Konsekwencje

Jestem lekarzem rodzinnym.

Dziś wracając ze szkolenia

Byłam mimowolnym świadkiem

Nieszczęśliwego zdarzenia.

Jadące z przeciwka auto

Zjechało nagle do rowu.

Droga śliska, wpadło w poślizg.

Nie ma innego powodu.

 

Bez zwłoki się zatrzymałam,

Żeby udzielić pomocy.

Kierowcy nic się nie stało,

Natychmiast z auta wyskoczył.

 

Jednak jego pasażerka

Miała czoło skaleczone,

A półtoraroczne dziecko

Było bardzo zakrwawione.

Nie mieli zapiętych pasów.

Rany dziecka są dotkliwe

Wskutek tego, że niestety

Uderzyło w przednią szybę.

 

Wezwałam natychmiast erkę

I ratowałam chłopczyka,

Który był już nieprzytomny

I bardzo ciężko oddychał.

Przyjechało pogotowie

I pokrzywdzonych zabrało.

Zostawiłam swe namiary,

Gdyby mnie potrzebowano.

 

Dziś zadzwoniła kobieta,

Że jej dzieciaczek nie żyje

I mnie o to oskarżyła

Grożąc mi, że mnie zabije.

Ja mu główkę uszkodziłam

Źle udzielając pomocy,

A ponadto gdzieś zgubiłam

Synka ukochany… kocyk!

 

Nie ja jechałam bez pasów

Z małym dzieckiem na kolanach.

Najłatwiej jest swoją winę

Na niewinnych ludzi zwalać

Dlaczego?

Na ruchliwym skrzyżowaniu

Jakaś babka bez sumienia

Potrąciła mój samochód

I zwiała z miejsca zdarzenia.

 

Zdążyłam sfotografować

Tablicę rejestracyjną.

Fotkę oddałem Policji,

Żeby ukarała winną.

 

Policja wnet ustaliła,

Że sprawcą była dziewczyna,

Której nigdy nie widziałam,

Choć była żoną kuzyna.

 

Dziś według całej rodziny

Jestem winna jej kłopotów.

Odczuwam w stosunku do mnie

Niechęć lub próbę bojkotu.

Bo ja siebie najechałam

Przodem auta na swój zderzak.

W dodatku też nie mam prawka

I sobie drogę zajeżdżam.

 

Czy to ja jechałam autem

Bez hamulców i uprawnień?

Gdzie w tym wszystkim jest logika?

I dlaczego padło na mnie?

Rozprysk

Jechałem  spokojnie traktorem

Holując beczkę z gnojówką.

Mam ekologiczną farmę,

Taki nawóz – samo zdrówko!

Chciałem ją wylać na pole.

Jesień już była na dworze.

Zawsze swe pole przed zimą

Tą gnojowicą nawożę.

Jechałem wolno, ostrożnie.

Droga nie była najlepsza.

Jakiś debil jechał za mną,

Do przodu nie mógł się przepchać.

 

Ciężko było manewrować,

Bo droga bardzo nierówna

I nie chciałem, by o niego

Zahaczyć zbiornikiem g**na.

 

On „siedział mi na zderzaku”.

Ciągle mi „długimi” świecił.

Mógł wyprzedzać, miał pas wolny,

Bo nikt nie jechał naprzeciw!

 

Wkurzyłem się i „niechcący”

Załączyłem „spryskiwanie”,

Ciesząc się, że prześladowcy

Spuściłem porządne lanie.

On rzeczywiście wyglądał,

Jakby rozbił się o klozet.

Jednak później wyszło, że jest

Utajnionym… radiowozem.

Trudny początek

Poznałem fajną dziewczynę.

Ładna, zgrabna, no i mądra.

Zaprosiła mnie do domu.

I wtedy… klapa! Monodram!

 

Bo kiedy jechałem do niej,

To nagle się zagapiłem

I stojące na poboczu

Czyjeś auto uszkodziłem.

Pilno mi było do lubej,

Lecz jako człowiek rzetelny

Zatknąłem za wycieraczką

Numer komórki. Czytelny!

Jednocześnie jednym słowem

Przeprosiłem za ten kłopot

I wsiadłem do samochodu

Odjeżdżając z piskiem opon.

 

Przyjechałem do dziewczyny.

Siedziałem u niej z godzinę.

Nagle zjawił się jej ojciec

Klnąc jak… tu resztę pominę.

Był bardzo nabuzowany

I pomstował na wandali,

Którzy drzwiczki jego auta

Fatalnie zarysowali.

 

Po chwili się zreflektował,

Że jednak coś może pomóc.

Wyszedł i przyniósł mą kartkę

Z namiarem do telefonu.

