A priori

Muszę z powodu choroby

Wciąż nosić chustkę na głowie.

Wyglądam prawie tak samo,

Jak bogobojni mułłowie.

 

Na lotnisku przed odlotem

Poddana byłam kontroli.

Czyżbym została wybrana

Losowo, czy też a priori?

Przed bramką stała grupa

Takich jak ja pasażerów.

Na mnie padło, choć mogło być

Podejrzanych jeszcze wielu.

 

Mili panowie w mundurach,

Którzy mnie przeszukiwali,

Powiedzieli mi, że muszą

Chronić nas przed talibami.

W tym celu sprawdzali nawet

Pod chustką mą łysą głowę

Udając, że nie widzą, iż

Mam dość wstydliwą chorobę.

 

Przede mną przez bramkę przeszedł

Mężczyzna w obszernych szatach

Z zawojem na głowie z chusty,

Jaką kiedyś miał Arafat.

Nikt jego nie niepokoił.

Przeszedł bez żadnej kontroli.

 

Panowie celnicy wiedzcie,

Że mnie ten fakt bardzo boli!

Delikatnie mówiąc…

Mam chłopaka. Mówią o nim,

Że jest trochę zniewieściały.

Dla mnie on jest delikatny,

Bardzo miły i kochany.

 

Jesteśmy tuż po maturze.

Przed nami wyjazd na studia.

Poszliśmy razem do sklepu

Kupić dodatki do ubrań.

Kilka drobiazgów w koszyku,

Ale jemu jeszcze mało.

Dosyć głośno mnie zapytał:

„Co by się jeszcze przydało?”.

 

Na to odwrócił się koleś

Stojący obok z kumplami

I naśladując pytanie

Natychmiastowo odpalił:

„Twojemu chłopcu, do diaska,

Przydałaby się… mutacja”.

Obrońca skóry

W mieście Łodzi, na Bałutach

Żyła pani Staromiejska.

Jej adres: ulica Zgierska,

Poddasze, izdebka mała.

Sama jedna, nawet wnuka

Nasza staruszka nie miała.

 

Starsza pani razem z pieskiem

Żyli tam bardzo spokojnie.

Pies ochraniał ją przed giezkiem,

Walczył z natrętem jak żołnierz.

Piesek mały, bo szczeniaczek.

Nie pudelek, nie ratlerek,

Tylko zwykły rotwajlerek,

Co poszczeka i poskacze.

 

Kilka lat szybko minęło.

Pani S. zdrowia odjęło

A pieskowi sił przybyło.

Było spokojnie i miło.

 

Przyszedł dzień, gdy pani zmogła.

Siedzieć i chodzić nie mogła.

Nim przytomność utraciła,

Pogotowie wykręciła.

 

Jedzie „erka” na sygnale.

Nie spieszy się jednak wcale,

Bo sanitariusze wiedzą,

Że przez telefon powiedzą

Komu trzeba i gdzie trzeba,

Że komuś spieszno do nieba.

 

W końcu jednak dojechali.

Na poddasze się wdrapali,

A tu zawód na nich czeka.

Groźny pies warczy i szczeka!

 

Oni nie są rakarzami,

Więc nie wiedzą jak psa podejść.

Tylko wiedzą, jak pavulon

Zmienić na forsę za „skórę”.

 

Muszą więc od jej drzwi odejść,

Bo pies groźny jak tsunami,

Nie da podejść do swojej pani.

Wierny pani aż do końca.

 

A pani psu nie umarła,

Bo to tylko był ból gardła.

Piesek panią uratował,

Bo… nie wpuścił pogotowia!!!

Pocieszanka

W końcu usunęłam bliznę,

Którą miałam od dzieciństwa.

Nie mam na lewym policzku

Tego fatalnego świństwa.

 

Minęły już dwa tygodnie.

Nie mogę się przyzwyczaić,

Że to, co widzę w lusterku

Nie fotoshop, lecz realizm.

 

Zwierzyłam się mojej mamie,

Że trochę brak mi tej blizny,

Gdyż byłam przyzwyczajona

Do tej dawnej podobizny.

Zdaje mi się, że straciłam

Swą wyrazistość, charakter.

Na to mama mnie pociesza

Jak zwykle z niezwykłym taktem:

Nie przejmuj się tą stratą,

Bo u ciebie jeszcze wiele

Wad i defektów, które

Kształtują… twój charakterek.

Zbyt twarda

Moja córcia, ośmiolatka,

Miała dzisiaj urodziny.

Niestety. Niedane jej było

Bawić się z gośćmi swoimi.

Nie widziałem, jak i kiedy

Zeskoczyła z taboretu…

Od niej też nie usłyszałem

Wiarygodnego konkretu.

 

Efekt skoku był mizerny.

Nóżka spuchła jej jak bania.

Miała szczęście w nieszczęściu, że

Obyło się bez złamania.

 

Zawiozłem ją do lekarza,

Żeby opatrzył stłuczenie.

W poczekalni niespodzianie

Wyjawiła swe strapienie.

 

Wyszeptała mi przyczynę

Niefortunnego skakania.

