Zza ściany

Cały dzień przed egzaminem

Spędziłem na zakuwaniu.

Jednak, gdy już nastał wieczór,

To pomyślałem o spaniu.

 

Położyłem się dość wcześnie,

Żeby od rana być w formie.

Nim zasnąłem, usłyszałem

Przez ścianę krzyki potworne.

Sąsiadka zaczęła… rodzić!

I to był tych wrzasków powód.

Sąsiedzi postanowili,

By poród odbył się w domu.

 

Wstałem rano przymulony,

A krzyki nadal nie cichły.

Ważny egzamin oblałem,

A krzyki także umilkły.

 

Urodziła, lecz w szpitalu.

Poród był skomplikowany.

Jutro mam zdawać „poprawkę”;

Słyszę płacz dziecka zza ściany…

Lista obecności

Miałam w klasie dwóch kolegów:

Jeden z nich to Jaś Ruchała.

„Starego”, to godność drugiego,

Która się nie odmieniała.

 

Na początku każdej lekcji

Obecność uczniów sprawdzano.

Całą listę po nazwiskach

Z dziennika odczytywano.

 

Wyobraźcie sobie brzmienie

Zbitki nazwisk z takiej listy:

„Pęksa, Ruchała, Starego” –

Efekt dosyć oczywisty.

I tak kilka razy dziennie

Monotonnie i niezmiennie.

“Gitariada”

Żona podwożąc codziennie

Syna do jego liceum

Zabierała też po drodze

Jacka – kolegę „od pieluch”.

Jacek grywał na gitarze.

Często instrument brał z sobą.

Miły, spokojny, taktowny.

Jest nader miłą osobą.

 

Dziś, po przyjeździe do szkoły,

Gdy wysiedli, nagle draka.

Jacek miał swoją gitarę,

Ale nie zabrał plecaka.

Bez książek oraz zeszytów

Nie ma po co iść na lekcje.

Żona z nim wraca do domu.

Nie ma zmiłuj. Chce, czy nie chce.

 

Szukali w domu u Jacka,

Lecz nie znaleźli plecaka.

Wrócili do szkoły. Jest plecak.

Przywiózł go tata chłopaka.

Zauważył, że nie zabrał

I wnet zawiózł go do szkoły.

Od razu wtargnął na lekcję

Ratować syna w niedoli.

W klasie nie było Jacka.

Brak także jego gitary.

Zdenerwowany uważał,

Że syn poszedł na wagary.

 

Wszystko o tym wydarzeniu

Żona mi opowiedziała

I mnie chłopaków ze szkoły

Odebrać dziś nakazała.

 

Jadę po nich. Widzę trójkę.

Czekał następny kolega,

Który też chciał by go podwieźć,

Bo w upale trudno biegać.

Upchali się w samochodzie.

Ruszając mówię Jackowi:

„Nie martw się tym zamieszaniem.

Ja też, tak jak ty, bym zrobił.

Wziąłeś, co ważne dla ciebie –

Nie zeszyty, lecz instrument.

Ja pilnowałem zeszytów.

Żałuję, że grać nie umiem”.

 

Tak pocieszałem chłopaka.

Gdy pól drogi ujechałem,

Jacek zdenerwowany krzyknął:

„Stop! Gitary zapomniałem”!

Rola życia

Mój trzynastoletni synek

Trafił dzisiaj do szpitala,

Gdyż miał napad epilepsji.

Kolega w szatni go znalazł.

 

Przerwałem ważne spotkanie,

Które w firmie prowadziłem

I natychmiast na wezwanie

Wychowawcy popędziłem.

 

Po trzech godzinach czekania

W strachu na wyniki badań

Obserwuję, że nerwowość

W pracę lekarzy się wkrada.

Obawiam się najgorszego,

Bo brak najmniejszego znaku,

Który mógłby być wskazówką

Do rozpoznania ataku.

Trzeba rozszerzyć diagnozę,

Tak pan ordynator orzekł.

 

Młody, gdy tylko usłyszał,

Że zostanie na badaniach,

Nagle wyzdrowiał i wreszcie

Przyznał się do… udawania.

Powiedział, że nie był dobrze

Przygotowany do lekcji

I dlatego w szkolnej szatni

„Zagrał” atak epilepsji.

 

Najgorsze jest jednak to, że

Ten świrowaty matołek

Jest z siebie nadzwyczaj dumny,

Iż jest wspaniałym aktorem.

Dorosłość

Mam córkę dwunastolatkę.

Uczęszcza do szóstej klasy.

Nie uważa się za dziecko,

Lecz kobietę. Takie czasy!

Staram się ją zatrzymywać

W domu, ale nie usiedzi.

Boję się, by nie daj Boże,

Nie nabawiła się biedy.

W przeddzień wyjazdu na biwak

Rozmawiałam z wychowawcą,

Żeby dyskretnie się przyjrzał

Mej córeczce dość badawczo.

 

Po godzinie mam telefon.

Wychowawca informuje,

Że widział mą dziewczynkę, jak

Prezerwatywy kupuje

Z automatu w CPN – ie.

