Tylko sake brak…

Wyszłam gdzieś na pogaduszki.

W domu zostali mąż z bratem.

Wróciłam późnym wieczorem,

A w domu pełno „Azjatek”.

 

Twarze obsypane mąką.

Na ustach czerwony marker.

Telewizorek włączony.

Wszystkie okna są otwarte.

Na ekranie japońszczyzna.

Leciał film „Wyznania Gejszy”.

Mąż oraz szwagier pijani.

Nie wiem, który z nich smutniejszy.

 

Tak w klimat filmu się wczuli,

Że swe twarze wybielili.

Uśmiechali się jak gejsze,

Choć żytnią nie sake pili.

Przerwa w życiu

Mam rozrywkowego kumpla.

Robi wspaniałe imprezy.

Zawsze miła atmosfera

Nawet nerwusa odpręży.

Sobotnie imprezy u niego

Odbywają się z kulturą.

Nie pamiętam, żeby kiedyś

Skończyły się awanturą.

 

Gdy wyprawił urodziny,

Oczywiście na nich byłem.

Piłem piwko i wódeczkę.

Bardzo dobrze się bawiłem…

 

Obudziłem się w szpitalu.

Na głowie mam z lodem worek

Oraz cztery szwy na czole.

A poza tym… dziś jest wtorek!

Przekręt

W pierwszej klasie licealnej

Nie znałem nauczycieli.

Często myliłem nazwiska.

Koledzy o tym wiedzieli

I często z moich pomyłek

Zabawę „po pachy” mieli.

 

Któregoś dnia na zastępstwo

Miał przyjść do nas pan Stolecki

I ja miałem się dowiedzieć,

Czy on będzie na tej lekcji.

To jest ostatnia godzina

Planowanych na dziś zajęć.

Chcielibyśmy wyjść ze szkoły.

Fajnie by było, przyznaję.

 

W pokoju nauczycielskim

Kilka osób jest przy stole.

Od samych drzwi zapytałem

– Czy jest pan profesor Stolec?

Kilka osób się zaśmiało.

Ja tam stoję i się pocę,

Lecz poprawiam się natychmiast:

– Czy jest pan profesor Klocek?

Jedna z pań nauczycielek

Zakrztusiła się herbatą.

Inną znów paroksyzm śmiechu

Wstrząsał prawie jak armatą.

 

Widział wszystko pan Stolecki.

Ja nadal stałem pod drzwiami.

Podszedł do mnie, podał rękę.

Nie ma sprawy między nami…

Ufaj i kontroluj

Byłem z dziewczyną na imprze.

Dobrze z nią się tam bawiłem.

Gdy poszła „nosek poprawić” ,

Jak stary mops się nudziłem.

 

W pewnej chwili podszedł do mnie

Koleś w wieku mego taty.

Zagajał coś o wspinaczce –

Dla mnie nieznane klimaty.

Nie chciało mi się go słuchać.

Udałem podchmielonego

I odszedłem myśląc w duchu,

Ażeby spadał na drzewo.

 

Dziewczyna to chyba widziała.

Gdy przyszła, spytała ciekawie,

Co takiego powiedziałem

Jej osobistej obstawie?

 

Wyszło na to, że „taternik”

To ojciec mojej dziewczyny

Pełniący na tej imprezie

Funkcję prywatnego „gliny”.

Wyobraźnia

Pamiętam, jak razem z mężem

Piękny film oglądaliśmy,

Jeszcze nigdy w żadnym kinie

Tych wzruszeń nie przeżyliśmy.

To Spielberga „Park Jurajski”

Zrobił tak wielkie wrażenie.

Niesamowite efekty

Mego męża wbiły w ziemię!

 

Po projekcji rzekł z powagą,

Że trudno jest mu uwierzyć,

Że są jeszcze w Ameryce

Tak bardzo zdolni trenerzy,

Którzy takie wielkie stwory

Fantastycznie wyszkolili,

Że przez całą akcję filmu,

Co oni chcieli, robili.

 

Małżonek mój jest biologiem,

To tak dodam mimochodem

I poprawkę trzeba wziąć

Na to, co gada mój mąż.

Aport

Mój pies uwielbia pływanie.

Dlatego letnie spacery

Odbywamy nad jeziorem.

Omijamy parki, skwery…

Zawsze na takiej wyprawie

Rzucam mu patyk do wody.

On z radością go przynosi.

Wodą chlapie jak krokodyl.

 

Raz podczas takiej zabawy

Zadzwonił do mnie kolega.

Zagadaliśmy się trochę.

Pies przy mnie siedzi, nie biega,

Tylko czeka dłuższą chwilę,

Żebym wreszcie rzucił kijek.

