Maksyma

Kilka lat temu mąż dostał

Od firmy auto służbowe.

Wcześnie jeździł nim dyrektor.

Ponieważ otrzymał nowe,

To dotychczas używane

Przekazał memu mężowi,

Czyli swojemu zastępcy –

Głównemu Inżynierowi.

 

Auto bez żadnej… obsady.

Jak inni użytkownicy

Będąc swym własnym kierowcą

Na siebie tylko mógł liczyć.

 

Mógł też, po koszcie paliwa,

Wóz prywatnie użytkować.

Zabrał nas więc na wakacje.

Wyprawa była… bombowa!

 

Dzieciaki były szczęśliwe

Zachwycone pięknym wozem,

A mój mąż  jako kierowca

Sprawdzał się też nie najgorzej.

 

W drodze powrotnej byliśmy

W odwiedzinach u rodziny.

Wpadliśmy tylko na chwilkę.

Przy kawce z ciastem siedzimy.

 

Moje i siostry dzieciaki

Przy oknie bawią się w ciszy.

Nagle… nasz synek z zachwytem,

Do męża piskliwie krzyczy:

 

„Tato! Auto jedzie samo”, –

A głos ma aż nadto dźwięczny,

– Już nieomal jest pod bramą

Klucz do kłódki jest… konieczny”!

 

„Jedzie samo, jedzie samo”

To prawda wtedy jedynie,

Gdy cymbał taki jak ja

Zapomni o starej maksymie:

 

„Pamiętaj o tym, by zawsze,

I jest to wymóg konieczny,

Na okres postoju auta

Zaciągać hamulec ręczny”!

 

Auto – debil

Bardzo kocham… samochody.

Często bywam na wyścigach.

Lubię, gdy „jakieś ferrari”

Ze świstem przede mną śmiga.

 

Tam też poznałam chłopaka.

Na randkę się umówiłam.

Wiedział, że lubiłam jeździć,

Chociaż się tym nie chwaliłam.

 

On, nie wiedziałam dlaczego,

Wbił sobie niestety w głowę,

Że na pierwszą naszą randkę

Przyjedzie swym samochodem.

 

Dla mnie auto przede wszystkim

Musi być sprawne i tanie.

On oczywiście w tej kwestii

Ma zupełnie inne zdanie.

 

Przyjechał okrężną drogą

Swoją nowiuteńką furą,

Bo… on musi mieć przyjemność

I wykazać się brawurą!

 

Później zajechał na stację.

Musiał „schella” zatankować,

Bo silnik wysokoprężny

Tylko ten olej „przyjmował”.

 

Gdy czułam zniecierpliwienie,

On jeszcze na myjnię skręcił,

Żeby mu autko umyli

Jacyś znajomi ajenci.

 

Nudziłam się, więc bezczelnie

Żądał, żebym odkurzyła

Piękne skórzane fotele,

To nie będę się nudziła.

 

Mocno wkurzona poczułam,

Że dłużej z nim być nie mogę.

Kazałam się wieźć do domu.

Znów wybrał… okrężną drogę!

 

Ćwiczenia

Ćwicząc ostro na siłowni

Zapomniałem, że dziś muszę

Stawić się w „Nauce Jazdy”

Na specjalną jazdę – fuchę!

 

Mam spróbować, jak się jeździ

Na placyku manewrowym,

Co dotąd był kryty szutrem[1],

A teraz jest betonowy!

 

Jestem w formie, więc by zdążyć

Biegłem tak jak na zawodach.

Cieszyłem się, że do woli

Będę mógł autem kierować.

 

Zdyszany chcę wsiąść do „Elki”.

Chwyciłem za klamkę drzwiczek,

Lecz zanim je otworzyłem,

Jakiś wrzask ze środka słyszę.

 

To instruktor darł się na mnie:

„Gdzie! Do tyłu”! Więc tam wsiadłem.

On się śmieje rozbawiony,

A ja z nerwów aż… pobladłem.

 

Chichotał  dość długą chwilę.

Nie wyczułem skąd ta heca.

