Diagnoza

We wtorek pierwszego kwietnia,

Dwa tysiące czternastego

Mój synek, gdy spadł ze schodów,

Złamał sobie nogę. Lewą.

 

Karetka nie przyjechała,

Bo wówczas  była gdzieś w drodze.

Do szpitala go zawiozłam,

By był zbadany na SOR-ze.

 

Lekarz synkowi powiedział

Że trzeba mu uciąć nogę,

Czym u mego czterolatka

Wzbudził histeryczną trwogę.

 

Nie mogłam go uspokoić.

Godzinę żałośnie kwilił.

Lekarz nie poczuł się winnym:

„Przecież był Prima Aprilis”!

Buractwo aroganta

Jestem młody, niepijący.

Trzy przyczyny tu przytaczam:

Rzygam i mam słabą głowę,

Poza tym cierpię na kaca.

Dla mnie piwo (trzy procenty)

Jest napojem nazbyt mocnym.

Dlatego ja jako trzeźwy

Kumplom mogę być pomocnym.

Najczęściej jestem kierowcą.

Zawsze działa ma wymówka:

Gdy zadzwonię kluczykami,

Wyjaśnia lepiej niż słówka.

 

Kiedyś razem z narzeczoną

Byłem na domówce, którą

Zorganizował kolega,

A skończyła się… ponuro.

 

Gospodarz, już podchmielony,

Wziął sobie za punkt honoru,

Żeby wypić ze mną „brudzia”

I wtedy doszło do sporu.

Wówczas on w pijackich nerwach

Ręką na mnie się zamierzył

Bełkocząc: „Napij się ze mną,

Albo sp***dalaj z imprezy”.

 

Nie zdążyłem się pożegnać.

Wyjątkowo ordynarnie

Zostałem stamtąd wypchnięty

I zwyzywany wulgarnie.

 

Narzeczona była przy mnie.

Chciała jakoś mnie obronić,

Ale jej usiłowania

Były tyle warte, co nic.

Bez pożegnania z kumplami

Wsiedliśmy do samochodu.

Do nikogo nie dzwoniłem.

Z braku chęci i powodu.

 

Rano stwierdziłem, że w nocy

Dzwonił do mnie wiele razy

Ktoś uparty, który chyba

Chciał pilnie ze mną „pogwarzyć”.

 

Jednak kiedy znów zadzwonił

Numer taki jak poprzednie,

Odebrałem. To gospodarz!

Chce mnie przeprosić najpewniej!

 

Lecz on wulgarnie wykrzyczał,

Że wczoraj wieczór przeze mnie

W oczach wszystkich swoich gości

Wyszedł na chama zupełnie!

Niektórzy nawet krzyczeli,

Że z niego kawał buraka,

Aroganta, prowincjusza,

Gbura, a nawet prostaka!

 

Za tę potwarz mam przeprosić

I oddać wszystkie złotówki,

Które musiał zwrócić gościom

Za zamawiane… taksówki,

Gdyż nie byli przy pieniążkach

Przyzwyczajeni przeze mnie,

Że ich zawsze odwoziłem

Darmo, bezpiecznie, uprzejmie.

Wczorajszym swym zachowaniem

Popsułem ludziom imprezę.

Takich rzeczy się nie robi

Takiemu jak on, koledze!

 

Właśnie przestał być kolegą.

Nie pozwolę sobie na to,

By utrzymywać znajomość

Z takim jak on psychopatą!

“Kolega”

Na weselu mej kuzynki

Tańczyłem ze swą narzeczoną

Przytulańca, znaczy tango,

Blisko siebie – „łono w łono”.

 

Zaczęła mnie prowokować

Pocierając mnie znacząco

W takim miejscu, że natychmiast

Zrobiło mi się gorąco.

 

Reakcja mojej męskości

Była natychmiastowa

I gdyby nie Jej sukienka

Nie mógłbym się nigdzie schować.

Przyciągnąłem Ją do siebie.

Ona zareagowała

I jeszcze bardziej namiętnie

O mnie się ocierała.

 

W pewnym momencie nasz didżej

Zagrał bardziej żywiołowo.

Wtedy nagle usłyszałem

„Odbijany” – jedno słowo.

