Śmigus

Obchodziliśmy „Śmigusa”

Z naszymi dziećmi w najlepsze

Polewając się wzajemnie

Po ubraniach, nie w powietrze.

 

Gdy zabawa w pełni trwała,

Policja w drzwi zapukała,

Bo ktoś zgłosił, że mieszkaniu

Mym dzieciom krzywda się działa.

 

Któryś sąsiad ten „fakt” zgłosił

Słysząc krzyki: „Tatusiu, nie”!

„Mamo, broń nas!”, czy „Ratunku!”

To oczywiście rozumiem,

 

Ale nie przypuszczałem, że

Ktoś mógłby uznać mnie draniem,

Który mógłby własne dzieci

Skrzywdzić przez molestowanie.

 

Wesele

Na tydzień przed naszym ślubem

Ustaliłam z narzeczonym,

Że wieczory kawalerskie

Są czymś głupim i chybionym.

Woleliśmy ten czas spędzić

Wyłącznie we dwoje, razem.

Zrobię wystawną kolację,

Nawet może coś usmażę…

 

Około ósmej wieczorem,

Gdy szykowałam kotlety,

Przyszli po niego kumple,

By zabrać go na… balety.

On oczywiście odmawiał,

Nie chciał mnie samej zostawić.

Jednak ja go przekonałam,

By dobrze z nimi się bawił,

A ja… jakoś spędzę wieczór

I nie będę się nudziła.

Zaproszę swe koleżanki,

W klubie będę się bawiła.

 

On z kumplami, ja samotna,

Bo dziewczyny przyjść nie mogły,

Siedziałam smętnie przy barze

Myśląc „jaki ten świat podły”…

Gdy już nieźle miałam w czubie,

Podchodziłam do stolików

Nawiązując znajomości

Wśród pijących biesiadników.

 

Tydzień później nadszedł wreszcie

Upragniony Dzień Zaślubin.

Wtedy, już po ceremonii,

Zaczęłam się trochę… gubić.

 

Nagle zaczęli podchodzić

Z życzeniami ludzie obcy,

Absolutnie mi nieznani.

Myślałam, że to czyjś… dowcip!

Nie mieliśmy pojęcia jak,

Albo w jaki inny sposób

Znalazło się dodatkowo

Około dwadzieścia osób!

 

Po kilku rozmowach z nimi

Zrozumiałam, że ja byłam

Nieznaną dla nich osobą,

Która ich tu… zaprosiła.

Wtedy w barze na „panieńskim”

Doznałam od nich tak wiele

Życzliwości i serducha,

Że sprosiłam na wesele,

Lecz zapomniałam o miejscach!

Kiedy wspomnę, nawet teraz

Głupio mi, że tak się stało…

I wstydzę się jak… cholera!

 

 

Bez

Moi najbliżsi mi kumple

Wyszykowali przyjęcie

Na okoliczność skończenia

Mojej pracy magisterskiej.

 

Pracowałem nad nią ciężko

Przez ostatnie pięć miesięcy.

Jeszcze tylko jej obrona

Musi magisterium zwieńczyć.

 

Zabawa miała się zacząć

Dziś w barku akademika.

Nie było kasy, by nająć

Choćby jednego muzyka.

Dlatego jeden z kolegów

Wziął mi z pokoju laptopa

A kiedy zbiegał ze schodów,

Podwinęła mu się stopa

I roztrzaskał go drobne.

A tam była moja praca!

Zamiast fety, była stypa.

Do dziś mam wielkiego kaca.

 

Wniosek na koniec wypowiem:

Róbcie kopie zapasowe!!!

 

Horrrror!

W ulubionej, taniej knajpie

Kilku kolegów popiło.

Długo trwało ich spotkanie,

Po północy się skończyło.

 

Był tam także inny zespół

Też coś tam oblewających.

Oni także dużo pili

I skończyli po północy.

 

Jak to bywa w tych przypadkach

Wzajem się… odprowadzali.

I dość często, nieświadomie,

Żegnali się lub… witali.

 

Marek bez kolegów poszedł,

Bowiem mieszkał za cmentarzem.

Kumplom nie było po drodze,

Toteż nie szedł nikt z nim razem.

 

Żeby szybciej dojść do domu,

Poszedł jak zwykle na skróty,

Czyli pomiędzy…. grobami.

A że był mocno zapruty,

To rutyna go zawiodła.

Wpadł do dołu grobowego

Na jutrzejszą ceremonię

Wcześniej przygotowanego.

 

Nie dał rady z niego wyleźć,

Więc musiał zostać w tym dole.

Rano grabarze tu przyjdą

I znajdą go, volens nolens[1].

 

Najważniejsze, że jest ciepło.

Zapas fajek miał w kieszeni.

Przekima się tu do rana,

Rankiem się wszystko odmieni.