To starszy brat jej przekazał

Tajemny sekret latania:

„Na niektórych ośmiolatków

Podczas ich ósmych urodzin

Umiejętność szybowania

Niespodziewanie nachodzi”.

Chciała sprawdzić, czy to prawda,

A ta okazała się… twarda.

Lek nad leki

Mój tata gorzej się czuje.

Na starość zamieszkał u mnie.

Ma pokój z osobnym wejściem,

Nie musimy mieszkać wspólnie.

Nie wchodzimy sobie w drogę,

Ale zawsze, gdy potrzeba,

Mogę z żoną ojcu pomóc

Przysłowiową kromką chleba.

 

Dzisiaj przyszedł do mnie rano

I powiedział, że lekarstwa

Nadwątliły mu finanse,

Które „dostaje” od państwa.

Ma znowu do wykupienia

W aptece kolejną porcję.

Bez wahania dałem forsę.

Czy bez leków ma być ojciec?

 

Długo go nie było w domu,

Bo powrócił po godzinie.

Do apteki bardzo blisko,

Wcześniej wrócić był powinien.

Martwiłem się, co się stało.

Że czasu stracił aż tyle?

Wyszedł po niezbędne leki,

A kupił tylko… tequilę!

Ale numer…

W liceum, w którym się uczę,

Szukano dziś dawców szpiku.

Młodzież akcję popierała,

Więc chętnych było bez liku.

Każdy z uczniów musiał oddać

Próbkę swej krwi do zbadania.

Chcieli to zrobić dość szybko,

Bez nadmiernego czekania.

 

Wydano wszystkim numerki.

Los zdecydował, kto kiedy

Ma wejść do tego pokoju,

Gdzie próbki pobierał medyk.

Mnie wybrano, bym pilnował

Ustalonej kolejności.

Stałem tak jakby na „bramce”

Przed klubem wpuszczając gości.

 

Jednak rwetes był okropny.

Ciągle ktoś z boku szturmował,

Żeby obok mojej „bramki”

Bez kolejki się wpakować.

W końcu mi się pomieszało,

Ile „numerków” wpuściłem.

Do pierwszej z brzegu dziewczyny

Z zapytaniem się zwróciłem.

– Numerek?- Pytam służbowo,

Chcąc się upewnić, czy ona

Jako następna z kolejki

Może zostać przepuszczona.

 

Dziewczyna się oburzyła.

Nawet się nie obejrzałem,

Kiedy bardzo mocno „z liścia”

Potraktowany zostałem.

Przeszła obok mnie nie patrząc,

Tak jak bym był zwykłym zerem.

Nie raczyła odpowiedzieć,

Jaki był ten jej numerek.

Syzyf

Winda znów była nieczynna.

Jak pozostali sąsiedzi

Wszystkie piętra po kolei

Piechotą musiałem „zwiedzić”.

Mieszkam na dwunastym piętrze.

Nogi mi spuchły jak bania,

Musiałem, chociaż raz dziennie,

Po zakupy wyjść z mieszkania.

 

Dziś wszedłem z dużym wysiłkiem.

Myślałem, że zaraz skonam.

Gdy odpocząłem, dostrzegłem,

Że winda już naprawiona!

Czyja pierwsza

Mam czternastoletnią córkę.

Cierpi na ciągły ból brzucha.

Do szpitala ją zawiozłam,

By ją ktoś zbadał, osłuchał…

Badali, osłuchiwali.

Za nią długa „ścieżka zdrowia”.

A w końcu nawet  trafiła

Na „kozę” ginekologa.

Doktor, leciwy mężczyzna

Zrobił jej wstępne badanie,

A następnie od niechcenia

Rzucił dość dziwne pytanie:

„Czy to może pierwsza ciąża”?

Zapytał znad okularów.

Z początku nie zrozumiałam,

O co pyta się ten staruch.

Zdziwiona patrzę na córkę.

Ona patrzy na mnie blada.

Czy to możliwe, że nagle

Ciążę u dziecka wybadał?

Zapadła cisza, bo nie wiem

Co on może mieć na myśli.

Doktor widząc me zdumienie

Zaraz pytanie uściślił:

„Pytałem o pani ciążę,

By niczego nie zaniechać.

Miałem na myśli, czy córka

To pani pierwsza pociecha”.

Nie byłby to dla mnie problem,

Raczej temat dla estetek,

Gdyby nie to, że ja jestem

Młodym, tęgawym facetem.

Ska-kał

Bardzo długo się leczyłem

U ortopedy – lekarza.

Ból pleców nie ustępował,

Więc poszedłem do kręgarza.

Chciał mnie zbadać, więc w tym celu

Kazał mi lec na kocyku,

Który leżał na podłodze

Jak w sypialniach Japończyków.

Położyłem się na brzuchu

Czekając na polecenia.

Kręgarz wskoczył mi na plecy

Nagle, bez uprzedzenia.

Ból dotkliwy przeszył ciało.

Chyba na chwilę zemdlałem,

Ale wstałem i bez bólu…

Sfajdane majtki wyprałem.