Zaklęty krąg

Mam fajnego profesora.

Męczy nas matematyką,

Ale kiedyś nieświadomie

Skojarzył się z erotyką.

 

Chodząc po klasie wyjaśniał,

Że okrąg jest „jakimś zbiorem”,

Lecz uczniów tylko ciekawił

Jego rozpięty rozporek.

Każdemu się może zdarzyć

Taki defekt garderoby,

Ale była jeszcze puenta

I tutaj ją chcę wydobyć.

 

Nieświadomy sytuacji

Podszedł jeszcze do tablicy.

Narysował kredą okrąg,

Żeby zbiór punktów przećwiczyć.

 

Potem zrobił krok do tyłu.

Ocenił własny rysunek

I zwrócił się w stronę klasy.

Na twarzy widać frasunek.

Klasa też patrzy na niego.

Wszystko wokoło ucichło.

„Bardzo państwa chcę przeprosić

Za to, że jajo mi wyszło”.

PS.

Muszę tutaj podpowiedzieć

W geometrii niezbyt biegłym,

Że okręgiem jest zbiór punktów

Równo od środka odległych.

Ale numer…

W liceum, w którym się uczę,

Szukano dziś dawców szpiku.

Młodzież akcję popierała,

Więc chętnych było bez liku.

Każdy z uczniów musiał oddać

Próbkę swej krwi do zbadania.

Chcieli to zrobić dość szybko,

Bez nadmiernego czekania.

 

Wydano wszystkim numerki.

Los zdecydował, kto kiedy

Ma wejść do tego pokoju,

Gdzie próbki pobierał medyk.

Mnie wybrano, bym pilnował

Ustalonej kolejności.

Stałem tak jakby na „bramce”

Przed klubem wpuszczając gości.

 

Jednak rwetes był okropny.

Ciągle ktoś z boku szturmował,

Żeby obok mojej „bramki”

Bez kolejki się wpakować.

W końcu mi się pomieszało,

Ile „numerków” wpuściłem.

Do pierwszej z brzegu dziewczyny

Z zapytaniem się zwróciłem.

– Numerek?- Pytam służbowo,

Chcąc się upewnić, czy ona

Jako następna z kolejki

Może zostać przepuszczona.

 

Dziewczyna się oburzyła.

Nawet się nie obejrzałem,

Kiedy bardzo mocno „z liścia”

Potraktowany zostałem.

Przeszła obok mnie nie patrząc,

Tak jak bym był zwykłym zerem.

Nie raczyła odpowiedzieć,

Jaki był ten jej numerek.

Prawo młodości

Prowadziłam dziś prelekcję

Dla grupy chłopców z liceum.

Myślałam, że Prawo Pascala

Nie zaciekawi zbyt wielu.

Fizyka, to doświadczenie.

Więc zrobiłam prezentację,

Żeby chłopcom udowodnić

To, że pan Pascal miał rację.

 

Byłam bardzo zaskoczona,

Że się interesowali.

Przez cały wykład uważnie

Patrzyli się i słuchali.

 

Po zajęciach, w toalecie,

Jak poprawiałam grzyweczkę,

Odkryłam, że moje piersi

Prześwitują przez bluzeczkę.

Teraz wiem, że dla nich były

Ciekawsze biustu szczegóły,

Niż podawane przeze mnie

Prawa Pascala formuły.

Przedstawiona

Dzisiaj w towarzystwie męża

Poszliśmy na bal do szkoły,

W której bardzo dawno temu

Z trudem maturę gryzmolił.

Siedzieliśmy przy stoliku

W dużej grupie koleżeńskiej.

Z nami jego koleżanki

I ich „połówki” małżeńskie.

 

Bal udany. Pełen luzik.

Jestem w dobrym towarzystwie.

Słucham wspominek o czasach,

Kiedy nosili tornister.

Bawiłam się wyśmienicie

Dotąd, gdy się ukazała

Pani, w której przed ćwierćwieczem

Cała szkoła się kochała.

Była to też oczywiście

Szkolna miłość mego męża.

Zgadłam, kiedy zobaczyłam,

Jak na nią swój wzrok wytężał.