Wreszcie wyjaśnił, że tylko

Chodziło mu o mój… plecak.

[1] Szuter – drobno pokruszone kamienie wysypywane na drogi

Śledztwo

Bardzo krótko od zakupu

Nowego, pierwszego auta

Spotkała nas niespodzianie

Samochodowa… plajta!

 

Kupiłem auto na raty.

Nie mam jeszcze autocasco.

Na starcie mego małżeństwa

Zamiast szczęścia, wielkie fiasko!

 

Skradziono je nam sprzed domu

W nocy, kiedy wszyscy spali.

Auto miało blokadę, więc

Na lawetę je wciągali.

 

Widać po sposobie działań,

Że je zrobili fachowcy.

Dla nich ten sposób kradzieży

Był jednoznacznie nieobcy.

 

Tak mi tłumaczył policjant,

Który to śledztwo prowadził.

Mówił, że są duże szanse,

Ale szczegółów nie zdradził.

 

Po tygodniu zwrócił autko.

Znaleziono je w garażu

Gangu samochodowego

Podczas próby demontażu.

 

Minęło kilka miesięcy.

Mój samochód fajnie „hula”.

Czasem jeżdżę nim do pracy.

Dziś także byłem. Akurat

Zepsuło się auto szefa.

Do domu Go odwoziłem.

Nagle zatrzymał nas patrol

Bardzo bezwzględnie, na siłę!

 

Oddział antyterrorystów

Jak na wojnę uzbrojony

Wyciągnął nas z samochodu

Kajdankami połączonych.

 

Potem było jeszcze gorzej.

Prokurator sankcję wydał,

Żeby aż do wyjaśnienia

Obu na „dołku” zatrzymać.

 

Siedzieliśmy tam dopóty,

Dopóki nie wyjaśniono,

Że „system” nie wiedział o tym,

Iż samochód znaleziono,

A mnie, właściciela, teraz

Jako złodzieja śledzono.

 

 

 

 

Szansa

Krewni na urlop jechali

Nowo zakupionym autem.

Wózek fajny, mało pali

Lakier ekstra, autko… kształtne

I do tego nie za drogie.

Zachwyceni są zakupem.

Takiej szansy by zaniechał

Chyba… nadzwyczajny głupek!

 

Zbywca chwalił, że wystarczy

Napełnić bak i pojechać

Nawet w podróż zagraniczną;

Cały świat Im się uśmiechał.

 

Uwierzyli. Nie sprawdzili

Nawet podstawowych rzeczy.

Pojechali, a znajomy

Zapomniał się… ubezpieczyć!

Sto kilometrów od Rzymu,

Auto im się „rozkraczyło”.

Z kasą krucho, upał srogi,

A miało im być tak miło…

Wgniecenie

Dziś w centrum na skrzyżowaniu

Jakiś kierowca wiekowy

Uszkodził mi tylny zderzak

Tak, że wgłębienie wyżłobił.

 

Za nic nie chciał mi uwierzyć

Że to on zagniótł mój zderzak,

Bo „nikomu  takiej szkody

Zrobić wcale nie zamierzał”!

 

I żeby mi udowodnić,

Że nie on zrobił tę szkodę,

Wycofał trochę i ponownie

Uderzył „mój tył swym przodem”.

 

Krzyczałem „Przestań” i nawet

Zatrzymać go próbowałem,

A w efekcie jego akcji

Większe uszkodzenia miałem.

 

Lecz tym razem jego zderzak,

Choć stalowy, doznał szwanku.

Mandat i koszty naprawy

Dwóch pojazdów ma jak w banku!

 

Na własnych śmieciach…

Przez pół roku mnie nie było

W Naszym ukochanym Kraju,

Bo w tym czasie przebywałem

W naprawdę  realnym  Raju!

 

Gdzie szczere serce i umysł.

Nikt nie zamyka drzwi i bram.

Uczciwość i bezpieczeństwo.

Nieznane też pojęcie „cham”!

 

Przesiąknąłem tym klimatem.