 

Ten taniec z przyszłą teściową

Był dla mnie bardzo niezręczny.

Spróbujcie tańczyć z teściową,

Jak „kolega” jeszcze sterczy!

 

Mikołaje do lamusa

Są „różniści” kominiarze:

Jedni chodzą z życzeniami,

A ci drudzy, ci prawdziwi,

Zajmują się… kominami.

Oni częściej niż ci pierwsi

Odwiedzają wszystkie domy,

Żeby sprawdzić nasze piece

No i oczywiście komin.

 

Przyszli kiedyś ci „prawdziwi”

We dwóch,  jeszcze przed wieczorem.

Synek się zaciekawił ich

Narzędziami i… ubiorem.

Wyjaśnili mu, że oni

Wchodzą na dach po drabinie

Sprawdzić, czy Święty Mikołaj…

Nie utknie w naszym kominie.

 

Synek prychnął i powiedział:

„Nie ma szans, przecież mój tata

Jest za gruby, żeby chodzić

Z prezencikami po dachach”.

 

Kominiarzom się udało

Przy nim utrzymać powagę,

Lecz gdy byli na drabinie

To… gubili  równowagę

Nie mogąc stłumić chichotu

Na wspomnienie słyszanego

Przed małą chwilką bon-motu.

 

Ja nie będę się odchudzał,

Ani poszerzał komina.

Że nie wierzy w Mikołaja,

To nie jest już moja wina!

Prawdziwy “fejk”

Spotkasz różne dziwne rzeczy

Zamieszczone w Internecie.

Wiele osób je uwielbia,

Chociaż to zwykły „fejk” przecież.

To najczęściej jest fałszywka,

Fotomontaż, filmik, zdjęcie,

Informacja i podpucha

Nawet z prawa ominięciem.

 

Kiedyś zobaczyłem filmik.

Uznałem, że to jest podpucha.

To był na psie umieszczony

Pająk pana Wardęgi -„ mutant”.

 

Często też pokazywano

Rzeczy nie do oglądania.

Myślałem, że je filmował

Jakiś  obłąkany maniak.

 

Dzisiaj stwierdziłem, że fejki

Czasem pokazują prawdę,

Nawet kiedy się kojarzy

Z  piramidalnym „odjazdem”.

 

Jestem singlem, ale mam psa

I… robota do sprzątania.

Włączam go wychodząc rano.

Ład i czystość to ma mania.

 

Zawsze tak było dotychczas,

Że gdy po pracy wracałem,

Mój pokój był odkurzony,

A ja w nim odpoczywałem.

 

Dzisiaj chyba „współlokator”

Miał problemy żołądkowe,

A to co wydalił z siebie,

Pozostawił na podłodze.

 

Odkurzacz rozmazał wszystko.

Było tego dosyć sporo,

Bo piesek nie jest najmniejszy

I potrafi zjeść za czworo.

 

Obraz mojego pokoju,

Gdybym to tylko sfilmował,

Pośród innych fejków w sieci

Dobrze by się prezentował!

Urodziny u rodziny

Mój mąż urządzał ostatnio

Swe czterdzieste urodziny.

Coś jednak mu przeszkadzało

I ciągle zmieniał terminy.

 

Zdaje mi się, że to kryzys

Wieku średniego u męża

Tak na Niego zaczął wpływać

I Mu „ego” nadwerężał.

Zaczął marudzić, że bezsens…

Że będzie drętwo i nudnie…

Nic fajnego się nie zdarzy…

Wymyślał wiele utrudnień.

 

Słyszał jego narzekania

Rodzony brat Jubilata.

Przed nim jeszcze, bo jest młodszy,

Rozterki starszego brata.

 

Był oczywiście na „Gali”

Z okazji jubileuszu.

Niespodziewanie dla wszystkich

Zrobił zmianę w scenariuszu.

Gdy postawiłam na stole

Tort z czterdziestoma świeczkami,

To on tuż przed ich zdmuchnięciem

Zrealizował swe plany.

Wepchnął twarz mojego męża

Prosto w tort i tlące świeczki.

Mąż zaraz zareagował

Na ten brata czyn zdradziecki.

