Teatr mobilny

W autobusie miejskiej linii

Naraziłem się sąsiadce

Za to, że gdy ona stała,

To ja siedziałem na ławce.

Nakrzyczała, że ja – młody

Zostałem źle wychowany,

Bo siedzę, gdy obok stoją

Kobiety, niewiasty, damy…

Powinienem ją poprosić,

By usiadła choć na chwilę.

Postąpiłbym kulturalnie,

Grzecznie, z kindersztubą, mile.

Zdziwiłem się, bo ta babka

Nie ma pięćdziesiątki nawet.

Ale grzecznie przeprosiłem

Za niezamierzoną gafę.

Ustąpiłem jej swe miejsce.

Ona siadła, ja powstałem

I ostatnie trzy minuty

Na „stojaka” przejechałem.

Wracałem tramwajem ze szkoły

I znów, zupełnym przypadkiem,

Zobaczyłem wsiadającą

Tę samą, co rano, sąsiadkę.

Prosiłem, żeby usiadła.

Wydarła się na mnie znowu,

Że „nie jest jeszcze tak stara,

Więc siadać nie ma… powodu” !

Bardzo dziwna to kobieta,

Bo wciąż robi z siebie „teatr”.

Współczuję jej małżonkowi;

Łatwego życia z nią nie ma!

Zwrot grzecznościowy

Pracuję w restauracji, gdzie

Wszyscy są z sobą „na ty”.

Szef  niezbyt mnie lubi. On też

Nie jest cale z mej „parafii”.

Ale z wrodzonej grzeczności

Mówiłem do niego „na Pan”.

W końcu zwrócił mi uwagę,

Że ten zwrot, to spora gafa,

Bo gdy słyszy „Pan”, to czuje

Się, choć młody, zbyt nobliwie.

A on ma jeszcze czas na to,

By wyłysieć lub posiwieć.

 

Szef ma przecież zawsze rację.

We mnie nastąpiła zmiana.

Odtąd do niego się zwracam

Grzecznym zwrotem: „proszę Pana”.

Dylemat

Moja mama nigdy jeszcze

Nie miała szczęścia w miłości.

Po rozwodzie z moim tatą

Miała jeszcze pięciu gości.

 

Gdy pierwszy raz się rozwiodła,

Nie miałam jeszcze pół roczku.

Potem jeszcze było kilku

Skaczących po kwiatkach „skoczków”.

Teraz ma szóstego męża.

Z każdym była kilka latek.

Tak się stało, że poza mną

Nie ma dotąd innych dziatek.

 

Jestem już „mocno dorosła”.

Poznałam wreszcie faceta.

Jest świetny, choć dużo starszy.

Ale to nieważne, detal.

Postanowiłam, by Jego

Przedstawić „ekspertce” mamie.

Chyba już się domyślacie,

Co tu za chwilę się stanie?

 

Okazało się, że ten „gościu”

To „numer dwa” rodzicielki.

Wtedy ja byłam malutka,

A on dorosły i wielki!

Nie mogłam tego pamiętać,

Że był mężem mojej mamy.

On także nie był świadomy,

Że dwadzieścia lat „się znamy”!

 

Z mojej strony muszę przyznać,

Że się z nim dogadujemy.

Czy dla niego nie jest dziwne

Z pasierbicą chcieć się żenić?

Przecież on przez cztery lata

Przewijał mi pieluszeczki,

Karmił, ubierał, wieczorem

Czytał mi do snu książeczki!

 

Mam dylemat, co mam zrobić.

Nie wiem, jak to będzie z nami.

Ale wiem, że ja na pewno

Nie będę się pytać mamy.

Życie

Moja młodsza kuzyneczka

Weszła w okres dojrzewania.

Gadałam z nią kiedyś o życiu

Serdecznie, bez skrępowania.

 

Okazało się, że dziewczę

Zbyt płasko patrzy na świat.

Próbowałam ją przekonać,

Że życie ma wiele barw

I w nim  liczy się coś więcej,

Niż uroda i pieniądze.

Ważniejszy jest inny człowiek,

A życie to obowiązek.

 

Chciałam przez to jej powiedzieć,

Że życie to nie rozrywka.

