurat w tym miejscu

Wybrać miejsce parkowania.

 

Ale wiem, że egzystencja

Upływa jemu „na plusie”,

Bo banknot dwustuzłotowy

Nie koreluje z „centusiem”.

 

Kara

Pożyczyłem siostrze auto.

Czułem, że będą kłopoty.

Ale stało się. Starałem

W ogóle nie myśleć o tym.

 

Przez skórę czułem, że jednak

Stanie się coś niemiłego.

No i niestety stało się

Nawet bardzo wiele złego.

 

Po pierwsze: Nie wiadomo jak,

W sposób tylko znany sobie

Wyhaczyła konar drzewa

I … wylądowała w rowie!

 

Przednia szyba popękała,

Ale jeszcze się trzymała.

Samochód był ubłocony,

Więc na myjnię pojechała,

By opłukać samochodzik,

Nim mi o stłuczce opowie.

Lecz memu autku ten zamiar

Wcale nie wyszedł na zdrowie.

 

Czy nie widziała, że szyba

Popękana bardzo była

I do wnętrza mego autka

Wodę z pianą przepuściła?

 

Tak zastałem moje autko

Na podjeździe przed garażem.

Nie mogę od Niej uzyskać

Potwierdzenia przyczyn zdarzeń.

 

Twierdzi, że nie spamiętała

W jaki sposób tak się stało.

Nic nie widziała, że z boku

Take wielkie drzewo stało.

 

Teraz trzeba: wybrać pianę,

Wylać wodę, wstawić szybę.

Sprzątnąć szklane kawałeczki,

Co  może być uciążliwe.

 

Żeby dobrze wszystko zrobić,

Trzeba się  bardzo postarać.

Tę pracę zostawię siostrze,

Bo musi być jakaś kara.

Taksowanie szkody

Jestem kierowcą taksówki.

Od lat mam na nią licencję.

Zawsze klient może liczyć

Na mą grzeczność i… dyskrecję.

 

Ostatnio jednemu panu

Gdy opuszczał moją „taksi”

Przydarzyło się nieszczęście,

Dla niego i mnie… kataklizm!

 

Gdy wysiadał, nagle z torby

Wysunął się jego laptop

I niezauważony przez niego

Ułożył się jakoś na sztorc

Blokując od jego strony

Drzwi tylne przed zatrzaśnięciem.

Gdy wysiadł, to w żaden sposób

Nie radził sobie z zamknięciem.

 

Zaczął trzaskać raz za razem

Tymi drzwiczkami taksówki

Nie przewidując w ogóle

Jakie wywoła to skutki.

 

Zaczął nerwowo jazgotać

„Co jest, ku**a, z tymi drzwiami”?

Jak zobaczył, co się stało,

Na  mnie się rzucił z pięściami!

 

Przez cały czas się wydzierał,

Że to wszystko moja wina.

Nie zapłacił, zabrał laptop

I na odchodnym… przeklinał.

 

Nie poprzestał jednak na tym

I następny numer zmyślił,

Żeby tę sprawę opisać

W długim piśmie do Policji.

 

Całą winę na mnie zrzucał

Chcąc dostać odszkodowanie,

Bo źle „był skręcony fotel”;

To jest prawda. On nie kłamie!

Gdyż o zadni fotel taksi

I tylne drzwi jednocześnie

Zaparł się jego komputer…

I to było niebezpieczne!!!

 

A ja, teraz już legalnie,

Mam jego wszyściutkie dane

I oświadczenie na piśmie.

Już nie wykręci się sianem,

Bo zamierzam zgłosić szkodę

Za porysowane drzwi.

Koszt malowania, to pewne,

Będzie musiał zwrócić mi.

 

 

Pech

Jechałem sobie spokojnie,

Gdy nagle ni stąd, ni z owąd

Wyskoczyła mi kobieta

Objuczona wielką torbą.

 

Lecz facet jadący za mną

Już nie zdążył wyhamować.