Przy niej stała koleżanka

I trochę starszy młodzieniec.

 

Wieczorem, kiedy wróciła,

Do jej pokoju zajrzałam

I zobaczyłam, jak właśnie

Coś pod materac chowała.

Kazałam jej oddać to coś.

Patrzę, wszystko się zgadzało

Były to prezerwatywy.

W paczuszce dwóch brakowało…

Pokazówka

Jestem „panią od biologii”.

Wykładam ją w średniej szkole.

Czasem jednak mam wrażenie

Że to tylko jest przedszkole.

 

Dzisiaj prowadziłam lekcję

O przebiegu zapłodnienia.

Znalazł się natychmiast śmieszek,

Który tą treść w żart zamieniał.

Temat w jego wyobraźni

Stał się nagle przezabawny

W taki sposób, w jaki zwykle

Przedstawiają w cyrku błaźni.

Klasie niewiele potrzeba,

Żeby zareagowała

I po chwili cała młodzież

Głośno się z dowcipu śmiała.

 

Ja w tym czasie na tablicy

Rozrysowałam macicę.

Żeby przywrócić porządek,

To do niej zaczęłam… krzyczeć:

„Przestań się zaraz wygłupiać

I skup się na mej macicy”!

 

Nie była to zbyt fortunna

Prezentacja przy tablicy.

Koder – dekoder

Różnie bywa w światku szkolnym.

Są sympatie, uprzedzenia.

Czasem do tego jest powód,

Często jest to bez znaczenia.

 

Ten przypadek mnie dotyczy.

Biologica mnie nie znosi.

Ciągle o coś mnie się czepia.

Czasem to ja mam już dosyć!

 

Dzisiaj, na przykład, był sprawdzian.

Zabrała arkusz kumplowi,

Który, aż dwie ławki za mną,

Nad odpowiedziami się głowił.

Mnie także pracę zabrała

I obydwóch nas ta żmija

O niesamodzielność pracy

I ściąganie oskarżyła.

 

Obydwaj, choć przeziębieni,

Mimo, że nas gardło boli,

Żeby napisać ten sprawdzian,

Przywlekliśmy się do szkoły!

 

Ale ona stwierdziła, że

Zbyt częste pokasływanie

Oraz pociąganie nosem,

To specjalne „kodowanie”.

Cały czas na nas patrzyła

I nie przestawała śledzić.

Jest pewna, że to był sposób

Przesyłania podpowiedzi.

Porównanie

Byłem wezwany do szkoły

Przez nauczycielkę syna.

Często zdarza mu się podpaść,

Więc dla mnie to nie nowina.

 

Spytałem go, co nabroił.

Opowiedział, co się stało

Mówił „na ucho” kumplowi

Coś, co klasę rozbawiało.

 

To tylko była uwaga

Na temat pani siedzenia.

Nie kupiłem wyjaśnienia,

Ponieważ użył zdrobnienia.

 

Pod przymusem mi się przyznał,

Że powiedział tymi słowy:

„Ona ma tak grubą d**ę,

Jaką mają mleczne krowy”.

 

Chociaż bardzo się starałem,

To ja też się roześmiałem.

Znam tą panią z wywiadówek

I wiem, że ma „boczki grube”.

Wszystkie osoby otyłe

Mają także gruby t**ek.

Nie powinien jednak młody

Porównywać jej do krowy!

Świąteczna laba

Biologiczka przed Świętami

Zadała nam mnóstwo zadań..

Tyle pracy w czasie ferii,

Czy to czasem nie przesada?

Choć wczoraj była kartkówka,

Po Świętach ma być klasówka,

Więc zamiast świątecznej laby

Czeka nas niezła harówka!

 

Pamiętam, że w Śmigus – Dyngus

Zamiast dziewczyny oblewać,

To musiałem w książkach czytać

Wiele głupot o amebach.

 

Na pierwszej lekcji po świętach

Przed rozpoczęciem klasówki

Spytaliśmy o wyniki

Tej przedświątecznej kartkówki.

Biologiczka z oburzeniem

Stwierdziła, że jeszcze nie wie,

Bo po to są Święta, żeby…

Miała czas tylko dla siebie!

Ubiór zdobi?

Działo to się w zeszłym roku.

Zaspałam na ważny wykład.

Ubierałam się w pośpiechu.

Sytuacja dość niezwykła.

Pobiegłam do samochodu.

Jechałam szybko, jak mogłam .

Późno, więc parking zapchany.

Wreszcie jakoś się dowlokłam…

 

Weszłam do auli. Słuchacze

Czekali na mnie od rana.

Przez spóźnienie, pośpiech, nerwy

Byłam dosyć mocno zgrzana.

Z wielką ulgą zdjęłam sweter.

Ku swojemu przerażeniu

I uciesze audytorium

Stwierdziłam braki w odzieniu.

 

Patrzy na mnie setka ludzi.

Wszyscy kompletnie ubrani,

A ja, ich wykładowczyni,

Mam na sobie tylko stanik!