Szczekaniem mnie dopingował.

Wziąłem zamach i  rzuciłem.

 

Pies pobiegł ochoczo jak zwykle.

Wrócił jak zwykle za moment,

Lecz tym razem nie miał kijka –

Przybiegł… z moim telefonem!

Próba z You Tuba

Na You Tubie wisi filmik,

W którym zamieszczono scenki,

Jak chłopak w tym co ja wieku

Na ulicy rwał panienki.

Zaczepiał i śpiewał dla nich

Jakieś kawałki miłosne.

Potem prosił o telefon.

Rozbawione i radosne

Chętnie numer podawały.

On skwapliwie zapisywał.

Spodobał mi się ten sposób.

Sam tak spróbuję podrywać!

 

Wczoraj w samym centrum miasta

Rozpocząłem wielki podryw.

Ciekaw jestem, czy też dla mnie

Los będzie także tak szczodry?

 

Od bardzo fajnej dziewczyny

Rozpocząłem własną akcję.

Zaśpiewałem tylko dla niej.

Czekałem na jej reakcję.

Miły uśmiech na jej twarzy

Świadczył, że się podobało.

Numer telefonu także

Zdobyć od niej się udało.

To była jedyna próba.

Tylko dla niej chciałbym śpiewać.

Nagle tak się odmieniło,

Że świat bez niej jest nic niewart!

 

Dziś od rana wybierałem

Ten cenny numer zdobyczny,

Ale ciągle mi się zgłaszał

Ten sam zakład…  psychiatryczny!

Lizus

Od pewnego czasu chodzę

Z kolegą z mojego roku.

Bardzo mamy się ku sobie,

Czuję to na każdym kroku.

Choć mnie kumple ostrzegają,

Że on jest „pies na kobiety”,

Jestem nim oczarowana.

Ma w sobie dziwny magnetyzm.

 

Poszłam z nim dziś na imprezę.

Wesoło się bawiliśmy.

DJ zapowiedział przerwę.

Gdzieś w kąciku usiedliśmy.

Patrzył łakomie na usta.

Włosy moje dłonią muskał.

Nasze oczy się spotkały.

Tak liczyłam na całuska…

 

Byliśmy naprawdę sami,

Choć pełno ludzi wokoło.

Nagle… liznął mnie po twarzy

Od podbródka, aż po czoło…

Świekra ćwierka

Bardzo często w ścisłym gronie

Rozgrywamy kalambury.

Czasami bywa wesoło.

Często nastrój jest ponury.

 

W święta z rodziną chłopaka

Także w kalambury grywam..

Przyszła kolej, by mój luby,

Swoje hasło pokazywał.

Wstał od stołu, wskazał na mnie…

A od razu z naprzeciwka

Jego matka wypaliła:

„Dziwka, na sto procent dziwka”!

 

A ja chciałem im pokazać

Uczucie, które nas wiąże,

Gdyż hasło do odgadnięcia

Było bardzo piękne: „związek”.

Happening

Kontrolerzy są rozliczni.

Jedni grzeczni i spokojni,

Drudzy z brakami kultury,

Inni do wszystkiego zdolni.

Miałem kiedyś tę możliwość

Spotkać duet kontrolerów,

Których już znało pół miasta

Z robionych przez nich numerów.

 

Scenka była wręcz stylowa.

Obok mnie siedziała pani,

Którą za nadmiar urody

Dokładnie kontrolowali.

Od razu ją obrzucili

Drwiącymi epitetami

I nawet się posunęli

Do popychania rękami.

Lecz ona całkiem spokojnie

Sięgnęła do swej torebki

Wyciągając coś w rodzaju

Saszetki albo sakiewki.

Pokazała to z uśmiechem

Uprzejmie przepraszającym,

Że w środku jest nieporządek

Bardzo kompromitujący.

Były tam pliki biletów

Rzeczywiście skasowanych.

Kontrolerzy patrzą na to

 

Z lekkim grymasem przygany.

Zaczęła szukać biletu

Koniecznie z właściwą datą

Zerkając na nich spod oka

Ciekawa, co oni na to…

 

Dwa „kanary” już są pewni,

Że pani nie ma biletu,

A twierdzenie, że posiada

To tylko przejaw tupetu.

 

Odebrali jej saszetkę.

Każdy bilecik sprawdzali,

Ale tego jedynego

Pechowo nie odszukali.

Pani patrzyła z ukosa

Spokojnie, bez drgnienia powiek

Jak szukają „w stogu siana

Igły” spoceni panowie.

 

Kiedy już wszystkie sprawdzili,

Pani wyjęła z kieszeni

Ten „zaginiony”, właściwy.

I tak skończyła happening.