 

Naraz do tej samej dziury

Zwalił się następny koleś.

Bez sprawdzenia, gdzie się znalazł,

Skakał tak jak mucha w smole.

 

Nie miał szans, więc nasz Mareczek

Odezwał się dosyć tubalnie:

„Sam z tej dziury nie wyleziesz”!

On przerażony totalnie,

W sekundzie był już… na górze.

Rwąc ze strachu bujne włosy

Uciekał ile sił w nogach krzycząc

„Boże ratuj”! – wniebogłosy.

 

[1] Z łac. „chcąc nie chcąc”

Pytanie

Tato, co to jest wibrator?

Zapytała moja córka.

Machinalnie Jej odrzekłem:

„Córuś, a co to za bzdurka”?

 

Zadziwiło mnie, skąd Ona,

Czteroletnia dziewczyneczka,

Zna pojęcia, których sfera

Jest niepojęta dla dziecka.

 

Kompletnie mnie zaskoczyła,

Więc powiedziałem jedynie,

Że to jest taka zabawka

Tylko dla dużych dziewczynek.

 

Odpowiedź Jej wystarczyła.

Nie wracała do rozmowy.

Kilka miesięcy minęło,

Zbliżał się okres zimowy.

 

Odwiedziła nas teściowa.

Zawsze, gdy tylko przyjedzie,

Bawi się z wnusią, rozmawia.

Dziś została na obiedzie.

 

Potem kawka i rozmowa.

Wnusia babci imponuje,

Bo jest mądra i w Wigilię

Na prezencik zasługuje.

Koniecznie musi Jej kupić

Upominek pod choinkę

Który będzie odpowiedni,

Dla tak dużej już dziewczynki.

 

U córki się zapaliła

Lampka skojarzenia na to

I spytała: „Czy to znaczy,

Że kupisz dla mnie… wibrator”?

 

Teściową to aż zatkało.

Ledwo z siebie wydusiła:

„Kto jej tych paskudztw nauczył?

To na pewno Twoja wina”!

I spojrzała na mnie groźnie.

Córcia, nim minęła chwila,

„Tatuś – jej odpowiedziała –

Ja się tym będę bawiła”!

 

 

 

Powiększenie

Mam na wychowaniu wnusię.

Tak jak pokolenie całe

Jest „na ty” z elektroniką.

Brak u Niej innych „smykałek”.

 

Ciągle jest tylko wpatrzona

W ekran swojego smartfona.

Paluszkiem po nim przebiera,

Coś wyrzuca, a coś wkleja…

 

Ostatnio oglądałyśmy

Zdjęcia Jej mamy z młodości.

W albumach mam stare fotki,

A nie cyfrowe nowości.

 

Jedno z tych zdjęć wybrała

I paluszkami „mazała”.

Powierzchnia zdjęcia jest płaska

A ona gładziznę… głaska!

 

Wzruszyła mnie bardzo czułość

Z jaką okazuje wnusia

Swojej dawno zmarłej Mamie,

Zaraz pewnie będzie… buziak!

 

Ale ona nadal szura

Paluszkami po powierzchni.

Pomyślałam, „Panie Boże,

Jak Ona za Mamą tęskni”!

 

Zapytałam, „czy mi powiesz,

Co tam tak zawzięcie skrobiesz”?

„Babciu, chcę powiększyć troszkę

Fragment, by zobaczyć… broszkę”.

O czasie

Nasz czteroletni syneczek

Ma serdecznego kolegę.

Razem chodzą do przedszkola

No i… mieszkają przez miedzę.

 

Bawią się też często w domu

Na zmianę w jednym lub w drugim.

Dziś wizyta dłużej trwała.

Czas zabawy był dość długi.

 

Powiedziałam im, że późno

I za pięć minut musimy

Iść już do swojego domku.

Chłopcom skwasiły się miny,

Ale zaraz zapytali,

(Pewnie, by na czasie zyskać)

Czy pięć minut to „jak ptaszek”,

Czy to tylko „mała liszka”?

 

Chodziło im pewnie o to,

Czy czasu dużo, czy mało.

Ale sedno zapytania

Bardzo poważnie wybrzmiało.

 

Powiedziałam Im, że wszystko

Od tego zależy tylko,

Jak  czuje to małe dziecko:

Czasem dzionek też jest chwilką.

 

Bo jak dzieciaki się bawią

Spokojnie, wesoło, grzecznie,

Wydaje się, że zabawa

Kończy się zawsze za wcześnie.

 

Jeśli jednak coś Cię boli,

Bo masz na przykład klamerkę

Zaciśniętą na noseczku,

To nawet małe pięć minut

Zmienia się w długą udrękę.

Wtedy czas biegnie powoli

Każdemu choremu dziecku.

 

Wyszłam na chwilę, by zebrać

Nasze rozrzucone rzeczy.