Jakimś cudem się nie sparzył

I sam chwycił za paterę.

Rzucił tortem w stronę brata

Uwalając mu twarz kremem!

 

Obaj bracia jak bliźniacy

Mieli twarze równie brudne.

Tort był raczej  niejadalny,

Lecz za to nie było nudnie!

Wyjazd niesłużbowy

Mieliśmy w firmie imprezę

Z okazji… zresztą nieważne.

Był z nami cały nasz zarząd,

Osoby starsze, poważne.

 

Ta nadęta atmosfera

Ciążyła nam wszystkim młodym.

Kiedy wreszcie się skończyła,

„Młodzież” bez zbytniej namowy

Kontynuowała imprę

W popularnej restauracji

Czynnej nawet do północy

Tuż przy kolejowej stacji.

 

Sporo było alkoholu,

Więc większość wzięła taryfy,

Żeby pojechać do domu

Szybciutko i… za dwie dychy.

 

Dwaj koledzy co mieszkali

Dość daleko od zakładu,

Poszli na peron i wsiedli

Do stojącego tam składu.

Na taksówkę by stracili

Chyba całą tygodniówkę,

A przecież nie mieli kasy,

Bo wydali ją na… wódkę.

 

Następnego dnia nie przyszli

Na ranną zmianę do pracy.

Telefon od jednego z nich

Sytuację wytłumaczył:

 

Obudzili się dopiero,

Kiedy stali na bocznicy

Sto kilometrów od domu

Gdzieś na obrzeżach Stolicy.

“Zypcyś”

Ma kobieta wymyśliła,

Że dobrze by było, żeby

Nazwać jakoś „mego pana”.

Wtedy straci on „swój niebyt”.

 

Przekopała się przez słownik,

Ale nic tam nie znalazła.

Wreszcie wykrzyknęła: „Zypcyś”;

Taka Jej nowa fantazja!.

 

Popatrzyłem pytająco

Na uśmiechnięte oblicze.

Czy ja w wyborze „imienia”

Mego „kumpla” się nie liczę?

 

Odchyliła delikatnie

Gumkę od moich spodenek

I spytała: „Czy wolałbyś,

By Zypcysia  nazywać … Gienek”?

Zaufanie

Przyłapałam mego chłopca,

Jak luka w me SMS-y.

Nie mogłam pozwolić na to,

By w mym telefonie węszył.

Wyrwałam go z jego dłoni,

A on zaczął się wydzierać,

Że mnie dawno podejrzewał

I dlatego zaczął szperać.

Skoro nie dałam mu zajrzeć,

To z pewnością jego zdradzam,

Więc dlatego ze mną zrywa

I natychmiast wyprowadza.

 

Nie chciałam, by się zapoznał

Z moimi SMS-ami,

Bo w nich korespondowałam

Z jego dobrymi kumplami.

Planowaliśmy mu zrobić

Imprezę urodzinową.

Odkryłby tę niespodziankę,

Atrakcja przeszłaby obok!

 

A teraz nie mam chłopaka.

Imprezy także nie będzie.

Kumple są po jego stronie,

Bo według nich w pierwszym rzędzie

W każdym związku musi istnieć

Szczerość między partnerami.

Zaufania u mnie zbrakło.

Miłość tym właśnie się karmi.

Kuriozum

Zaprosiła mnie na wieczór

Para mych dobrych znajomych.

Miał być film oraz kolacja.

Dla mnie nienajgorszy pomysł.

 

Na miejscu się okazało,

Że oni też zaprosili

Swoją dobrą koleżankę.

Pomyślałem w pierwszej chwili,

Że chcieliby nas wyswatać,

Co nawet by mnie kręciło,

Bo akurat jestem singlem

I mogłoby nam być miło.

 

 Szybko się okazało, że

Sypiają z sobą w trójkącie.

Mnie także chcieli namówić.

Myśleli o czworokącie?

 

Ja byłem pierwszą osobą,

Której to proponowali,

Ale widząc mą reakcję

Więcej mnie nie namawiali.

 

Czułem się w tym towarzystwie

Jak „piąte koło u wozu”.

A właściwie czwarte kółko

Do trójkołowca. Kuriozum!