 

Podeszła do naszej grupy

Jak jakaś Koryntu córa.

On przestawił mnie przybyłej

Jako… koleżankę z biura.

0-700—-

Syn jest w szkole z internatem.

By z nami kontakt ułatwić,

Kupiliśmy mu telefon.

Nie będziemy się zbyt martwić.

Jednak troszczymy się nadal.

Codziennie dzwonimy do niego.

Często jest nieosiągalny,

Ale nie wiemy, dlaczego.

 

Pierwszy rachunek był szokiem.

Przekroczony abonament.

Trzeba zaraz, jak najszybciej

Wydatkom położyć tamę.

Do faktury operator

Załączył dokładny biling.

Na numer  0-700 – – –

Codziennie dzwonił nasz Filip.

 

Załamaliśmy się z żoną.

Nasz Filipek to sex-maniak?

Szybciutko się wyjaśniło,

Co przyczyną sprawy było:

On tylko na te numery

Grzecznie codziennie… oddzwaniał.

Siła złego

Mieszkam daleko od szkoły.

Dojeżdżam linią podmiejską.

Me spóźnienie na autobus

Może okazać się klęską.

I tak się stało już dzisiaj.

Zaważyły dwie minuty,

Że musiałam iść piechotą

Aż dwie godziny na skróty.

 

Wreszcie dotarłam pod szkołę.

Tam los się uśmiechnął do mnie.

Na chodniku pięć złociszów

Połyskiwało nieskromnie.

Choć zmęczona długim marszem

Schyliłam się, by je podnieść.

Zrobiłam to niefortunnie,

Aż popękały mi spodnie.

A w dodatku ta moneta

Została tam podłożona.

Okazało się, że była

Do chodnika przyklejona.

Karierowicz

Syn uczy się w piątej klasie.

Co miesiąc któreś z rodziców

Opowiada o swej pracy

Na poważnie, nie dla picu.

 

To tak zwane „Dni Kariery”.

Właśnie wczoraj w szkole byłem

I o pracy w swym zawodzie

Chyba godzinę mówiłem.

Jestem bankowcem ze stażem.

Gdyby nie limit czasowy

Mógłbym mówić jeszcze dłużej

Bez czytania, tylko z głowy.

Na sam koniec wystąpienia

Obietnicę chciałem złożyć,

Że ponownie jeszcze przyjdę

O finansach pogaworzyć.

 

Więc spytałem, czy są do mnie

Zapytania albo wnioski.

Zgłosiła się uczennica

I głosikiem pełnym troski

Zapytała wbrew logice:

Kiedy do nas w końcu przyjdą

Naprawdę fajni rodzice?

Do Hymnu!

Wiele hymnów jest na świecie.

Nawet szkoły takie mają.

Ale czy wy o tym wiecie,

Po co te hymny śpiewają?

 

Hymn, to zwykle pieśń pochwalna

Bóstwa lub ważnej osoby,

Idei, myśli państwowej,

Do Boga prośba błagalna.

Patriota hymn swój śpiewa,

Żołnierz, student, także uczeń.

Hymnu melodia pobrzmiewa

Spontanicznie, z falą uczuć.

Uczucia zawarte w hymnie

Choć intymne i niewinne

Jednak pasje wyzwalają,

Kierunki działań podają.

 

Tak się stało w jednej szkole.

Któryś z uczniów pieśń ułożył

I wcale się tym nie strwożył.

Znienacka, tuż po apelu,

By go usłyszało wielu

Na melodię hymnu szkoły

Zagrzewał orły, sokoły

Do walki z nauczycielami.

Czy słusznie, osądźcie sami.

 

Niedawno słyszał na WOS-ie,

Że mamy już demokrację.

Więc zorganizował akcję,

By słowo ciałem stało się.

To większość ma w szkole rządzić,

Tak to ten chłopak osądził,

To uczniów w szkole jest większość

A nauczycieli – mniejszość.

Od wielu lat się nie zmienia

I mniejszość większość ocenia.

 

Dobrze, że już Dorn z Orzechowskim

Nie rządzą edukacją Polski,

Bo jutro wszystkie dzieci nasze

Poszłyby niechybnie w kamasze.