Wracam z powrotem po synka

I stałam się świadkiem… hecy!

 

Chłopcy leżą na tapczanie

Opatuleni kocami,

A spod pledów tylko widać

Małe…noski z klamerkami!

 

 

Przeznaczenie?

W naszej pierwszej licealnej

Jest kilku fajnych chłopaków.

Jeden z nich mi się podoba,

Lecz nie daje żadnych znaków.

 

A ja tylko o nim myślę.

Wstyd prosto w oczy zagadać,

A email-a  napisać wprost

Także jakoś nie wypada.

 

Kiedyś na informatyce

Pracowaliśmy z programem,

Którego nie posiadałam.

Na jutro z niczym zostanę.

 

Nie miałam wyjścia i musiałam

Prosić Jego, by pozwolił

Wziąć Jego pendrive z programem,

By wieczorem się podszkolić.

 

Zgodził się. W domu stwierdziłam,

Że na „penie” miejsce wolne,

Więc dograłam Mu „przypadkiem”

Moje fotki, te „frywolne”.

 

Nie przewidziałam, że jutro

Zamiast zabrać go do domu,

On tego pena  pożyczy

Zupełnie innemu komuś.

 

A ten chłopak mnie rozpoznał

I powiedział, że zobaczył

Coś, co nie było dla niego.

Nie chciałam Mu się tłumaczyć.

 

Chłopak jednak był w porządku

I na mą prośbę skasował

Wszystkie te moje wygłupy.

Bardzo mi zaimponował.

 

Popatrzył na mnie uważnie

I czerwieniąc się na twarzy

Wyznał mi, że już od dawna

O spotkaniu ze mną marzy.

Bo chociaż w klasie jest kilka

Fajnych i miłych panienek,

To ja jemu wpadłam w oko…

Czyżby to jest przeznaczenie?

 

 

 

 

O czasie

Nasz czteroletni syneczek

Ma serdecznego kolegę.

Razem chodzą do przedszkola

No i… mieszkają przez miedzę.

 

Bawią się też często w domu

Na zmianę w jednym lub w drugim.

Dziś wizyta dłużej trwała.

Czas zabawy był dość długi.

 

Powiedziałam im, że późno

I za pięć minut musimy

Iść już do swojego domku.

Chłopcom skwasiły się miny,

Ale zaraz zapytali,

(Pewnie, by na czasie zyskać)

Czy pięć minut to „jak ptaszek”,

Czy to tylko „mała liszka”?

 

Chodziło im pewnie o to,

Czy czasu dużo, czy mało.

Ale sedno zapytania

Bardzo poważnie wybrzmiało.

 

Powiedziałam Im, że wszystko

Od tego zależy tylko,

Jak  czuje to małe dziecko:

Czasem dzionek też jest chwilką.

 

Bo jak dzieciaki się bawią

Spokojnie, wesoło, grzecznie,

Wydaje się, że zabawa

Kończy się zawsze za wcześnie.

 

Jeśli jednak coś Cię boli,

Bo masz na przykład klamerkę

Zaciśniętą na noseczku,

To nawet małe pięć minut

Zmienia się w długą udrękę.

Wtedy czas biegnie powoli

Każdemu choremu dziecku.

 

Wyszłam na chwilę, by zebrać

Nasze rozrzucone rzeczy.

Wracam z powrotem po synka

I stałam się świadkiem… hecy!

 

Chłopcy leżą na tapczanie

Opatuleni kocami,

A spod pledów tylko widać

Małe…noski z klamerkami!

 

Studniówka

Niedawno miałam studniówkę.

Wszystko było idealnie:

Tańce, humor, atmosfera,

Lecz skończyło się fatalnie.

 

Gdy siedziałam w toalecie,

Usłyszałam dziewczyn głosy

Narzekające, że Izki

Mają już serdecznie dosyć.

 

Że „ Iza to głupia suka”,

Że „wstyd się z nią pokazywać”,

Że „żałują, iż nie zdechła

Przed studniówką, ta parszywa”.

Że „gdyby mogły, to zaraz

Chętnie by ją za**bały”…

Dalszych cytatów oszczędzę,

Też mi się nie podobały.

 

Nie wzięłam tego do siebie,

Choć też mam na imię Izka,

Bo nie rozpoznałam głosów,

Mimo że słuchałam z bliska.

 

Jednak trochę się spłoszyłam,

Minął mi studniówki luzik.

Chciałam wyjść, ale zostałam,

Duma nie  dawała stchórzyć.

 

Poszłam z chłopakiem na parkiet.

Ktoś „niechcący” w czasie tańca

Kopnął mnie boleśnie w kostkę,

A w plecy rąbnął szturchańca!

 

Chyba jednak w toalecie

To o mnie mówiły: „suka”.

Widocznie ktoś, nie wiem czemu,

Zwady ze mną pilnie szuka.