Połowiczny sukces

Mocno się napracowałam,

Żeby zgubić parę kilo.

Kilka miesięcy na diecie,

Wreszcie udręki epilog.

Ubyło mi dosyć dużo

Centymetrów w talii, w udach.

Mimo wszystko trochę wcześnie,

By mówić, że jestem chuda.

 

Waga jest już do przyjęcia,

Lecz nie wszystkim się podoba.

W biuście także mi ubyło;

Mój chłopak mówi, że… szkoda.

Jednak cieszy się wraz ze mną

Z osiągniętego wyniku.

Nawet przygotował pogrzeb

Dla mych zbyt dużych… staników.

Zachęta

Wynajmuję mały pokój

U pani przed sześćdziesiątką.

Jest rozwódką pełną życia,

Przy tym miłą i beztroską.

Prowadzi życie na luzie.

Sama przyjmuje i bywa.

U niej zawsze coś się dzieje.

Często słyszę „Vivat! Vivat”!

 

Ja też jestem po rozwodzie.

Nie mam swojego mieszkania,

Ale mam chandrę po związku.

Żyć spokojnie, to mój zamiar.

Z sympatyczną gospodynią

Zawsze się dogadujemy.

Bardzo często się wspieramy,

Kiedy są jakieś problemy.

 

Ostatnio miałam anginę

I ponad tydzień zwolnienia.

Ale po dwóch dniach choroby

Nie miałam nic do jedzenia.

Brakło mi siły. Musiałam

Prosić panią o przysługę,

Żeby mi kupiła w mieście

Choć chleb i kilka parówek.

Jakiś czas później wróciła.

Pełną torbę z zakupami

Dyskretnie pozostawiła

Tuż, tuż pod moimi drzwiami.

 

W środku było to, co chciałam,

Ale jeszcze oprócz tego

Coś, czego nie zamawiałam,

Zupełnie niespodzianego:

Piękna, seksowna bielizna

Oraz pluszowe kajdanki.

Duża paczka prezerwatyw

I coś w rodzaju nahajki.

 

Początkowo nie wiedziałam

Dla kogo tę rzeczy kupiła;

Czy dla siebie? Może dla mnie,

Żebym coś życiem zrobiła?

Teraz wiem, że ona dla mnie

Te „eroski” kupowała,

Bo miała na mnie oskomę,

O czym dotąd nie wiedziałam.

Kto pierwszy?

Mieszkam na stałe w USA.

Mam polski dyplom lekarza

I żonę Amerykankę,

Którą poznałem „w bandażach”.

Będąc w Polsce u rodziny

Miała dość groźny wypadek,

A nasze pierwsze spotkanie

W Izbie Przyjęć było „krwawe”.

 

Tak się stało, że po roku

Pobraliśmy się i wtedy

Pojechałem z Nią do Stanów,

Ale jako „były medyk”.

Zatrudniłem się w szpitalu

Na etacie ratownika,

A po pracy buszowałem

Po medycznych podręcznikach.

Pracowałem, żeby spełnić

Ustalone wymagania,

By dyplom nostryfikować

Bez nadmiernego zwlekania.

 

Będę wreszcie rezydentem

W dużym szpitalu stanowym.

Poznaję przyszłych kolegów,

Gdyż nie chciałbym być „tym nowym”.

Kiedyś byłem w restauracji,

Gdzie Polaka spotkasz rzadko,

Spotkałem się z koleżanką,

Która właśnie w tym szpitalu

Jest naczelną pielęgniarką.

Po posiłku, już na luzie,

Przy małym kufelku piwa

Rozmawialiśmy po polsku

Żeby nikt nie podsłuchiwał.

Zapytałem, czy zna nowe

Komunikaty prasowe,

W których piszą, że co drugi

Obywatel tego kraju

Na pewno dostanie raka.

To jest powód, by wznieść larum!

 

Zauważyłem cynicznie,

Że ujmując statystycznie,

Jedno z nas dwojga z na pewno

Niebawem go będzie mieć.

Na co ona prawie krzycząc

Zaprzecza: „Co to, to nie”!

I wskazuje na człowieka

Siedzącego nieopodal

Mówiąc „A może lepiej on”!

„Nie, dziękuję” odrzekł… rodak.

Egzamin “Bed Day”

Oblałem specjalizację,

Chociaż testy zaliczyłem.

Na teście było wręcz super.

Prawie sto punktów zdobyłem.

 

Na części ustnej dostałem

Dwa pytania z doktoratu

Mojej egzaminatorki.

I to jest przyczyna krachu.

 

Skąd ja znam takie szczegóły?

Sama mi to powiedziała.

Tak się składa, że na co dzień

Profesor to moja mama.

Ona mężczyznom przeszkadza,

(Taki rodzaj posłannictwa),

Żeby im bardzo utrudnić

Studiowanie położnictwa.

Chory system

Moją żonę niedawno

Strasznie bolała głowa

Poszła zaraz do przychodni

Pełna najgorszych obaw.

Lekarz pierwszego kontaktu

Zasugerował zatoki.

Wysłał ją do specjalisty

Z receptą na antybiotyk.

 

U specjalistów kolejki.

Została tam zapisana

Na pierwszy dostępny termin.

Aż dwa miesiące czekania!

Zgłosiła się tam w terminie.

Lekarz zdziwił się niezmiernie

Bo z badania nie wynika,

By miała w nosie bakterie.

