Szczęście z nieba

Lubię spacery z dziewczyną,

Z którą chodzę od pół roku.

Dość często patrzymy w niebo

Licząc ptaki wśród obłoków .

Dzisiaj byliśmy na plaży.

Szedłem z Kasią, Ona ze mną.

Nie wiedziałem, że nad morzem.

Akrobacje się odbędą.

Samoloty i szybowce

Kręcą korkociągi, beczki,

Przewroty, spirale, pętle,

Lot nurkowy, potem „świeczki”.

Widać maestrię lotników

Podczas każdego przelotu.

Pokaz kończy defilada.

Zewsząd słychać gromkie brawa.

Znienacka jeden z pilotów

Za ogonem samolotu

Rozwinął baner czerwony

Pędem wiatru naprężony

Zrobiony profesjonalnie,

Z tekstem „Kasiu, wyjdziesz za mnie?”

Nagle czuję pocałunek

Ust pachnących „Coca-colą”

I do ucha szept „TAK, tak, tak!” …

Nie ja wynająłem samolot…

Kocha, lubi, okłamuje

Mam dziewczynę, tak jak każdy.

Często jej esemesuję,

Że ją kocham, ciągle tęsknię,

Bardzo źle się bez niej czuję.

Ona jednak nic nie pisze.

Czasem na ucho mi mówi,

Że gdy sama jest, to tęskni,

Tylko mnie jednego lubi.

Dzisiaj jest dzień wyjątkowy.

Rano mocno się zdziwiłem,

Gdy na ekranie komórki

Informację zobaczyłem.

To SMS od dziewczyny,

Pierwszy od czasu poznania.

„Wszystko z nami już skończone”,

Tyle mam do przeczytania.

Lecz nim komórkę schowałem,

 

Znów SMS-a dostałem,

A w nim tylko słowa cztery:

„Bardzo przepraszam,

Pomyliłam numery”.

Warsztat na boku

Mam od czterech lat chłopaka.

Delikatny, romantyczny,

Mądry, wrażliwy na sztukę

I w dodatku sympatyczny.

Mówi, że chce być aktorem,

Bo on lubi te klimaty.

Od roku nawet uczęszcza

Na teatralne warsztaty.

Całe swoje młode serce

On oddał dla Melpomeny.

Warsztaty miały być pierwszym

Krokiem, by trafił na sceny.

 

Popierałam go gorąco,

Widząc jak się angażuje

Pomimo, że wraca późno

Oraz zmęczony się czuje.

Kilka wieczorów w tygodniu

Na warsztatach pilnie ślęczał.

Wracał do domu skonany.

Widać, że się nie oszczędzał.

Musiałam jego namówić,

Żeby te zajęcia przerwał.

On musi wreszcie odpocząć,

Niechaj skończy się mordęga.

 

Dziś zdecydowałam działać,

Więc wyszłam mu na spotkanie.

Znałam adres, a więc wchodzę,

A tam – mój chłopak w pidżamie!

Te pracowite warsztaty,

Gdzie on tak codziennie dążył

Naprawdę się nazywają

Monika. Osiemnaście lat

Niedawno skończone mają,

A na dodatek… są w ciąży!

Cenna żona

„Bardzo cenię moją żonę”-

To słowa zapożyczone

Od faceta, co przed laty

Był w wieku mojego taty.

 

Na podwórku  pod kasztanem,

Ten facet  siedząc przy wódce

Wyznał, że kocha się w młódce

Na zabój, prawie na amen.

 

Żona o tym się nie dowie,

Bo to jej pogorszy zdrowie.

Zresztą, on jej już przysięgał,

Nie będzie znów innej „gęgał”!

 

Tak więc, chociaż zaszły zmiany,

Jednak nie będzie zamiany,

Bo to wymaga rozwodu.

A on przecież jest katolik.

Choć drugą butelkę „golił”,

Przywalił łapami w stolik

I „czknął” na całe podwórko:

 

„Trudno mi jest żyć z tym grzechem,

Więc się dowiedz żono, córko,

Jaki  Wasz tatko “jest w dechę”!

Słowa odbiły się echem

I dotarły też do żony.

 

Ale facet był zdziwiony,

Kiedy szanowna małżonka

Wzięła coś na kształt toporka

I pogoniła potworka

Na oczach mojego taty –

Chyba do tej małolaty.

 

Dzisiaj mi się przypomniało,

Że sam jestem takim tatą.

Lat mam już więcej, niż mało.

Żywię się  ZUS-owską ratą.

Żonę też mam, a jakże;

Posunięta w latach także.

Również stypendystka ZUS-u

Z wolnej woli, nie z przymusu.

 

Cenię bardzo moją Żonę

Przed półwieczem poślubionę,

To mój przyjaciel najszczerszy

I wielbiciel moich „wierszy”.

 

Gdyby ktoś, nawet bez wódki,

Chciał dać za Nią jakieś młódki,

To nie pójdę na wymianę,

Bo wiem, co za Nią dostanę.

 

Dziś urządza się castingi,

Obowiązkowe są stringi,

Nikogo to nie obchodzi

W jakim worku kociak chodzi,

Co ma w środku kandydatka,

Czyżby to naprawdę gratka ?

 

Na koniec powiem bez lęku

Taki lekki, mały żarcik:

Lepsza stara żona w garści

Niż jakaś młódka na sęku!

Zachodzenie

Zachodzi słoneczko

Za las kalinowy.

Ja także zachodzę

Wieczorkiem do wdowy.

Przez to zachodzenie

Biję się z sumieniem,

No, bo przez słoneczko

Mijam się z żoneczką.

Ona jest tym słonkiem

Co często zachodzi.

A wdowie nie szkodzi,

Gdy u niej się kąpię.

Muszę to tak robić

Z tej prostej przyczyny,

Że w mym domu same

Z mą żoną dziewczyny.

Pan Bóg nie dał chłopca

I przez to zdarzenie

To moje codzienne

Z domu wychodzenie.

Jedną mam łazienkę

Lecz ciągle zajęta

Bo albo w niej mama,

Albo też dziewczęta.

Księżyc

Chemia różne zna sposoby

Skracające czas reakcji.

Można rok skrócić do doby

Bez zawiłych perturbacji.

Trzeba tylko znać mediator,

Reakcji katalizator.

Miłość to jest także chemia.

Dla ludzkości to pandemia

Zachorowań od wejrzenia,

Od błysku, czy od olśnienia.

Przy księżyca nowiu właśnie

Często miłość się zaczyna.

Nagle cię gwałtownie trzaśnie

W serducho dobra nowina.

Księżyc jest dla wszystkich ludzi,

U niektórych bojaźń budzi.

Ale dla tych zakochanych

Jest on błyskiem niespodzianym.

On przyspiesza czas reakcji

Przy miłosnej fascynacji.

Sam w niej udziału nie bierze.

On, ten milczący mediator,

Miłości katalizator.