„Na łebka”

Musiałam szybko i tanio

Jechać na drugi skraj miasta.

Zamówiłam więc „Ubera”.

Ta sieć bardzo się rozrasta.

 

Mam tę nową aplikację.

To bardzo wygodna sprawa.

Bardzo często z niej korzystam.

Rodzina też ich zamawia.

 

Podjechał dosłownie zaraz.

Wsiadłam do auta. Gdy ruszył

Zaczęliśmy z sobą gadać.

Nie był ślepy ani głuchy.

 

Był to koleś w średnim wieku.

Miły, fajny, oczytany.

Nawet zwierzył mi się, że ma

Pilne i ambitne… plany!

 

Słuchałam zaciekawiona,

Gdy mówił, co zaplanował.

Nagle przerwał i dość ostro

Prawie w miejscu zahamował.

 

Zaraz też otworzył drzwiczki.

Machając ręką do… pieska.

Powiedział do mnie, że dalej

Już nie jedzie, bo tu… mieszka!

 

Rzekł też, że trochę się zdziwił,

Jak mu wtedy zamachałam.

Ale było fajnie, że z nim

Uprzejmie … „porozmawiałam”.

 

Po chwili do mnie dotarło,

Że wsiadłam nie do „Ubera”,

Lecz do samochodu pana,

Co chętnie „łebki” zabiera.

 

 

Mandat

Jechałem do domu z dzieckiem.

Zawsze wożę swą Dwulatkę

W przepisowym foteliku,

W pasach na tylnej kanapce.

 

Zmorą dla mnie podczas jazdy

Były krzyki mej córeczki,

Bo nudziła się okropnie,

Więc „brałem” Ją… z innej beczki.

 

Często, gęsto udawałem,

Że przez telefon gadamy.

Słuchawkę zastępowałem

Przeróżnymi gadżetami.

 

Najczęściej była to czarna,

Ręczna do okien skrobaczka,

A córeczka miast słuchawki

Trzymała w rączce… gryzaczka.

 

Pech chciał, że staliśmy w korku.

Coś się stało gdzieś przed nami.

Nie było żadnych szans, żeby

Jechać dalej objazdami.

 

Żeby zająć czymś córeczkę

Sięgnąłem czarną skrobaczkę

I „zadzwoniłem” do dziecka,

By czymś zająć małą płaczkę.

 

Chwilę tylko „gadaliśmy”,

Bo policjant mnie wyhaczył,

Kiedy w mej dłoni przy uchu

Czarny „telefon” zobaczył.

 

Zaraz kazał zjechać na bok.

Nie chciał słuchać tłumaczenia,

Tylko dwie stówy mandatu

Wlepił mi do zapłacenia.

 

A do tego punkty karne.

Nie za dużo, tylko piątkę

Za „rozmowę” przez skrobaczkę

Z moim malutkim dziewczątkiem.

Ryzykant

Moja mama chce koniecznie

Zdawać na prawo jazdy.

Ma kompleks, bo w mej rodzinie

Ten dokument ma już każdy.

 

Za rok skończy „pięćdziesiątkę”

I postanowiła sobie:

„Nim dożyję do pół wieku,

To ja prawo jazdy zrobię”!

 

Niecały rok już Jej został,

Ale marudzi nam ciągle,

Że zupełnie nie da rady…

Tak jak by chciała to odwlec.

 

By dodać Mamie odwagi,

Poszłyśmy razem na jazdy.

Miała trudności, to prawda,

Ale problemy ma każdy.

 

Po treningu Jej instruktor

Zadał nam jeszcze pytanie:

„Czy następnym razem mogę

Sfilmować jazdę tej pani?

Bo żona nie chce uwierzyć,

Że jak na placu pracuję,

To każdego dnia bez przerwy

Życie swoje ryzykuję”.

Kara

Wysiadając na parkingu

Potrąciłam swymi drzwiami

Stojący obok samochód:

Mała ryska z wgnieceniami.

 

Nie były do duże szkody,

Ale ślad był dość widoczny,

Bo tuż pod oknem i klamką

Nieskazitelnych drzwi bocznych.

 

Poczekałam kilka minut.

A że już spóźniona byłam,

Swój namiar z przeprosinami

W dziurce zamka zostawiłam.

 

Wróciłam po półgodzinie.

Tamtego wozu nie było,

A mój został uszkodzony

W kilku miejscach, z dużą siłą!