Ona zbyła mnie słowami:

„Ty tylko tak smętnie chrzanisz,

Bo jesteś biedna i… brzydka!

Schowek

Jechałam dziś na uczelnię

Autobusem linii „dziewięć”.

Było zimno, więc włożyłam

Bluzę z kapturem na siebie.

 

Za mną siedział jakiś facet.

Ciągle z tyłu było słychać,

Kiedy on jak „z grubej rury”

Kichał, kichał i… znów kichał.

 

Zasłaniałam twarz, jak mogłam,

By nie skaził mnie wirusem.

Już nie raz złapałam katar

Podczas jazdy autobusem.

 

Od kumpeli na uczelni

Dowiedziałam się, że chyba

W kapturze mam coś schowane,

Bo jak idę, to się „kiwa”.

 

Zdjęłam bluzę, a z kaptura

Wyciągnęłam w kulki zbite

Białe chusteczki do nosa

Higieniczne i… zużyte.

Krajanka

Byłem świadkiem, jak jakiś dres

Zaczął dziewczynę obrażać.

Wyzywał od terrorystek,

Obelgami upokarzał.

Kazał szybko wyp***dalać

Do jej rodaków Arabów

Winnych za przeprowadzanie

Licznych zamachów i zabójstw.

 

Wyglądała jak Arabka,

Ale sama była w tłumie.

One nigdy nie są same.

Nie mogłem tego zrozumieć.

 

Nikt ze świadków tego zajścia

Nie zdążył zareagować.

Nagle ona do dresiarza

Wycedziła takie słowa:

„Co mi tu, ty ch**u, pie***ysz.

Spier**laj głupi frajerze.

Ja ziomalka, autochtonka!

Urodziłam się pod Zgierzem”!

Wyścig po miejsce

Weszłam do wagonu metra

I widzę dwa miejsca wolne.

Tuż za mną jeszcze wskoczyły

Dwie dziewczyny w wieku szkolnym.

 

Najpierw spojrzały się na mnie

A potem na wolne miejsca

I rzuciły się w ich stronę

Z głośnym okrzykiem zwycięstwa.

 

Gdy tylko na nich usiadły

Piąteczkę sobie przybiły,

Że w tym wyścigu o miejsce

Konkurentkę wyprzedziły.

 

Nie było to bardzo trudne.

Za nimi nie każda zdąży,

Szczególnie zaś ja, kobieta

W zaawansowanej… ciąży.

Kindersztuba

Dzisiaj byłam na zakupach

Z mężem i dwiema córkami.

Młode bardzo mnie wnerwiły

Szczeniackimi zagrywkami.

Wygłupiały się na przemian.

Śmiały się też z byle czego.

Wciąż je upominałam, by

Nie robiły nic głupiego.

Jedna drugą nakręcała

Do nowych psot i wygłupów.

W końcu starsza idąc tyłem

Dała swym wybrykom upust.

Wychodziliśmy z marketu.

Wtedy ona roześmiana

Nie widząc drogi przed sobą

Wpadła na starszego pana.

Na moją głośną uwagę:

„Co się mówi, jak przypadkiem

Ktoś na kogoś nagle wlezie

I potrąci go swym zadkiem”?

Córka nie reagowała.

Dziś nie dla Niej słowny straszak.

Starszy pan zareagował:

„Bardzo panienkę przepraszam” …

Szkoła życia

Jestem rozwódką od roku.

Ma córka dziesięciolatka

W każdy weekend jest u taty.

Do dla niej jest fajna gratka.

 

Bardzo chwali sobie chwile

Spędzone u swego ojca.

Jest tam wolna, bo jej tata

Nie pilnuje jak nadzorca.

 

W ostatni weekend została

Przyłapana na kradzieży.

Myślałam, że to pomyłka.

Nie umiałam w to uwierzyć!

 

Kradła w sklepie kosmetycznym,

Choć nic nie potrzebowała.

Byłam bardzo zaskoczona.

Ja nie tak ją wychowałam.

 

Wyjaśniła mi, że ojciec

Sam ją przyuczył do tego,

Żeby kradła, ale zawsze

Coś małego i… taniego.