Wybrał zapisany numer.

Chwila czekania niemiła.

Chyba wiecie, która zaraz

Komóreczka zadzwoniła?

Niefart

Miałam zdawać dziś egzamin

Praktyczny na prawo jazdy.

Bardzo się denerwowałam.

Stresuje się przecież każdy.

 

Wynikiem tego biegunka

I uciążliwy ból głowy,

No, a zakaz jazdy prowadzenia

Dodatkowo mnie już dobił.

 

Czy to z powodu biegunki

Nie wsiadłam do samochodu?

Nie o tapicerkę chodzi.

Nie miałam z sobą. .. dowodu!

Prima Aprilis

Było to pierwszego kwietnia.

Wróciłam później do domu.

Od progu prosiłam męża,

Żeby mi koniecznie pomógł,

Gdyż wgniotłam bok samochodu

I z policją mam kłopoty.

Stwierdził, że nie da się wkręcić,

Bo nie w głowie mu… głupoty.

 

Usiadłam grzecznie tuż przy nim.

Nie muszę się dziś tłumaczyć.

Jutro będzie ten dzień prawdy,

Kiedy samochód zobaczy!

Wybór

Spóźniłem się dosyć mocno

Na urodziny syneczka.

To wyjątkowy dzień dla mnie

I przedszkolnego człowieczka.

 

Jakaś baba wyjeżdżając

Z parkingu osiedlowego

Uszkodziła mój samochód.

To powód spóźnienia mego.

Nikomu się nic nie stało,

Ale ta durna kobieta

Na mnie winę zrzucała, bo

„Zawsze jest wina faceta”!

W dodatku mnie nie widziała,

Gdyż „podstępnie” podjechałem.

A że się nie przyznawałem,

Zaraz Policję wezwała.

Dwie godziny czekaliśmy,

Zanim radiowóz dojechał.

Policjant wyśmiał jej wersję,

Wlepił mandat i… odjechał.

 

Synek czekał zapłakany.

Nie chciał rozpocząć imprezy

Bez taty, który nie przyszedł

I Go o tym nie uprzedził.

Wytłumaczyłem malcowi,

Co na parkingu się stało.

Że to wina tej kobiety.

Za jej sprawą taki chaos.

 

Mały skwitował to szybko:

Ja też kocham samochodzik,

Ale zawsze go zostawię

Dla ciebie, choć mnie… zawodzisz.

Pomoc na drodze

Spieszyłam się, jak co roku,

Do rodziny na wigilię.

Corocznie jeżdżę do mamy,

By spotkać całą familię.

 

Nagle od strony silnika

Usłyszałam zgrzyt złowrogi

I auto się zatrzymało

Dosłownie na środku drogi.

 

Chciałam zepchnąć na pobrzeże,

Lecz nie miałam na to siły.

Miałam szczęście, bo po chwili

Dwaj faceci się trafili.

Zatrzymali swój samochód

Ofiarując swoją pomoc.

Uznałam to za łut szczęścia.

Wokół pustka. Żadnych domostw.

 

Pomogli mi zepchnąć auto

I natychmiast odjechali.

A razem z nimi dwie pełne

Reklamówki z prezentami.

Łoś na pasach

Widziałem małą dziewczynkę

Jak przechodziła przez jezdnię.

Szła przepisowo po pasach

Bardzo uważnie, niespiesznie.

 

Do przejścia dojechał nagle

Duży rodzinny samochód.

Zaczął trąbić, a dziewczynka

Chciała uciekać w popłochu.

Potknęła się nieszczęśliwie.

Uderzyła o coś główką.

Sprawdzam. Straciła przytomność.

Całe szczęście, że na krótko.

 

A ten „łoś” w olbrzymim kombi?

Dalej trąbił, nadal trąbił…

Na żądanie

Mam swój samochód w serwisie.

Drobny remont, nic wielkiego.

Przez trzy dni muszę korzystać

Z autobusu podmiejskiego.

 

Niedaleko mego domu

Jest przystanek na żądanie.

Kilka razy machniesz ręką

I autobus ci przystanie.

Rano czekam na przystanku.

Miałem pojechać do pracy.

Sam czekałem. Deszcz zacinał.

Czy kierowca mnie zobaczy?

 

Kiedy autobus nadjeżdżał,

Podszedłem do krawężnika.

Kierowca mnie zauważył

I załączył prawy migacz.

Podjeżdżając na przystanek,

Chyba nie widział kałuży.

Ochlapał mnie mocno błotem

I natychmiast dalej ruszył.

 

Krzyknął tylko, że nie może

Zabrać mnie, bom ubłocony.

Poza tym bardzo się spieszy,

Bo autobus jest spóźniony.