Opierniczył moją żonę,

Że zdrowa przyszła do niego,

Tym samym blokuje dostęp

Kogoś naprawdę chorego.

 

Wychodzi na to, że żona

Jest tej sytuacji winna.

Wykurowała się sama,

A tymczasem… nie powinna!

Zaskoczenie

Jestem lekarzem rodzinnym.

Tydzień temu do przychodni

Przyszli razem siostra z bratem

Bardzo do siebie podobni.

 

Dwulatek był przeziębiony,

Ale ta szesnastolatka

Zajmowała się braciszkiem

Jak najlepsza w świecie matka.

Mały wymagał leczenia.

Lecz, jak stanowią przepisy,

Rodzice muszą się zgodzić

Składając swoje podpisy.

 

Poprosiłem więc dzierlatkę,

By ściągnęła do mnie matkę.

Wzięła chłopca na kolana

Zaskoczona i zdziwiona.

Wyjaśniła mi, że matką

Chorego malca jest… ona.

Zapomniał

Jechałam jako „plecaczek”

Na motorze z mym chłopakiem.

Na drodze rozlany olej.

Motor pojechał zygzakiem.

 

Stracił przyczepność do drogi

I rzucił nas na pobocze.

Obudziłam się w szpitalu

Na łóżku przykryta kocem.

Byłam trochę potłuczona

Na szczęście bez żadnych złamań.

Mój chłopak, nie wiem dlaczego,

W innym szpitalu się znalazł.

 

On zaraz po naszej kraksie

Był tak bardzo zszokowany,

Że wsiadł ponownie na motor

Nie zważając na swe rany

I sam jechał do szpitala

Chyba nie bardzo przytomnie.

Rozumiem to, lecz mi smutno,

Że jednak zapomniał o mnie.

Autodestrukcja

Na parterze w kamienicy,

W której mieszkam lata całe

Jest malutka kawiarenka,

Do której często wpadałem.

Podają tam pyszną kawę

Oraz w szklanych, ciężkich kuflach

Bardzo zimną lemoniadę –

Wielki przysmak mego kumpla.

 

Dzisiaj sama piję kawę.

Kumpla nie ma, nie wiem, gdzie jest.

Pewnie śpi, albo beze mnie

Polazł do innych kafejek.

Jest gorąco, więc po kawie

Zamówiłam lemoniadę.

Wypiję ją przy bufecie

Na stojąco, mam już wprawę.

 

Nim kelnerka mi nalała,

Ja już przy bufecie stoję.

Pić mi się chciało, chwyciłam

Kufel z perlistym napojem.

Nagle… wylałam na siebie

Cały lodowaty napój.

Sama w twarz się uderzyłam

Tak, aż mi policzek napuchł.

 

Jakim cudem to się stało?

Co tak nagle zadziałało?

Wymienili ciężkie kufle

Na identyczne, lecz nowe,

Dużo lżejsze, nietłukące,

Przeźroczyste, plastikowe!

Ścieżka zdrowia

W letni wieczór w miejskim parku

Byłam sama na spacerze.

Kiedy schodziłam po schodach,

Zaczepiłam o obrzeże

I zleciałam na sam dół.

Noga boli jak cholera.

Wyję z bólu. Wstać nie mogę,

Bo nie mam się czym podpierać.

Dobrze, że miałam komórkę

Więc dzwonię do pogotowia.

Poradzili wziąć taksówkę,

Bo ogólnie jestem zdrowa.

Taksówkarz także odmówił.

Brak dojazdu to był problem.

Dobrze, że jakiś pan pomógł

Na przystanek mi się dowlec.

 

Z wielkim trudem kilka osób

Umieściło mnie w tramwaju.

Dojechałam do szpitala,

Ale nie koniec koszmaru.

 Na SORze przez trzy godziny

Czekałam na swą kolejkę.

Prawie nieprzytomna z bólu

Wielką przeżyłam udrękę.

Wreszcie badania, diagnoza:

Dwa prawe żebra złamane,

Uszkodzona kość piętowa

I wiązadła naderwane.

Tym razem to już karetką

Odwieziono mnie do domu.

Gdy się zgłoszę po miesiącu,

To uzyskam dalszą pomoc.

 

Przywlokłam się, bo nie chodzę,

Chociaż pomaga mi laska.

Zdjęto usztywnienie stopy.

Z żeber zniknęła opaska.

 

Teraz powinnam się poddać

Długiej rehabilitacji.

Ona dopiero wykaże

Skuteczność całej kuracji.

Na skierowaniu „To pilne”

Podkreślone bardzo grubo.

To nadzieja, że leczenie

Nie będzie trwało zbyt długo.

 

Przedłożyłem skierowanie.

Przy okienku nie ma tłoku.

Dostałem termin na grudzień

Dopiero przyszłego roku.

A żebyś…

Mam chłopaka, a On ma psa.

We trójkę sobie mieszkamy.

Gdy szykujemy posiłek,

Zawsze coś z mięska mu damy.

 

Dzisiaj, przed samą kolacją,

Spadł mi z deski plaster szynki.

Piesek znikąd się pojawił.

Porwał wszystko, do drobinki!

 

Krzyknęłam za nim ze śmiechem:

„A żebyś się nią udławił”!

I rzeczywiście tak było.

Nawet przy tym troszkę… krwawił.