Ale kiedy powróciłem

Do polskiej rzeczywistości,

To zaraz się otrzeźwiłem.

 

Nie zamknąłem małej szybki

Z prawej strony w samochodzie.

Zaraz ktoś zabrał telefon,

Aktówkę i starą odzież!

 

Cena paliwa +

Pracuję na Stacji „Orlen”

Przy nie dość ruchliwej trasie.

Tankują u mnie kierowcy,

Których większość z sobą  zna się.

 

Jedna stacja jest w miasteczku,

Więc znam wszystkie samochody.

Dzisiaj jednak brał paliwo

Ktoś nieznany, dosyć młody.

 

Zatankował etylinę

Za sześćdziesiąt siedem złotych.

Prosił o fakturę kładąc

Dwie pięćdziesiątki – banknoty.

 

Wydałem resztę w monetach

W sumie trzydzieści trzy złote.

Były to: złotówka, dwójka

W „towarzystwie” trzech dziesiątek.

 

Powiedział do mnie „Chwileczkę”

I na liczydle z komórki

Policzył, że mam mu wydać

Jeszcze całe dwie „złotówki”!

 

Wygląda na to, że facet

Uwierzył w Kukiza słowa,

Że z ceny paliwa zniknie

Bez mała trzyprocentowa

Opłata paliwowa.

Pikanie

Zepsuło się nasze auto

I na kilka najbliższych dni

Teść użyczył mi swą brykę.

„Auto jest sprawne”, zapewnił.

 

Parkowałem w ciasnym miejscu

Uważnie, by nie uderzyć

Lub nie porysować wozu,

Bo teść tego by nie przeżył.

 

Tak uważałem na boki,

Ze kufrem wjechałem w… murek!

Bardzo byłem zły na siebie.

Zaparkowałem jak dureń!

 

Mocno wkurzony na siebie,

Że tak mogłem się wydurnić,

Krzyknąłem, że nie zadziałał

Żaden pie***lony czujnik!

 

Żona, która przez cały czas

Siedziała w fotelu obok,

Przyznała, że Ona czujnik

Wyłączyła… odruchowo,

Bo przez radyjko słuchała

Swą ulubiona piosenkę

I nie chciała, by piskanie

Zagłuszało… piękny refren!

Aspiryna

Byłam lekko przeziębiona,

Ale zwolnienia nie miałam,

Gdyż jeszcze mogłam pracować,

Bo „tylko troszkę chrypiałam”.

 

W taki sposób mój stan zdrowia

Otaksowała lekarka:

Na razie nic się nie dzieje.

Mam przyjść, kiedy zacznę… charkać.

 

Już w nocy czułam ból gardła.

Że miałam niemieckie  „Isla”,

Zaczęłam ssać te tabletki

I mej lekarce „wymyślać”.

 

Przypomniałam sobie także

Dobre porady babcine,

Żeby zawsze mieć przy sobie

Musującą Aspirynę.

 

Rano jechałam do pracy

W drugim wagonie tramwaju.

Zawsze tak jeżdżę, bo luźniej.

Można rzec, że mam w zwyczaju.

 

Jednak tym razem doczepka

Była trochę zatłoczona.

Znalazłam luźniejsze miejsce,

Mogłam poruszać rękoma!

 

Chciałam na gardło wziąć „Islę”.

Po omacku z dużym trudem

Wydostałam z mej torebki

Lekarstwa niewielką grudę.

 

Wzięłam ją do ust i nagle

Poleciał z nich gejzer piany.

Pomyliłam pastyleczki!

Sąsiad obok ochlapany!

 

Ja się krztuszę. Ludzie obok

Sytuacją przerażeni

Zamiast próbować mi pomóc,

W panice się odsunęli.

 

Przestraszyła ich zapewne

Moja przerażona mina

I przypuszczenie, że piana

To niebezpieczna… toksyna.

 

Od tej pory śmiać mi się chce

Zawsze, kiedy to wspominam:

Na tłok najlepszym lekarstwem –

Musująca aspiryna!