Wjechał z impetem w mój kufer.

Cały tył zgnieciony. Groza!

 

Spytałem kobietę, czemu

Nagle na jezdnię wtargnęła.

Tłumaczyła coś o pechu…

W ślepy zaułek zabrnęła.

 

Nareszcie dotarło do mnie

O co chodzi z tym gadaniem.

Ona w ostatniej już chwili

Uciekła, bo rusztowanie

Zajmowało cały chodnik

Od ściany aż do burtnika.

Ona musiała uskoczyć

Nagle, natychmiast, w trzy miga!

 

No, bo gdyby pod nim przeszła,

Przez „pecha”  mogłaby zginąć

Tak samo, jak by przelazła

Pod rozłożoną drabiną!!!

 

Stojąc słuchałem tych bredni

Zszokowany dokumentnie.

Przez takie bzdury, głupoty

Facet rozbity doszczętnie.

 

Aż popłakał się, gdy ujrzał

Straty nie z winy, lecz „pecha”,

Który Jego właśnie spotkał

Z winy drugiego człowieka.

 

„ Zatopiona”

Żona jeździ samochodem.

Słynie z tego w mej rodzinie,

Że z każdej drogowej opresji

Zawsze jakoś się wywinie.

 

Dzisiaj gdzieś na leśnej dróżce

Zakopała się po osie.

Zdziwiona, że tak tam miękko.

Zawsze jest twardo na szosie.

 

Pojechał po Nią Jej ojciec.

On także się tam zakopał.

Pojechałem,  wyciągnąłem.

Użyłem linki, nie łopat.

 

Auto Żony zakopane.

Koła grzęzną w koleinach.

Trzeba koleiny wzmocnić

Dobra byłaby faszyna.

 

Pozbieraliśmy gałęzie.

W lesie zawsze dużo suszu.

Utwardziliśmy wgłębienia.

Chcę przystąpić do rozruchu…

 

A drzwiczki auta zamknięte.

Żona biega wokół auta.

Kluczyki gdzieś się podziały –

Niepowetowana strata!

 

W stacyjce kluczyków nie ma,

Bo wyjęła, żeby Jej ktoś

Auta nie sprzątnął, a Jej samej

Nie zostawił w lesie na złość.

 

A „kluczyki gdzieś zgubiłam.

Różne rzeczy człowiek robi,

Kiedy jest zdenerwowany.

Przecież nowe się dorobi”!

 

Wezwałem pomoc drogową.

Wyciągnęli auto z piachu.

Potem dopiero wyznała,

Ile najadła się strachu…

 

Ślusarz otworzył samochód.

Silnik  zapalił „na pycha”

Że jest tą „niezatapialną”

Od tej pory już nie słychać.

 

Adres

 

Mój braciszek jest handlowcem,

Tak samo jak Jego żona.

Sami jeżdżą do klientów,

Oddzielnie On, solo Ona.

 

Kiedyś Jemu „padło” auto.

Że był wcześniej umówiony

Z dziesięcioma klientami,

Pożyczył auto od żony.

 

Kiedy już wszystko załatwił,

Wracał spokojnie do domku.

Jednak dość niespodzianie

Musiał zatrzymać się w korku.

 

A, że jemu się spieszyło,

Próbował skrótem objechać.

No i zgubił się biedaczek,

Przypadkiem skręcił gdzieś nie tak.

 

W pojeździe jest nawigacja,

Więc ją włączył, żeby w biedzie

Poprowadziła do domu.

Według jej wskazań dojedzie.

 

A tam wszystkie stare trasy

Wytyczały jeden adres:

Do najlepszego kolegi

Żony auto chciało Go wieźć.

 

Frajda

W samochodzie znajomego

Na… kajdanki natrafiłem.

Nie bardzo mnie to zdziwiło,

To ochroniarz i osiłek.

 

W ochronie mienia pracuje,

Dla niego to jest normalne,

Że ten sprzęt wozi ze sobą.