 

Za wycieraczką karteczka:

Niewprawną ręką pisana:

„Pierd*l się ty k*rwo stara…

Sam musiałem cie ukarać”!

 

Objazd

Mieszkamy w dość dużym mieście.

Nazwa jest tu bez znaczenia.

Ale zdradzę to, że u nas

Rządzi niepodzielnie… „Chemia”!

 

Ludzie nieźle zarabiają.

Widać to na każdym kroku.

Ponoć ponad dwa tysiące

Aut przybyło w zeszłym roku!

 

Ja z mężem też mamy auto.

Nie jest nówką, lecz na chodzie.

Jeździmy wszędzie, gdzie chcemy.

Zdarza się to prawie co dzień.

 

On prowadzi, ja „kieruję”,

Nie muszę mieć prawa jazdy.

Kierowanie jest trudniejsze,

Za kółkiem usiądzie… każdy.

 

Kiedyś niedaleko domu

Karambol blokował przejazd.

Nie było drogi do chaty.

Pojawiła się  nadzieja,

Gdy mąż stwierdził, że na pewno

Dotrze do domu objazdem,

Którym kiedyś często jeździł.

Przysięgał, że mówi prawdę!

 

Mimo mojej kontestacji

Uparł się i ruszyliśmy.

Wśród pól jechało się nieźle,

Ale gdy w las wjechaliśmy,

„Na amen” zakopał się w piach.

Koła ugrzęzły po osie.

W sypkim piasku buksowały

Jak motocykl w motocrossie.

 

Jednak, gdy „na amen” utknął,

To przyznał tym razem szczerze,

Że jeździł tędy dość często,

Ale tylko na… rowerze.

„Czyścioszek”

Mój mąż, tak jak większość mężczyzn,

Jest niezłym bałaganiarzem.

Wszędzie wszystko mi rozwala

W szczególności pliki… gazet.

 

Oczywiście ciągle sprzątam

Po nim popiół z popielniczki,

Rozrzucone części ubrań,

A skarpetki… przede wszystkim!

 

Wciąż go muszę upominać,

By dobrze buty wycierał.

Na jego bałaganiarstwo

Cholera mnie brała. Nie raz!

 

Ale w ukochanym aucie

Ciągle walczy z bałaganem.

Nie wolno w nim jeść ani pić.

Musi być „jak wydmuchane”.

 

Jego „autkowa” obsesja

Właśnie osiągnęła… szczyty!

Wczoraj mnie poinformował,

Że ma nowe dywaniki,

Bo ten od strony kierowcy

Był już nadmiernie… zużyty.

 

I cóż zrobił mój „Hołowczyc” ?

Ano, znowu przebrał miarę:

Żeby nie pobrudzić nowych,

Położył na nich… te stare!

Maksyma

Kilka lat temu mąż dostał

Od firmy auto służbowe.

Wcześnie jeździł nim dyrektor.

Ponieważ otrzymał nowe,

To dotychczas używane

Przekazał memu mężowi,

Czyli swojemu zastępcy –

Głównemu Inżynierowi.

 

Auto bez żadnej… obsady.

Jak inni użytkownicy

Będąc swym własnym kierowcą

Na siebie tylko mógł liczyć.

 

Mógł też, po koszcie paliwa,

Wóz prywatnie użytkować.

Zabrał nas więc na wakacje.

Wyprawa była… bombowa!

 

Dzieciaki były szczęśliwe

Zachwycone pięknym wozem,

A mój mąż  jako kierowca

Sprawdzał się też nie najgorzej.

 

W drodze powrotnej byliśmy

W odwiedzinach u rodziny.

Wpadliśmy tylko na chwilkę.

Przy kawce z ciastem siedzimy.

 

Moje i siostry dzieciaki

Przy oknie bawią się w ciszy.

Nagle… nasz synek z zachwytem,

Do męża piskliwie krzyczy:

 

„Tato! Auto jedzie samo”, –

A głos ma aż nadto dźwięczny,

– Już nieomal jest pod bramą

Klucz do kłódki jest… konieczny”!

 

„Jedzie samo, jedzie samo”

To prawda wtedy jedynie,

Gdy cymbał taki jak ja

Zapomni o starej maksymie:

 

„Pamiętaj o tym, by zawsze,

I jest to wymóg konieczny,

Na okres postoju auta

Zaciągać hamulec ręczny”!

