“Rasowy”

Ja jestem weterynarzem

Od trzydziestu lat w zawodzie.

Lubię wszystkie zwierzaki, lecz

Psy są mi nadzwyczaj drogie.

Nigdy nie miałem kłopotów

Z prawdziwymi pacjentami.

Lecz niekiedy się zdarzały

Spory z ich właścicielami.

 

Wczoraj była u mnie pani

Z młodym psem – „Jamnistym Yorkiem”,

Kupionym za tysiąc złotych

Małym kundlowatym stworkiem.

Piesek zresztą był uroczy,

Miał na główeczce pędzelek,

Lecz na pewno nie był Yorkiem.

To z pewnością był kundelek.

 

Długo musiałem tłumaczyć

I przekonywać tą panią,

Że: „psina nie jest rasowa,

Nie ma żadnej rasy znamion.

„Jamnisty” – tak w medycynie

Nazywa się… naczyniaka.

Ktoś dla zgrywy wmówił pani,

Ze to rasa tego psiaka”!

Stadnina

Żyłem z dziewczyną przez pięć lat.

Była prawie idealna.

Miała tylko jedną wadę:

To nienawiść maniakalna

Do wszelakich żywych istot

Z jedynym wyjątkiem – ludzi.

Każde zwierze małe, duże

Jednaką wrogość w niej budzi.

 

U mnie w rodzicielskim domu

Zawsze bywały zwierzęta.

Ciągle bawiłem się z nimi,

Od kiedy tylko pamiętam.

 

Mam przyjaciela, który jest

Instruktorem jazdy konnej.

On to mi zaproponował

Rozwiązanie karkołomne.

Pracuje w stadninie koni

I namówił mnie to tego,

Żebym  wykupił jej pakiet

Nauki jazdy u niego.

 

Mimo trudnego początku

Złapała „tego bakcyla”

I po mniej więcej pół roku

Fobia jej zaczęła mijać.

Akceptuje prawie wszystkie

Zwierzęta w jej otoczeniu.

Jazdę konną pokochała.

Przyjaciel to prawie geniusz!

 

Na urodziny mej lubej

Planowałem oświadczyny.

Chciałem ją prosić o rękę

Na maneżu tej stadniny.

 

Tydzień przed uroczystością

Powiedziała, że niestety

Do ożenku muszą sobie

Innej poszukać kobiety.

Ona odchodzi do syna

Właściciela tej stadniny,

A już teraz mnie zaprasza

Na zaplanowane chrzciny.

 

Nikt, ja także, nie przypuszczał,

Że ona tu pokochała

Nie tylko konie i jazdę

Lecz też tego „Bucefała”…

Błysk

Lubię sobie dłużej pospać,

Ale pies ma inne zdanie.

„Wymyślił” więc na mnie sposób

Na skuteczne rozbudzanie.

 

W kuchni ma swoje posłanie.

Tarza się w nim i ociera.

Wtedy zupełnie bezwiednie

Ładunki na sierści zbiera.

 

Później zakrada się do mnie

I naelektryzowany

Łapie ostrożnie mą rękę

Bardzo ostrymi zębami.

 

Dzisiaj zobaczyłem nawet,

Że jemu coś z pyska błyska.

To nie odblask jego zębów.

To na pewno była iskra!

Koci wybór

Mieszkam razem z koleżanką.

Wynajmujemy mieszkanie.

Ja zajmuję jeden pokój,

Drugi przeznaczamy dla niej.

Odkąd poznała chłopaka,

Cały czas z nim przesiaduje.

Ja praktycznie jestem sama.

Bardzo rzadko ją widuję.

 

Od zawsze chciałam mieć kota.

Spełniłam  wreszcie ten zamiar.

Nie będę już dłużej sama

Mając swojego kompana.

Jednak kot całymi dniami

U niej tylko przesiaduje.

Do mnie przychodzi jedynie,

Kiedy głodny się poczuje.

 

Koleżanka ma chłopaka.

Jak ma chęć na „fiku-miku”,

Wtedy mojego kociaka

Eksmituje z pokoiku.

 

Myślicie, że mnie odwiedza,

Kiedy ona go wyrzuci?

Nie! Siedzi smutny pod drzwiami,

Gotów tam natychmiast wrócić!

Pieczywo pod psem

Pracuję w sklepie spożywczym.

Któregoś dnia się zjawiła

Paniusia z yorkiem pod pachą.

Ja jej drogę zagrodziłam

Informując kulturalnie,

Że wprowadzanie tu zwierząt

Jest wzbronione, nielegalne,

Bo insekty, bo nieświeżo…

Najważniejszy był argument,

Ta najważniejsza z przyczyn:

Wykrzyczałam klientce, że

Szef tu sobie psów nie życzy!

 

Paniusia strzeliła focha.

Wzięła tego psa na ręce

I nim się zorientowałam,

Umieściła go we wnęce

Stojaka, tam gdzie pieczywo.