Dla mnie było…oryginalne!

 

Zobaczyłem, że kajdanki

Mają przypięte kluczyki,

Więc dla żartu sam się skułem.

Zatrzasnęły się jak… wnyki.

 

Po fakcie się okazało,

Że… kluczyki nie pasują.

Było dobrze po północy,

Więc też zatrzaśnięte … biuro.

 

Spałem w samochodzie dotąd,

Póki nie przyszedł ochroniarz

Z kluczykami, by otworzyć

Kajdanki na moich dłoniach.

 

Kombinował na „wsie strony”,

Że aż nadgarstek mi napuchł.

Na policję aż wstyd dzwonić.

Zawieźli mnie do… strażaków!

 

Ci po prostu wzięli cęgi

I uwolnili mnie z „kajdan”.

Nie było zbyt miło dla mnie,

Lecz dla Nich to była … frajda!

Awaria

Kumpel jest samochodziarzem.

Pracuje w swoim warsztacie.

Zna się na samochodach,

Jak nikt inny w tym temacie.

 

Ostatnio go odwiedziła

Jakaś zbłąkana paniusia

Z awarią świateł, dla której

Wszystko inne rzucić musiał.

 

Miała wypasioną furkę,

Która jest własnością męża.

Od Niego ją pożyczyła,

Żeby jazdą się… rozprężać.

 

Powiedziała mu, że nie wie

W jaki sposób wszystkie światła

Zepsuły się jednocześnie.

To jakieś głupie barachła!

 

Mechanik obejrzał  auto.

Żadnej usterki nie znalazł.

Sprawa niewiadomy sposób

Zaczęła być… podejrzana.

 

Poprosił tę panią, by ona

Sama usterkę wskazała.

Ona westchnęła głęboko

Jakby czegoś tam się… bała.

 

Wcisnęła klawisz o świateł

Strachliwie i wręcz bezsilnie.

Nagle cały warsztat błysnął,

Bo włączyła… awaryjne!

 

I tak właśnie muszą działać

Sprawne, awaryjne światła.

A pani potrzebny jest kurs

Praktyczny z budowy auta.

 

Auto-skleroza

Mieszkam kątem u kolegi.

On ma auto, a więc czasem

Pożyczam je okazyjnie.

Kilometrówkę Mu płacę!

 

To wygoda dla nas obu.

On ma dochód, a ja „wózek”.

To się lepiej kalkuluje,

Niż korzystanie z taksówek.

 

Dzisiaj pożyczyłem auto,

Żeby na zakupy jechać.

Kiedy wyszedłem ze sklepu,

Spotkał mnie prawdziwy niefart.

 

Okazało się, że  auto

Zostało mi ukradzione.

Dobrze choć, że przed kradzieżą

Też było ubezpieczone.

 

Zgłosiłem fakt na Policję.

Przyjechali w oka mgnieniu.

Oni przejęli pałeczkę,

Ja pozostawałem w cieniu.

 

Że nie byłem właścicielem,

Więc kolega był potrzebny.

Pojechałem z policjantem

Reakcji kumpla niepewny.

 

Nim policjant Mu powiedział

Jaki cel jego wizyty,

Usłyszałem z jego radia

Dosyć głośne szumy, zgrzyty.

 

Jedno zdanie wyłowiłem:

„Wracaj, bo mamy już koniec.

Auto stoi na parkingu,

Ale… po przeciwnej stronie.”

 

Grzecznie z prawem

Radiowóz dał mi pierwszeństwo,

Kiedy wyjeżdżałem z bramy.

Skorzystałem zadziwiony,

Bo w nim nikogo nie znamy.

 

Lecz przecież „grzeczność za grzeczność”.

Machnąłem ręką w podzięce

Ale niestety, telefon

Trzymałem właśnie w tej ręce.

 

Zauważyli me „faux pas”

No i co? – tu zapytacie;

A no… spokojnie i grzecznie

Skończyło się na