 

Auto – debil

Bardzo kocham… samochody.

Często bywam na wyścigach.

Lubię, gdy „jakieś ferrari”

Ze świstem przede mną śmiga.

 

Tam też poznałam chłopaka.

Na randkę się umówiłam.

Wiedział, że lubiłam jeździć,

Chociaż się tym nie chwaliłam.

 

On, nie wiedziałam dlaczego,

Wbił sobie niestety w głowę,

Że na pierwszą naszą randkę

Przyjedzie swym samochodem.

 

Dla mnie auto przede wszystkim

Musi być sprawne i tanie.

On oczywiście w tej kwestii

Ma zupełnie inne zdanie.

 

Przyjechał okrężną drogą

Swoją nowiuteńką furą,

Bo… on musi mieć przyjemność

I wykazać się brawurą!

 

Później zajechał na stację.

Musiał „schella” zatankować,

Bo silnik wysokoprężny

Tylko ten olej „przyjmował”.

 

Gdy czułam zniecierpliwienie,

On jeszcze na myjnię skręcił,

Żeby mu autko umyli

Jacyś znajomi ajenci.

 

Nudziłam się, więc bezczelnie

Żądał, żebym odkurzyła

Piękne skórzane fotele,

To nie będę się nudziła.

 

Mocno wkurzona poczułam,

Że dłużej z nim być nie mogę.

Kazałam się wieźć do domu.

Znów wybrał… okrężną drogę!

 

Ćwiczenia

Ćwicząc ostro na siłowni

Zapomniałem, że dziś muszę

Stawić się w „Nauce Jazdy”

Na specjalną jazdę – fuchę!

 

Mam spróbować, jak się jeździ

Na placyku manewrowym,

Co dotąd był kryty szutrem[1],

A teraz jest betonowy!

 

Jestem w formie, więc by zdążyć

Biegłem tak jak na zawodach.

Cieszyłem się, że do woli

Będę mógł autem kierować.

 

Zdyszany chcę wsiąść do „Elki”.

Chwyciłem za klamkę drzwiczek,

Lecz zanim je otworzyłem,

Jakiś wrzask ze środka słyszę.

 

To instruktor darł się na mnie:

„Gdzie! Do tyłu”! Więc tam wsiadłem.

On się śmieje rozbawiony,

A ja z nerwów aż… pobladłem.

 

Chichotał  dość długą chwilę.

Nie wyczułem skąd ta heca.

Wreszcie wyjaśnił, że tylko

Chodziło mu o mój… plecak.

[1] Szuter – drobno pokruszone kamienie wysypywane na drogi

Śledztwo

Bardzo krótko od zakupu

Nowego, pierwszego auta

Spotkała nas niespodzianie

Samochodowa… plajta!

 

Kupiłem auto na raty.

Nie mam jeszcze autocasco.

Na starcie mego małżeństwa

Zamiast szczęścia, wielkie fiasko!

 

Skradziono je nam sprzed domu

W nocy, kiedy wszyscy spali.

Auto miało blokadę, więc

Na lawetę je wciągali.

 

Widać po sposobie działań,

Że je zrobili fachowcy.

Dla nich ten sposób kradzieży

Był jednoznacznie nieobcy.

 

Tak mi tłumaczył policjant,

Który to śledztwo prowadził.

Mówił, że są duże szanse,

Ale szczegółów nie zdradził.

 

Po tygodniu zwrócił autko.

Znaleziono je w garażu

Gangu samochodowego

Podczas próby demontażu.

 

Minęło kilka miesięcy.

Mój samochód fajnie „hula”.

Czasem jeżdżę nim do pracy.

Dziś także byłem. Akurat

Zepsuło się auto szefa.

Do domu Go odwoziłem.

Nagle zatrzymał nas patrol

Bardzo bezwzględnie, na siłę!

 

Oddział antyterrorystów

Jak na wojnę uzbrojony

Wyciągnął nas z samochodu

Kajdankami połączonych.

 

Potem było jeszcze gorzej.

Prokurator sankcję wydał,

Żeby aż do wyjaśnienia

Obu na „dołku” zatrzymać.

 

Siedzieliśmy tam dopóty,

Dopóki nie wyjaśniono,

Że „system” nie wiedział o tym,

Iż samochód znaleziono,

A mnie, właściciela, teraz

Jako złodzieja śledzono.