Zaraz wyskoczyłam do niej

Z krzykiem „co babo wyprawiasz,

Zaraz cię z tym psem pogonię”!

 

Ona patrzy się i śmieje

Zachwycona bardzo sobą.

Zabrała pieska i wyszła

Z dumnie podniesioną głową.

 

Pieczywo do wyrzucenia,

Stojak do dezynfekcji,

Żeby sklep zabezpieczyć przed

Rozprzestrzenieniem infekcji.

No i jeszcze całą zmianę

Klientom wyjaśniać trzeba,

Dlaczego dzisiaj, w sobotę

Nie mogli zakupić chleba!

 

Nagranie z monitoringu

Do prokuratora trafi.

Szef jest pewien, że ją znajdą

I zapłaci mu za straty.

Eksmisja

Moja nastoletnia córcia

Ogromnie lubi zwierzęta.

Sama niektóre hoduje.

Ma dosyć duży „inwentarz”.

 

Dziś zauważyłam w kącie

Okazałego pająka.

Poprosiłam męża, żeby

Usunął go i posprzątał.

Wziął dosyć duży słoik

I usiłował go złapać.

Córka, gdy to zobaczyła,

Zaczęła krzyczeć i płakać.

Wydawała takie wrzaski,

Jakby ktoś zarzynał kota.

Krzycząc przy tym rozpaczliwe:

„Tatusiu, nie wkładaj go tam”!

 

Niezadługo było czekać,

Kiedy to do drzwi mieszkania

Zapukali policjanci

Żeby zadać nam pytania…

Kocie drzewo…

Zamierzałam kupić kota

Bengalskiego, rasowego.

Znalazłam adres hodowli,

Wybrałam wytrzebionego.

 

Właścicielka pokazała

Kilka kotów do wyboru.

Wybrałam tego z cętkami

Jasnobrązowych kolorów.

 

Za kota miałam zapłacić

Dwa i pół tysiąca złotych.

Płatne natychmiast gotówką.

Nie miałam  tak dużej kwoty.

Zażądałam dokumentów

Miałam przecież ważny powód

I… przeżyłam szok. Dostałam

Kartkę z napisem „RODOWUT”

Z kocią genealogią

I zdjęciami wielu odmian.

To nie był żaden legalny

Dokument „Felis Polonia”.

 

Ja oczywiście zgłosiłam

Ten fakt do „Felis Polonia”.

Nie wiem, jak się zakończyła

Ta dosyć dziwna historia.

Moim zdaniem te kociaki

Na „bengalskie” wyglądały.

Więc czemu nie miały papierów?

Fakt dla mnie niezrozumiały.

Symulant

Mam małego pieska w domu.

To prawdziwy mój przyjaciel.

Jest tak mądry, że na rozkaz

Umie nawet przynieść… gacie.

 

Wczoraj, już późnym wieczorem,

Podszedł do mego łóżka

Potykając się co chwila,

Jakby go bolała nóżka.

Wciąż ją trzymał podkuloną.

Później nie mógł na niej stanąć.

W końcu nie mógł zrobić kroku,

Bo bolało go kolano.

 

Przed pójściem z nim do lecznicy

Obserwowałem stan szkraba

Licząc na to, że z tą łapką

Nastąpi znaczna poprawa.

Przez cały dzień go nosiłem

Na dwór, do miski, do kojca.

Dałem mu opiekę taką,

Jak niemowlaczek od ojca.

 

Dziś, gdy wróciłem do domu,

Ujrzałem piękny obrazek.

Mój piesio radośnie biegał;

Ani śladu po urazie.

Kiedy tylko mnie zobaczył

Podkulił znowu swą łapkę

I proszącym wzrokiem prosił,

Bym go zaniósł na kanapkę.

Pechowiec

Zaspałem dzisiaj do pracy,

Taki mój pech już od rana.

Chwyciłem szybko laptopa

Oraz swą torbę sportową,

Bo dziś, gdy skończy się zmiana,

Zamierzałem „piłkę kopać”.

 

Biegłem co tchu na przystanek.

Akurat miałem autobus.

Usiadłem na wolnym miejscu.

Trzymam swój sportowy „tobół”.

Nie wiem, co mną kierowało,

Ale na pewno bezwiednie

Sprawdziłem, czy mam w tobołku

Rzeczy do „mecza” potrzebne.

 

Zajrzałem do torby, a tam

Patrzą na mnie kocie ślepia

Duże, zielone, okrągłe;

To mój kot we mnie je wlepia.

 

Nie mam pojęcia, dlaczego

Kot w tym tobołku się znalazł.

Wyskoczyłem z autobusu

I do domu biegnę zaraz.

Miałem szczęście, bo taksówka

Znalazła się jakimś cudem.

Odwiozłem kota do domu,

Lecz w pracy miałem „obsuwę”.