Mówił, że do dwustu złotych

To jeszcze nie jest nic złego!

 

Zadzwoniłam do byłego

Żeby go za to opie***yć.

Usłyszałam, że niestety

Ja nie zrobię świata lepszym,

A nasz jeszcze Mały Kiciuś

Musi sobie radzić w życiu!

Szlachta…

Szefuję malutkiej firmie.

Tak czasem bywa na swoim,

Że sam muszę coś wykonać

Używając własnych dłoni.

W ten sposób współpracownikom

Daję przykład, że też jestem

Fachowiec jak moi ludzie,

Potem dopiero biznesmen.

Moi pracownicy wiedzą,

Że jak rozpocznę, to skończę.

I jak jest potrzeba, to ja

Nie boję się zbrudzić rączek.

Mam w tym celu w pakamerze

Zestaw ciuchów i narzędzi.

W kilka minut w „robociarza”

Przeistoczy się „urzędnik”.

Ale teraz coraz rzadziej

Naprawy robię od razu.

Po prostu mam tyle zajęć,

Ze brakuje mi wprost czasu.

 

Dzisiaj miał przyjść na rozmowę

Kandydat, co teraz za mnie

Ma wykonywać naprawy

Szybko i równie starannie.

Od rana jednak się zepsuł

Szlaban wjazdowy do firmy.

Musiałem szybko naprawić,

TIR – y czekać nie powinny.

 

Właśnie zacząłem naprawę.

Dźwigałem szlaban oburącz,

Gdy jakiś pan w garniturze

Krzyknął na mnie: „Gdzie jest biuro”?

 

Ani „dzień dobry”, ani „przepraszam”,

Tylko żądanie po chamsku zgłasza.

Olałem gościa, ale ten znowu

Pyta o biuro. Chyba ma powód,

Bo jednocześnie szturchnął mnie w ramię

Tak jak zwykły jakiś cham bez manier.

Mimo despektu wskazałem drogę.

Pytam: „Może panu w czymś pomogę”?

 

Odpowiedział mi wzgardliwie:

„Z robolami ja nie gadam”!

I odszedł w stronę biura tak,

Jak kabotyn zwykle chadza.

 

Po chwili dzwoni komórka,

Że przyszedł ktoś umówiony,

A przez to, że mnie nie zastał,

Jest wyraźnie rozdrażniony.

Powiedziałem, że za kwadrans

Będę gotów do rozmowy.

Czułem, że to ten elegant

I że coś złego się kroi.

 

Skończyłem naprawiać szlaban

I wróciłem od zaplecza.

Umyłem się i przebrałem.

Potem już czekam na „speca”.

 

Facet wszedł i już od progu

Zrobił się kompletnie blady.

Dojrzał mnie, raptem zesztywniał;

Miał coś w rodzaju blokady.

Poznałem go. On podobno

Nie rozmawia z „robolami”,

Ale w moim gabinecie

Na mój widok nagle zamilkł.

Gdy wreszcie się opanował,

Zrobił ruch, by się wycofać.

Poprosiłem, żeby usiadł.

„Dziękuję”, on wybełkotał.

 

Przecież przyszedł na rozmowę.

Szuka pracy. Zna warunki.

Czy z nie-robolem już grzeczniej

Nawiąże pracy stosunki?

A może nadal nie jestem

Godny chwilki jego czasu?

Przez dziesięć minut starałem

Do rozmowy dać mu asumpt.

 

On stulił uszy po sobie,

Wzrok utkwił w podłodze, potem

Zostawił CV na biurku

I bez słowa… sobie poszedł.

 

Zaciekawił mnie, więc zaraz

Jego Facebook wyszukałem.

A tam moc autorskich wpisów

Pełnych buty i przechwałek.

Wszystkie w jednakowym tonie

Typu: „Szlachta nie pracuje”,

„Tylko robole tyrają”,

„Rządzi Szlachta i Burżuje”!

 

Ostatnio już coraz częściej

Można spotkać tych „bogaczy”.

Czy chcą zadać kłam przysłowiu

„Bez pracy nie ma kołaczy”?